Rozdział 3

12.8K 382 177
                                    

Po raz kolejny bez rezultatu szarpnęłam za klamkę, mając ochotę się rozpłakać i wybić okno. Nienawidziłam, gdy drobne rzeczy doprowadzały mnie do szału. Byłam wycieńczona. Wrzasnęłam bezgłośnie, zaciskając dłonie w pięści. Nie chciałam niepokoić sąsiadów swoim zachowaniem.

Przeczesałam kieszenie szarych dresów po raz dwudziesty w ciągu pięciu minut w nadziei, że tym razem znajdę tam coś jeszcze poza bezużytecznym starym paragonem z marketu i jeszcze bardziej bezużytecznym papierkiem po cukierku. Na przykład mogłoby to być kilka tysięcy na ułożenie sobie życia od nowa, bez konieczności konfrontowania się z ojcem, jego idealną żoną i córką, którzy po moim niezbyt popisowym występie mogli mnie uważać za wariatkę. Niestety, mimo moich desperackich błagań do sił wyższych, stan mojego wyposażenia nie zmienił się ani trochę, odkąd ostatni raz sięgałam ręką do kieszeni.

W razie nagłej apokalipsy zombie, czy kosmitów, byłabym udupiona. Nie miałam przy sobie telefonu, jedzenia, ani przynajmniej drobnych. Jednak nie to martwiło mnie najbardziej. Nie miałam przy sobie kluczy, dzięki którym mogłabym wejść do domu bez budzenia wszystkich w okół, bo drzwi były zamknięte na wszystkie zamki. Dlatego miałam ochotę wybić okno. Chociaż to wywołałoby więcej hałasu, przynajmniej nie uciekłabym się do tak radykalnego wyjścia, jakim było zadzwonienie dzwonkiem, co skutkowałoby tym, że ktoś ze smacznie śpiących domowników musiałby ruszyć swoją dupę w kroki i łaskawie otworzyć mi drzwi w środku nocy. Po tym jak dobrowolnie wybiegłam z domu, trzaskając nimi.

Chyba zaczynałam odczuwać skutki przebywania w pobliżu Caroline, bo duma nie pozwalała mi nacisnąć tego przeklętego przycisku. W dodatku wiedziałam, że nie chodziło tylko o nawyk i bezpieczeństwo. Celowo zamknęli drzwi. Zdawali sobie sprawę z tego, że byłam poza domem i mogłam nie mieć ze sobą kluczy. Leżały wraz z breloczkiem dinozaura na półce w przedpokoju. W widocznym miejscu. Obok innych kluczy. Najwidoczniej mieli gdzieś to gdzie, i czy w ogóle będę spała.

Niechętnie zapukałam kilkukrotnie w drzwi, łudząc się, że to wystarczy, a osobą która się obudzi będzie nikt inny, jak mój ojciec. Ale on ledwo słyszał co mówiło się do niego z sąsiedniego pokoju, a co dopiero pukanie dobiegające z parteru, śpiąc w sypialni na piętrze. Nie powinnam była się dziwić, że drzwi nie stanęły nagle przede mną otworem, a ja nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

Zrezygnowana usiadłam na schodku, złożyłam ręce i zwiesiłam głowę, która mi niesamowicie ciążyła. Oczy same mi się kleiły ze zmęczenia. Nie miałam siły myśleć, więc nie było tu nawet mowy o logice. Jedynym wyjściem, innym niż dzwonienie do drzwi, jakie mi pozostało, było przespanie się na schodach w nadziei, że żadna osoba nie do końca zdrowa umysłowo mnie nie porwie. Być może widok mnie śpiącej na schodach w środku zimy obudziłby w ojcu, czy Caroline krztę współczucia.

Schowałam zmarznięte dłonie do kieszeni nieswojej bluzy, która była na mnie o wiele za duża, co czyniło ją niesamowicie wygodną i jeszcze cieplejszą. Mogłam ogrzać nią większą część ciała. Dziękowałam sobie za to, że nie oddałam chłopakowi jego własności siłą i odpuściłam, korzystając z jego pomocy, bo inaczej pewnie już dawno zamarzłabym na śmierć.

Zaśmiałam się pod wpływem własnej hipokryzji, bo czy nie tego właśnie pragnęłam jeszcze parę godzin temu? Śmierci?

Gdzie byłabym teraz, gdyby nieznajomy chłopak, nie postanowił ostudzić swoich emocji w tym samym miejscu, co ja? Gdybym się nie wycofała? Zaczęłam się zastanawiać, gdzie byłaby teraz moja ukochana rodzinka. Czy dalej spaliby sobie smacznie w łóżkach, nie zdając sobie z niczego sprawy?

Przetarłam twarz, rozganiając te myśli. Nie było sensu tego roztrząsać.

— Jeszcze go tu brakowało. — Szepnęłam do siebie, widząc idącego po drugiej stronie ulicy mężczyznę. Właściwie to ciężko było nazwać to chodem. Przypominał raczej kaczkę, która cały dzień pływała w jeziorze pełnym alkoholu, a potem wyszła poprze chadzać się po lądzie.

The moon looks beautiful tonight | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now