Rozdział 1.

249 10 2
                                    

- Wstawaj! - zagrzmiał nade mną męski głos, gdy po raz kolejny spadłam z belki służącej do ćwiczenia równowagi.

Łzy cisnęły mi się do oczu przez ból, który ogarniał wszystkie moje obite i nadwyrężone mięśnie. Zaszklonym wzrokiem spojrzałam na moje drżące i wątłe ręce.

- Może ja spróbuję - odezwał się zachrypnięty dziewczęcy głos.

Podniosłam wzrok kierując go w miejsce, gdzie wszystkie dziewczyny ustawione były w równym rzędzie. Byłam najmłodsza wśród nich, bo miałam zaledwie 10 lat. Ta, która się odezwała, wystąpiła krok łamiąc idealny szereg. Była ode mnie starsza o jakieś 2 lata, jej długie rude włosy były związane w ciasną kitkę, ale sylwetka oznaczała, że pracuje nad nią od dłuższego czasu. Spojrzenie skupiała w niewidocznym punkcie gdzieś przed sobą, brodę unosiła do góry ukazując jej pewne siebie oblicze. Stała na baczność niczym rasowy żołnierz.

- Romanoff - odezwał się mężczyzna nie odwracając wzroku ode mnie. - Nikt nie prosił cię o wystąpienie. Tutaj nie masz prawa głosu.

Słysząc ostatnie zdanie, spięłam swoje mięśnie, a złość przeszła przez całe moje ciało. Nie masz prawa głosu. To zdanie echem odbijało mi się w głowie, gdy bez słowa podniosłam się i z powrotem wlazłam na belkę. Nogi mi drżały z wysiłku, bo trening gimnastyki trwał od dwóch godzin. Przymknęłam na chwilę oczy, jednocześnie biorąc wdech, po czym wykonałam salto perfekcyjnie lądując na belce.

- Nie można było za pierwszym razem? - usłyszałam ten irytujący znudzony głos.

Zagryzłam wargi na tyle mocno, że moje usta wypełnił metaliczny smak krwi.

20 lat później

Przekradałam się cicho wzdłuż zewnętrznej ściany wydawałoby się opuszczonego magazynu.

- Jak sytuacja? - usłyszałam głos Natashy Romanoff w lewym uchu, gdzie wetknięta była ledwo widoczna czarna słuchawka.

- Dwóch mężczyzn, uzbrojonych, przy głównym wejściu i prawdopodobnie czwórka wewnątrz - usłyszałam głos Clinta Bartona. - Dwóch mogę zdjąć, kiedy będziecie gotowe. Są na celowniku.

- Jestem gotowa, Nat - odparłam.

- Bardziej niż Sam, gdy Steve proponuje mu misję? - zażartowała.

- Zdecydowanie - odparłam uśmiechając się pod nosem.

- Wchodzimy za - rozpoczęła odliczenia Romanoff. - 3... 2... 1...

I jak w zegarku, rozległ się charakterystyczny świst lecących strzał. Jedna po drugiej wbiły się w torsy mężczyzn, czego efekt mogłam zobaczyć wyłaniając się zza rogu. Ujrzałam Natashę, która pojawiła się z przeciwnej strony. Przelotnie spojrzałam na dwa trupy, próbując ominąć wzrokiem ich twarze. Nat kiwnęła głową dając znak, że wchodzimy do środka. Ścisnęłam mocniej krótkiego glocka i wbiegłam do budynku szybko namierzając pierwszego z mężczyzn. Oddałam celny strzał prosto w jego klatkę i umknęła pomiędzy kontenery, które tu się znajdowały.

- Jeden zdjęty - potwierdziłam słysząc jak jego ciało upadło na posadzkę.

- To było proste jak pokonanie Tony'ego w walce w ręcz - rzuciła Nat.

- Może jeszcze Tony włoży swoją nanozbroję - odparł Clint.

Pozostałe dwa nasze cele zaczęły w pośpiechu rzucać rozkazy ładując magazynki. Korzystając z zamieszania wspięłam się na najbliższy kontener, żeby mieć lepsze pole widzenia. Rozejrzałam się po rozległym budynku, w którym byliśmy. Po mojej stronie ciągnęły się rzędy metalowych kontenerów, które najczęściej można spotkać w portach, po stronie Nat zaś znajdowało się pełno drewnianych skrzyń. Pomiędzy nimi widoczny był kilkunastometrowy korytarz o szerokości około czterech metrów, na końcu którego znajdowała się ciut większa przestrzeń. Ruszyłam w tym kierunku, jednak natychmiast zorientowałam się, że to był błąd, gdyż moje kroki żywo zadudniły w pustej przestrzeni, co szybko przyciągnęło uwagę wroga.

Backstage StoryDonde viven las historias. Descúbrelo ahora