Rozdział 4

270 23 1
                                    

Severus Snape siedział na miękkiej kanapie obok kominka w swoich komnatach, rozkoszując się smakiem ognistej whisky. Nadal zastanawiał się, czy to wszystko mu się po prostu nie przewidziało, w końcu po jaką cholerę Potter by trzymał w kieszeni węża CZARNEGO PANA? Profesor eliksirów wziął kolejny łyk alkoholu, i w tym samym czasie jego mroczny znak zaczął niewyobrażalnie piec, przez co puścił butelkę trzymaną w swojej dłoni, pozwalając aby rozbiła się na podłodze. Mężczyzna nie zwrócił na to uwagi i szybko sięgnął po czarne szaty i maskę śmierciożercy. Pomimo strachu, cieszył się, że jest szansa na to, aby dowiedzieć się trochę więcej o planach Voldemorta.

Będąc przy wejściu do zakazanego lasu, aportował się i już po chwili stał przed ogromną czarną bramą, prowadzącą do rezydencji czarnego pana. Przywitał się z kilkoma śmierciożercami, którzy również znaleźli się obok niego, po czym wszedł do środka budynku. Przez chwilę szedł długim ciemnym korytarzem, aż stanął przed dużymi dwuskrzydłowymi drzwiami, prowadzącymi do miejsca spotkań śmierciożerców. Wszedł cicho do środka i odetchnął w myślach, widząc, że Voldemorta jeszcze nie ma. Zajął swoje miejsce i czekał.

Wszyscy czarodzieje w pomieszczeniu wzdrygnęli się, gdy drzwi otworzyły się szeroko. Nikt nie odważył się odwrócić w tamtą stronę, ale każdy słyszał kroki czarnego pana zbliżające się w stronę stołu. Voldemort powoli zajął swoje miejsce u szczytu stołu, patrząc groźnie na swoich popleczników.

- Miło was znowu widzieć, moi drodzy śmierciożercy. - Wciąż nikt nie podniósł wzroku. Czarnoksiężnik spojrzał na każdego ze swoich sług po kolei. - Otrzymałem informacje, że w piątek uczniowie Hogwartu udają się do Hogsmeade, co jest idealną okazją na zaatakowanie wioski i zabranie kilku szlam do zabawy. - Po sali rozniósł się szalony śmiech Bellatrix. - Tak Bello, będziesz mogła wziąć jakiegokolwiek ucznia do tortur, natomiast jest jedna zasada. Nikt nie ma prawa tknąć Harrego Pottera. - Syk Voldemorta sprawił, że każdy się wzdrygnął.

Severus Snape siedział ukryty w cieniu gęstych loków Bellatrix, uważnie słuchając każdego słowa wydobywającego się z ust czarnego pana. Spojrzał kątem oka w stronę drzwi, w których właśnie pojawiła się Nagini, ale nie była już taka mała jak u Pottera. Patrzył jak wąż wślizguje się na krzesło swojego opiekuna i syczy do niego. Voldemort nie ukazał żadnych emocji i również odpowiedział coś w wężomowie.

- Mam nadzieję, że zapamiętacie moje słowa. W ten piątek o godzinie 16, wszyscy macie pojawić się w Hogsmeade i atakować. Możecie iść. Lucjusz zostań. A ty Severusie poczekaj na mnie przed drzwiami. Snape skinął głową i odwrócił się w stronę wyjścia. Kiedy ostatni śmierciożerca wyszedł, czarny pan skierował swój wzrok w stronę Malfoya.

- Drogi Lucjuszu, plany się zmieniły. Przekaż Draconowi, że w piątek ma zabrać Pottera z wioski i zaprowadzić do wrzeszczącej chaty, z której osobiście go odbiorę.

- Mój panie. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, ale Draco oczywiście zrobi wszystko aby dostarczyć ci Pottera za te dwa dni. - Na twarzy blondyna malował się czysty strach, z którego Voldemort zakpił w myślach. Dobrze, że się boi, musi się bać. - Możesz wyjść. Malfoy aportował się a czarny pan zaprosił Severusa do swojego gabinetu.

- Czy jest coś ważnego, o czym chcesz mnie poinformować, mój panie?

- Tak Severusie, chciałbym, abyś przez następne dwa dni miał Pottera na oku. Pilnuj go. - Profesor milczał, utrzymując swoją pustą maskę, chociaż w jego głowie pojawiło się już wiele pytań.

- Oczywiście, mój panie. Czy mogę zadać ci pytanie?

- Pytaj Severusie. - Voldemort przeszył go krwistoczerwonym spojrzeniem.

- Co Nagini robi w Hogwarcie i to w rękach Pottera?

- Spodziewałem się tego pytania, wysłałem zmniejszoną Nagini do Hogwartu, aby dostarczała mi informacje na temat chłopaka, chociaż teraz znalazłem lepszy sposób. - Severus skinął głową i po wymianie jeszcze paru zdań, został odesłany.

Wszedł właśnie do swoich kwater i zastanowił się. Powinien poinformować Dumbledora o tym, że chcą porwać jego złotego chłopca. Ale Severus zamiast tego sięgnął po nową butelkę alkoholu i wciąż ubrany w szaty śmierciożercy, zaczął pić.


***

Tego samego dnia, Draco w trakcie obiadu otrzymał list od ojca. Wgapiał się w ten kawałek pergaminu już od jakichś 5 minut, nie dowierzając własnym oczom. Jakie dwa dni? Jak on ma zabrać Pottera do wrzeszczącej chaty, skoro chłopak nawet z nim nie chce rozmawiać? Olewając Parkinson i Zabiniego patrzących na niego z naprzeciwka, wstał i udał się do swojego dormitorium.

Harry nie zwracał uwagi na ciągłe irytujące gadanie Hermiony obok niego i patrzył w stronę Malfoya, który właśnie opuszczał wielką salę. Ślizgon od początku roku szkolnego zachowuje się bardzo dziwnie. Harry cały czas ma wrażenie, że Malfoy na siłę próbuje nawiązać z nim jakiś kontakt. Na pewno się o coś założył z tymi swoimi gorylami, ale gryfon wolał nie wnikać. Spojrzał na swój pusty talerz i rozejrzał się po sali. Przez ostatnie dni jadł bardzo mało i nie miał pojęcia dlaczego. Może i był przyzwyczajony to spożywania małych ilości jedzenia, ale zawsze gdy wracał po wakacjach do Hogwartu, to od razu nadrabiał te wszystkie posiłki. Nie wiedział co się stało, że nie miał w ogóle apetytu, ale od kiedy usłyszał Voldemorta w swojej głowie, zaczął uważać na wszystko wokół niego. Bardzo chciałby o tym z kimś porozmawiać ale nie ufał już Dumbledorowi i swoim przyjaciołom na tyle, aby podzielić się z nimi tą informacją. Pomyślał o zbliżającej się wycieczce do Hogsmeade i od razu poprawił mu się humor. Harry informował Syriusza o każdej wycieczce, więc zawsze było trochę czasu aby porozmawiać z nim we wrzeszczącej chacie. Myśl o jego ojcu chrzestnym sprawiła, że Harry poczuł się znacznie lepiej.

Wieczorem zamienił kilka zdań z Nagini, jak robił to przez ostatnie kilka dni i poszedł spać.


***

Nastąpił wyczekiwany przez Harrego dzień. Zielonooki siedział w pokoju wspólnym gryffindoru, czekając aż reszta przyjaciół do niego dołączy. Zobaczył szeroko uśmiechniętą Hermionę biegnącą w jego stronę.

- Cześć Harry! Możemy już się zbierać, Ron za chwilę do nas dołączy, jesteś gotowy?

- Tak, możemy iść. - Odparł posyłając jej delikatny uśmiech.

Kilka minut później szli całą trójką w stronę Hogsmeade, śmiejąc się i planując dzisiejsze popołudnie. Gdy byli na miejscu, ustalili, że rozdzielą się na godzinę i każdy poszedł w swoją stronę. Hermiona od razu skierowała się w stronę księgarni, a Ron pobiegł w stronę sklepu ze słodyczami. Harry udał się do pierwszego lepszego sklepu, w którym jak zauważył, było dosłownie wszystko. Chodził między regałami, szukając czegoś, co mogłoby go zainteresować. Oglądał kolorowe pióra, zakładki do książek i inne ciekawe akcesoria. Pokierował swój wzrok na półkę niżej, gdzie znajdował się piękny czarny naszyjnik z zielonymi zdobieniami. Sięgnął po niego i odwrócił na drugą stronę, gdzie znajdowała się pusta biała przestrzeń.

- Ten wisiorek pomoże ci doradzić w każdej sprawie. - Odwrócił się do sprzedawczyni stojącej za nim.

- Mógłbym wiedzieć jak działa?

- Wystarczy zadać mu pytanie, a na białej części pojawi się odpowiedź.

Harry ponownie spojrzał na naszyjnik w jego dłoni i uśmiechnął się do brunetki.

- Ile płacę?

- To będzie 5 galeonów. - Odpowiedziała usatysfakcjonowana kobieta. Gryfon podał jej wyznaczoną kwotę i wyszedł ze sklepu. Nie zauważył kiedy ktoś szarpnął go mocno za rękę i związał mu oczy. Przez chwilę Harry krzyczał i szarpał się, aż usłyszał ciche zaklęcie wypowiedziane przez porywacza. Nie pamiętał co stało się później.

Devils are Angels || TomarryWhere stories live. Discover now