Rozdział 6

270 22 6
                                    

Harry siedział na podłodze obok kominka, książka, którą właśnie skończył czytać, leżała gdzieś na drugim końcu pokoju. Patrzył się pusto w ogień przed sobą, łzy powoli spływały po jego policzkach. Został oszukany, a Dumbledore od zawsze chciał się go pozbyć. Drzwi otworzyły się, chłopiec szybko starł łzy rękawem szaty i spojrzał nienawistnie na czarnego pana.

- Wyjdź. - Odparł nie patrząc na niego.

- Skończyłeś czytać, co myślisz?

- WYNOŚ SIĘ! - Magia Harrego sprawiła, że wszystkie przedmioty wokół zaczęły się niebezpiecznie trząść.

- Nie. To jest moja rezydencja i będę robił co mi się podoba. Jesteś tylko moim żywym horkruksem. - Krwiste oczy błysnęły rozbawieniem. Harry wstał i podbiegł w stronę drzwi, które zamknęły się przed jego nosem. Warknął wściekle i rzucił się do następnych drzwi znajdujących się w pokoju. Zanim Voldemort zdążył rzucić jakieś zaklęcie, Harry zamknął się w środku. Był w łazience. Przez chwilę słyszał krzyki Riddla aby otworzył, aż w końcu nastąpiła cisza. Gryfon spojrzał na swoje odbicie w lustrze i ponownie pozwolił płynąć swoim łzom. Nie wierzył w to, że miał w sobie kawałek duszy Voldemorta. Zrobiłby wszystko, żeby się tego pozbyć. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył dużą wannę na końcu łazienki. Podszedł bliżej włączając najgorętszą wodę, napełniając nią wannę aż po same brzegi. Zamoczył ręce we wrzątku i zaraz je wyjął. Idealnie. Nie zdejmując swoich szat, wszedł powoli do wanny, sycząc z bólu. Już po kilku sekundach jego skóra była cała czerwona a Harry miał problem z oddychaniem. Położył się w wannie i postanowił zamoczyć w wodzie również swoją głowę. Zanurzył się powoli i od razu tego pożałował. Cała jego twarz paliła, nie potrafił się ruszyć, jego głowa stała się bardzo ciężka i pojawiły się mroczki przed oczami. Udało mu się na chwilę wyjąć głowę z wody. Zdążył tylko cicho krzyknąć zanim ponownie pochłonęła go ciemność.


***

Czarny pan patrzył jak jego najwierniejszy sługa delikatnie zdejmuje mokre szaty z ciała chłopaka, aby posmarować go jakąś maścią. Był bardzo zdziwiony gdy Nagini do niego przyszła, mówiąc o cichym krzyku wydobywającym się z łazienki do której wcześniej Harry uciekł.

- Mój panie. - Przerwał mu głos czarodzieja.

- Tak Severusie? Wszystko z nim w porządku? - Odparł zaniepokojony.

- Oczywiście, Potterowi nic nie jest, powinien obudzić się niedługo, natomiast martwi mnie coś innego. - Voldemort spojrzał na niego dziwnie. - Chłopak ma blizny. Dużo blizn.

Riddle szybko podszedł do łóżka i pochylił się nad gryfonem. Jego lewa ręka była cała posiniaczona, na brzuchu były jeszcze niezagojone rany, na ramionach ślady po przypaleniach, a plecy były pokryte białymi i czerwonymi bliznami. 

- Ciekawe co na to powiesz Dumbledore. - Mruknął, wręcz wypluwając ostatnie słowo.

Severus wyjął dwa eliksiry z kieszeni szaty.

- Obawiam się, że muszę już iść, panie. Daj mu te eliksiry gdy tylko się obudzi. Jutro przyjdę i sprawdzę jego stan. - Tom skinął głową i chwilę później został w pokoju sam ze złotym chłopcem.

- Masz mi wiele do powiedzenia Potter. - Szepnął i wyszedł z pomieszczenia. Musiał przywołać śmierciożerców i zająć się porwanymi szlamami w jego lochach.


***

Harry od dobrych kilkunastu minut wpatrywał się w sufit. Wszystko go bolało, nie pamiętał jak znalazł się na łóżku, ale ktoś go najwyraźniej uratował. Szkoda. Podniósł się powoli, nie zwracając uwagi na ból. Musiał jak najszybciej znaleźć wyjście z tego domu. Zorientował się, że jest tylko w jakiejś luźnej bluzce i spodenkach. Na pewno nie będzie tak chodził po dworze Voldemorta. Spojrzał w stronę dużej szafy po prawej stronie. Podszedł do niej i zajrzał do środka. Było tam wiele ubrań, Harry zastanawiał się do kogo należał ten pokój. Wzruszył ramionami i wyjął o wiele za dużą czarną szatę z zielonymi dodatkami. Nie zdziwiłby się, gdyby pokój należał do któregoś ze śmierciożerców. Poszedł do łazienki i przebrał się. Spojrzał w lustro i stwierdził, że wcale nie wyglądał tak źle w zielonym. Po cichu wyszedł z pokoju w kradzionej szacie i zszedł w dół po schodach. Szedł korytarzem przed siebie, aż dostrzegł duże drzwi, które mogłyby być wyjściem. Otworzył je z nadzieją i szybko tego pożałował. Znalazł się w ciemnej sali z długim stołem, przy którym siedziało wiele ludzi w maskach. Śmierciożercy, pomyślał. Szybko wkradł się do środka i ukrył się w cieniu. Obserwował. Podskoczył delikatnie gdy usłyszał głos.

- Moi drodzy, dzisiaj się trochę zabawimy. Przyprowadziłem tu wszystkie szlamy, które zdołaliście przynieść. - W sali można było usłyszeć ciche rozmowy. - CISZA! Wstańcie. - Wszyscy natychmiast wykonali polecenie czarnego pana. - Więc. - Powiedział cicho, udając, że się zastanawia. - Kto chciałby zacząć? - Bellatrix od razu wystawiła dwie ręce w górę. - Zapraszam Bello. Reszta może ustawić się w kolejce.

 Chwilę później Harry dostrzegł ciało jakiegoś puchona, a potem usłyszał głośny krzyk. Bella z radością rzucała bolesne klątwy na niewinnego ucznia. Harry szybko odwrócił wzrok przerażony tym widokiem.

Przez następne 10 minut zielonooki patrzył jak śmierciożercy torturują niewinnych uczniów Hogwartu, których w większości znał z widzenia. Zobaczył jak Voldemort przyprowadza jakąś blondwłosą krukonkę. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy rozpoznał Lunę Lovegood. Proszę nie. Słuchał jej krzyków tak długo, aż w końcu nie wytrzymał.

- NIE!!! ZOSTAWCIE JĄ! - Zanim zdążył podbiec do dziewczyny, oberwał jakąś klątwą i krzyknął z bólu opadając na podłogę.

- Koniec spotkania. WYNOCHA! - Syknął Voldemort wyganiając swoich popleczników. Harry chciał wybiec z pomieszczenia, ale Riddle go zatrzymał, mocno ściskając jego ramię.

Devils are Angels || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz