Rozdział 9- Zimna wojna cz.2

106 12 7
                                    

Dla wszystkich tych, którzy czekali ;)

Zapraszam do komentarzy oraz gwiazdkowania! Nowy rozdział Tajemnicy Cieni już za kilka dni :)

6

Poczuła zapach rosy i wilgoci w powietrzu. Otwarła oczy kierując zaciekawiony wzrok do góry. Z ogromnych, kilkunastometrowych drzew spadały na nią kropelki deszczu. W mokrą ziemię wbijały się obcasy jej butów. Z daleka szumnie dobiegały do nich śpiewy tropikalnych ptaków, witające nowych gości w lesie deszczowym.

- Nie – stęknęła przestraszona Lauren. Wstała na równe nogi. Nagle wróciły do niej wszelkie siły. Celest spojrzała w jej stronę, a ona ledwo trzymając się na swych kościstych łydkach, zaczęła odchodzić od kobiet mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. – Nie – powtarzała w kółko. – Gdzie jesteście!? – wrzasnęła w swym bólu.

- Znowu się zaczyna – powiedziała smutno Vanessa. Wyciągnęła w kierunku wiedźmy rękę, wypowiadając pod nosem słowa zaklęcia. Kobieta upadła zmożona nagłym snem. Vanessa pochwyciła ją w swoje ramiona.

- Co ja jej zrobiłam... - mruknęła pod nosem Celest. Podniosła dłoń, zauważając że jej uszy i szyja pokryte są stróżkami krwi. Boleść w brzuchu zaczęła narastać, a skronie ściskały się wyczekując nagłego bólu głowy.

- Co wy tu robicie? – Salomona wyszła zza lian ubrana w samą bieliznę, na której nasunęła płachtę białego materiału. Wiedźma prezentowała się dużo lepiej niż jej martwa towarzyszka Lauren. Stała pewnie na swych nogach i patrzyła na nie w swej całkowitej świadomości. Zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Gdy Celest ją zobaczyła, zrozumiała że jest jeszcze szansa na lepsze dni dla Lauren.

- Potrzebujemy pomocy Scyntii – oznajmiła błagalnie Celest.

- Chodźcie – rozkazała im prosto, po chwilowej refleksji. Obróciła się na pięcie i zaczęła prowadzić je do siedziby stowarzyszenia wiedźm. Celest doskonale znała tą białą, monstrualną budowlę, przypominającą w swym gmachem azteckie świątynie.

Środek był opustoszały. Te zapewne znajdowały się gdzie indziej, ponieważ trwał właśnie czas posiłku. Przypomniała sobie wtedy, że Jean przestrzegał ją przed Scyntią Clarke. Powinna go posłuchać i nie zadawać się z tą arystokratyczną czarodziejką.

- Celest! – z jednego z bocznych pomieszczeń wyszła uradowana Scyntia. Podniosła swoje ręce w geście przyjaźni i otwartości. Uniosła głowę wysoko, prezentując dumnie swe wydatne kości policzkowe, które dodatkowo podkreśliła brzoskwiniowym różem. – Nie spodziewałam się ciebie, tak prędko... - przyznała szczerze i bezpośrednio. Stanęła tuż naprzeciwko wampirzycy, prezentując swoją powabną białą suknie do ziemi. - Co znowu wywinęłaś? – położyła gładkie dłonie na jej policzkach i lekko pogłaskała ją przegubem kciuka. – Zaraz cię uzdrowię.

- Zaatakował nas wampirzy mag, ale to nie jest największym problemem – Celest skrzywiła się, czując jak brzuch powoli zaczyna swoją karuzelę bólu. Ścisnęła usta, zatrzymując w ustach żelazny płyn, który musiała wykrztusić. Odwróciła się i odkaszlnęła resztki krwi zalegającej w krtani. Scyntia skwasiła swoją minę, widząc rosnący w niej ból i rozwijający się krwotok. – Dasz radę pomóc Lauren? – zapytała zagadkowo. Scyntia początkowo jej nie zrozumiała. Zajrzała za jej ramię. Kiwnęła głową krótko, kładąc rękę na ramieniu wampirzycy pokrzepiająco.

- Tak, choć to trochę potrwa. Salomono, odprowadź naszych gości do komnat. Miej na nią oko – wskazała na obłąkaną Lauren. Salomona kiwnęła głową beznamiętnie, co było typową dla niej manierą. Podeszła do Celest chcąc pokazać ją drogę do siedzib dla gości. Scyntia klepnęła ją lekko po ramieniu, jakby chciała przywołać ją do porządku – Ja się nią zajmę – odparła od razu. Salomona nadal była nieco roztargniona, jakby wciąż myślała o czającej się za jej ramieniem śmierci. Scyntia musiała często ją upominać.

Przysięga DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz