Część 1

3 0 0
                                    

W karczmie panował gwar.
Elficcy bardowie grali coś na lutniach i piszczałkach, przy barze lały się chyba wszystkie znane alkohole.
W samotności, przy nieoświetlonym dębowym stole ustawionym w rogu  karczmy siedział postawny, wysoki mężczyzna.
Jegomość był barczysty, ubrany w skórzane spodnie i wiązane kozaki.
Jego nagi korpus oraz plecy zdobiły czarne tatuaże, na których nieco uważniejszy obserwator dostrzegłby motywy smoków i runiczne napisy.
Wytatuowany mężczyzna nie pił niczego, w przeciwieństwie do większości obecnych w przybytku.
Nagle z końca sali ktoś podniósł głos.
- E, ty... Pomalowany !
Krzyknął wychudzony mroczny elf o czarnych włosach i gładko ogolonej twarzy.
Zaczepiony brodacz odpowiedział tylko spojrzeniem, leniwie podnosząc głowę.
Elf o ciemnoszarej skórze odziany był w ciasno przylegający strój czerwonego koloru.
- Tak, do ciebie mówię !
"Pomalowany" próbował zignorować zaczepki przez dłuższą chwilę.
- Uspokój się, elfie... Zwady nie szukam.
Mroczny elf spojrzał na człowieka zajadle.
- Patrzcie dziada, włosy ma białe. Osiwiał ze strachu, gdym gębę do niego otwarł !
Przechwalał się elf.
- Od ciebie zajeżdża jakbyś się poszczał i posrał... Ale nie chciałem tego komentować.
Odpowiedział białowłosy.
Kilku gości karczmy, którzy obserwowali sytuację, zaśmiało się.
- Zginiesz !
Krzyknął elf, wyciągając sztylet.
- Kurwa...
Elf zamachnął się w biegu i przyszarżował na człowieka.
Ten zachował jednak spokój, chlasnął długą ręką przez twarz narwanego bywalca karczmy.
Awanturnik przeleciał dystans podobny długością temu, który przebiegł i walnął o dechy podłogi.
Sztylet brzęknął głucho o ziemię.
Wszyscy pozostali patrzyli teraz na wielkiego mężczyznę, który na powrót zasiadał przy swoim stole.
W ciągu kilku minut w karczmie pojawił się oddział straży.
- Co tu się, do diabła, dzieje ?!
Spytał jeden z mężczyzn w czerwonych przeszywanicach, który jako jedyny z piątki nie miał na sobie hełmu.
- Elf się upił. Doszło do niesnasek, ale sytuacja została wyjaśniona.
Odpowiedział mężczyzna.
- Broń miał ?
Zapytał strażnik.
- Ser kroił. Ruszał się szybciej niż zdążył go pokroić...
Powiedział białowłosy wymijająco.
- Rozumiem... Przedstawił się ?
Spytał strażnik, siadając z pergaminem przy stole.
- Nie.
- Dobra... Notatkę muszę spisać. Wasze imię ?
- Drak.
Strażnik naniósł litery na pergamin.
- Możecie wstać ? Opisać was muszę.
Powiedział strażnik ze spokojem.
Drak wstał od stołu.
- Dobra... Znaki szczególne... Tatuaże. Kolor włosów... Biały. Zarost.. Gęsty, średnia długość. Postura... Rozbudowana. Wzrost - bardzo wysoki.
Strażnik zamilkł na chwilę, czytając dokumentację.
- Ten drugi imię jakieś ma ?
Spytał niedbale.
- Nie miał w zwyczaju się przedstawić, panie władzo.
Odpowiedział mężczyzna, również obojętnie.
- Dobra, Drak. W rzyci mam co się tu działo, zaraz służbę kończę. Ale muszę coś zrobić, rozumiecie ?
Drak skinął głową.
- Noc w lochu spędzicie, rano wyjdziecie.
- Obaj ?
Spytał Drak.
- Nie, tylko wy. Moi chłopcy przesłuchają świadków, ale to formalność. Znam tego elfa, już u nas bywał. Oczywiście dowody sprawdzić muszę, ale mam przesłanki by wam uwierzyć. Ten posiedzi sobie dłużej... Pójdźcie ze mną, panie Drak.
Mężczyzna wykonał polecenie.
Dwaj strażnicy nieśli nieprzytomnego elfa, trzeci szedł za rosłym mężczyzną, na wszelki wypadek celując do niego z kuszy.
Dowódca szedł na przedzie, przed aresztowanym.
- Z ciekawości, Drak... Czym się zajmujecie ?
Drak pomyślał przez chwilę.
- Stałego zajęcia nie mam. Jestem najemnikiem.
Odpowiedział bez szczegółów.
- Dałoby z was żołnierza. Mundur tylko nowy by trzeba, w te co mamy na stanie byście nie wleźli za biesa.
Zaśmiał się żołnierz.
- To propozycja ?
Spytał Drak z nutą ciekawości.
- Cóż... W dniu dzisiejszym moglibyście zostać uznani za karanego. To zablokowałoby możliwość. Ale gdyby ktoś pomylił papiery... Sztuka jest sztuka...
Drak nie odpowiedział. Zrozumiał.
- Porozmawiam z sędzią. Jeśli pójdzie po mojej myśli, sprawa wygląda tak : Odsłużycie swoje w kompanii karnej, po pewnym okresie otrzymacie ułaskawienie. Po ułaskawieniu macie dwie możliwości - Albo wyrazicie chęć pozostania w armii, albo odejdziecie i nie będzie was nikt więcej niepokoił. Co sądzicie o takim... Przypadku ?
Drak przeanalizował słowa strażnika.
- Gdzie mam podpisać ?
Strażnik oparł się o na dworze stół i ruszył dalej po krótkiej chwili.
- Nasz skryba już to zrobił... Swoją drogą to nie przedstawiłem się. Varryn jestem.
Drak i Varryn uścisnęli sobie dłonie.
- Daleko jeszcze do tego sędzi, Varryn ?
Spytał Drak, spoglądając nieco w dół.
- Już prawie jesteśmy. Zachowuj się.
  Wielkolud nie protestował.
Żołnierz zakołatał do dębowych drzwi niedużego, murowanego domu.
- Panie sędzio, wojsko ! Podejrzanego mamy !
Wołał czarnowłosy Varryn, a naramiennik jego zbroi zachrzęścił, podobnie jak rękawica o wrota.
Nagle wrota otwarły się ze skrzypnięciem.
- Panie sędzio... Panie... Kurwa mać !
Zawołał zaskoczony Varryn.
Sędzia leżał... A raczej siedział martwy na krześle z poderżniętym gardłem, z którego sączyła się świeża krew.
Drak stanął bliżej.
- Można ?
Varryn skinął głową, jeden z młodych żołnierzy wybiegł na zewnątrz, a odgłosy jakie wydawał wskazywały na zwracanie ziemi koszarowego posiłku.
Drak przyjrzał się zwłokom starego mężczyzny odzianego w żółtą szatę z czerwonym, szerokim kawałem materiału, którym szata była przepasana.
Nie... Materiał był biały.
Czerwonym barwnikiem dla stroju okazała się krew jego właściciela.
Wciąż kapała do olbrzymiej kałuży pod krzesłem.
- Nadal kapie... Zabito go niedawno. Ciało nie zdążyło napuchnąć...
Drak uniósł rękę sędziego i puścił bezwładnie.
-... Ani zastygnąć. Zabójca nie może być daleko.
Varryn spojrzał na Draka nieco zaintrygowany.
- Skąd to wszystko wiecie ? W normalnych warunkach posłałbym po cyrulików i biegłych...
Drak spojrzał obojętnie i wzruszył ramionami.
- Wielu ludzi zabiłem w trakcie Wojen o Północ. Byłem partyzantem. Można było zginąć na wiele sposobów. I wielu ginęło. Czasem niedobitki zabijały zdrowych wojowników...
Drak spojrzał pusto przed siebie.
Varryn klepnął nordyka w plecy.
- Mogę zastąpić sędziego. Dopilnuję aby wszyscy dowiedzieli się, że cię ułaskawiono. Mam jednak prośbę.
- Mów więc.
Powiedział mężczyzna, przeczesując białe włosy wytatuowaną ręką.
Dowódca straży stanął pewnie.
- Wojsko potrzebuje ludzi. Dobrych ludzi. Wnoszę, że masz nieliche doświadczenie bojowe. Z reguły trafiają do nas wieśniacy, którzy dzierżyli wcześniej tylko motyki i widły... Ułaskawię cię jako wojskowy zastępca sądu, ale w zamian musisz nam pomóc.
Drak wzruszył ramionami.
- Draku z północy, niniejszym ułaskawiam cię. Z dniem dzisiejszym zostajesz powołany do walki z pezeciwnikiem zagrażającym państwu Caldarii, po zakończeniu okresu przydatności dla armii odejdziesz wolno. Czy przyjmujesz taki los ?
- Przyjmuję... Co dokładnie będę miał robić ?
- Zostaniesz przydzielony do mego oddziału. Moi chłopcy ruszają na wschód by rozprawić się z orkami na granicy.
- Broni nie mam.
Zauważył Drak.
- Otrzymasz... Na bogów, otrzymasz. Broń i pancerz młodszego piechura.
Varryn mówił to bardzo energicznie i bez zawahania, jakby zależało mu na pozyskaniu Draka.
- Dlaczego aż tak ci spieszno, aby mnie zrekrutować ?
Varryn uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie.
- Wy, północni, to nie to samo co moi chłopcy. Wielkiś jak dąb, krzepy masz niemało... Widzę w tobie urodzonego piechura... Z armią takich jak ty obozowałbym już na krańcu świata.
Drak wziął się pod boki i spojrzał mężczyźnie w oczy.
- Caldaryjczyku...  Jesteś cholernie ambitny. Podoba mi się to. Jednak uprzedzam : Połakomcie się na północ a zostanie z was mokra, parująca na mrozie plama.
Drak powiedział to bardzo szorstko, uderzając wielką pięścią w otwartą dłoń.
Varryn patrzył hardo, jednak nawet on, stary żołnierz, potraktował słowa wysokiego mężczyzny bardzo poważnie.
- Dołączę do was. Ale gdy tylko wymaszerujecie na północ, to lepiej pilnujcie się z każdej strony...
Niebieskie oczy mężczyzny biły teraz wściekłością i zimnem, a patrzący w nie dowódca czuł się jakby stał w epicentrum śnieżnej burzy.
Żołnierz nie odpowiedział i , ledwie dostrzegalnie, spuścił wzrok za pomocą samych gałek ocznych, jakby chciał zachować twarz przed swoimi ludźmi.
- Dawaj mi broń i wyślij na bitwę, nie ma co mitrężyć jak stara baba przy kominku.
Varryn szeroko otwierał oczy ze zdumienia.
- Na bogów, to prawda co o was mówią... Podobasz mi się, nordyku.
Drak splunął pod nogi i zadarł głowę.
- Ten kurwi syn, zabójca sędziego, nie może być daleko. Mam wam go przekazać, czy osobiście wyrwać mu nogi i wsadzić w rzyć ?
Żołnierz nie odpowiedział od razu. Szukał słów dłuższą chwilę.
- Zostanie aresztowany. Ale gdyby stawiał opór - Masz prawo do obrony.
Drak stanął prosto.
- Dasz mi broń, czy mam go... Aresztować... Gołymi rękami ?
Varryn posłał mu surowe spojrzenie w którym znać było zabójczy spokój i... Iskrę uznania.
- Nie mogę dać ci broni...
Varryn wyciągnął miecz i rzucił go na ziemię.
- Cholera... Gdzie ja zgubiłem swój oręż... Psia krew...
Drak zrozumiał.
Gdy Varryn odpiął pas i odwrócił się, Drak schował broń i przytroczył pochwę do pasa.
Varryn odczekał chwilę i obrócił się.
- No nic. Poszukam później. Muszę ci wystawić dokumenty, to ważniejsze niż miecz... Gdyby cię złapali, pokażesz komu trzeba list z moim podpisem i pieczęcią. Nie powiesz, że cię wysłałem. Bo też tego nie zrobiłem. Gdyby ktoś zadawał ci pytania powiesz, że otrzymałeś wojskowy rozkaz i bałeś się odmówić jako cywil...
Drak skrzywił twarz.
- Tylko nie bałem... Porzygam się jak to powiem, wymyśl coś innego...
Varryn westchnął.
- Psia krew, tego się nie da inaczej... Może...
- Może zamiast się bać, udowodniłem lojalność królestwu ?
Varryn zagwizdał z uznaniem.
- Jeśli taki z ciebie wojak jak persfador, to będzie z ciebie pożytek większy, niż oczekiwałem...
- Cholernie większy... Patrzę tak na tych twoich chłopców i nie sądzę, aby któryś poradził sobie na polu bitwy.
Mówiąc to Drak wyszczerzył zęby, a jeden z żołnierzy, młokos o ogolonej twarzy i krótkich, czarnych włosach, na którym zawiesił wzrok, poczerwieniał ze złości.
- Nordyku, zamilcz !
Krzyknął urażony.
- U nas, szeregowy, wojownicy przechodzą testy. U was podpisują papierek...
Kontynuował Drak.
- Ty... Ty... Dzikusie nordycki !
Drak patrzył z kamienną twarzą.
- Panie pułkowniku... Obraził mnie.
Varryn stracił cierpliwość.
- Kurwa wasza mać... Nie możecie się zachować, do stu diabłów ?!
Wszyscy umilkli .
Varryn, westchnąwszy ciężko, kontynuował po dłuższej chwili.
- To mój oddział, nie życzę sobie zatargów wewnątrz. Jak mamy ruszyć na orków i ustabilizować granicę, skoro na każdym kroku trzeba pilnować, aby banda idiotów nie pozabijała się nawzajem ?!
Młody żołnierz spuścił wzrok.
- Przepraszam, panie pułkowniku...
Varryn skierował wzrok na Draka, jednak nie doczekał się żadnych słów ani widoku odmiennego od kamiennej twarzy mężczyzny.
- Od teraz nie ma rozmów, nie ma rozrywek... Mamy dorwać zabójcę sędziego i wymierzyć mu sprawiedliwość. Musimy sprawdzić każdy najdrobniejszy ślad. Właśnie po to tu, kurwa, jesteśmy.
Drak patrzył przed siebie.
- Czas ucieka... Zabójca także. Decyzje, panie pułkowniku.
Ponaglił Drak.
- Wszyscy, poza nordykiem, sprawdzają cały cholerny dom. Ja i nowy wychodzimy... Chodźcie, panie Drak.
Mężczyzna usłuchał i wyszedł na zewnątrz.
- Uważaj... Narobisz problemów i resztę życia spędzisz w lochu.
Drak westchnął.
- Dajże mi już ten mundur, wyślij na tą zjebaną granicę. Ilu orków mam zarąbać, aby nie spędzić reszty życia w lochu za karczemną burdę, którą, przypominam, nie ja zacząłem ?
Varryn skrzywił się.
- Tylu, ilu będzie trzeba. Musimy rozwiązać sprawę sędziego i oddeleguję cię na granicę z moim oddziałem. Na razie mam związane ręce. Patrzą na mnie moi przełożeni. Nie ma zabójcy, nie ma granicy. Proste jak budowa cepa.
Teraz Drak popadł w złość, nie mniej jednak, wciąż dobrze skrywaną.
Do czasu.
- To co mam robić, do chujów stu ? Patrzeć jak twoje ofermy, młokosy które nigdy trupa nie widziały, prowadzą śledzctwo w sprawie, która zjebała mi doszczętnie szanse na lepsze życie bo schlany obywatel postanowił mnie zaatakować ?!
W mężczyźnie narastała coraz większa wściekłość, jego twarz poczerwieniała, a zaciskane, sękate pięści pobladły niemal do białości.
Varryn instynktownie cofnął się o trzy marszowe kroki.
- Spokój... Widzisz kusznika na dachu ?
Zapytany mężczyzna spojrzał w górę.
- Nie ja jestem tu wrogiem, Varryn... Nie ja..
- Pułkowniku... Pułkowniku Varryn, rekrucie. Znaj swoje miejsce. Widzę trzy możliwości. W tej pierwszej rozwiązujemy sprawę, wysługujesz swoje i już się nie spotykamy. W drugiej zostajesz aresztowany za burdę w karczmie i czynną napaść na wysokiego rangą żołnierza z zamiarem umyślnego zabójstwa... Ze znacznym stopniem okrucieństwa.
Drak uderzył pięścią w ścianę.
Jak na komendę z budynku wybiegli żołnierze i otoczyli mężczyznę.
Drak zagryzał zęby i ryczał niczym rozjuszony niedźwiedź.
- Jak mam ci znaleźć tego cholernego zabójcę, skoro jesteście gotowi mnie zabić ? Niby wcieliłeś mnie do swojej małej armii, ale wcale nie traktujesz mnie jak równego twoim ludziom... Chędorzyć tego zabójcę, pisałem się na rąbanie orkowych łbów, nie na zabawy w detektywa !
- Mam cię dość... Przydzielam cię do kompanii karnej. Będziesz mięsem. Przynętą na orków. Już ja zadbam o to, aby twoje uzbrojenie było gównianej jakości, nordyku... Zabrać mi tę małpę sprzed oczu !
Żołnierze wyciągnęli broń w kierunku mężczyzny.
- Do lochu... Pojedzie z naszym oddziałem w charakterze żołnierza niebezpiecznego. Na razie broń zostaje mu odebrana i traci przywileje rekruta. I awansuje. Jest od teraz zwykłym piechurem najniższego stopnia. Zrozumiano ?
- Tak jest !
Odpowiedzieli wszyscy żołnierze.
Drak wyszczerzył zęby, ale stał spokojnie w bezruchu.
Varryn odebrał mu miecz i ruszył przodem.
- Kolumna... Wymarsz !
  Na znak dowódcy wszyscy ruszyli do przodu wyuczonym, marszowym tempem, które gubił jedynie nienawykły do niego wojownik z północy.
Nocne miasto rozświetlały nieliczne pochodnie i latarnie.
Gapie z miasta, którzy niczym się akurat nie zajmowali, przyglądali się prowadzonemu wojownikowi.
Jedni z drwiną, inni ze strachem.
Wkrótce niektórzy członkowie oddziału zaczęli szemrać coś między sobą.
- Zamknąć mordy... ! I równo mi iść. To, kurwa, jest wojsko czy szkółka wieczorowa ?!
Wrzeszczał rozdrażniony dowódca, doskonale wychwytując niezauważalne dla innych nierówności w stuknięciach butów.
Drak zrozumiał co się święci.
Rozdrażnienie Varryna miało być maską dla stresu i niepewności.
Coś się miało wydarzyć...
Varryn prowadził grupę przed siebie w kierunku wyjścia za miasto i zatrzymał się przy bramie.
Do pułkownika stojącego na baczność podszedł mężczyzna w średnim wieku, odziany w czerwony kontusz przepasany błękitną szarfą.
Rudowłosy szlachcic podwijał wąsa na palcach ozdobionych złotymi guzami, z których kilka zawierało najróżniejsze kamienie.
- Pułkowniku... Hola, hola !
Zagadnął żołnierza niski, otyły mężczyzna.
- Mości szlachcicu... To sprawa rangi wojskowej. Nie wasza rzecz...
Szlachcic wybałuszył oczy do rozmiarów dorodnej śliwy.
- Toż to chamstwo jawne... Żołdaku, rozkazuję...
Groził palcem szlachcic.
- Rozkazywać mogą mi moi przełożeni. Możecie wnieść skargę, że wykonuję obowiązki gwardzisty i żołnierza, droga wolna. Ciekawe, kogo powieszą pierwszego...
Po tych słowach Varryn ułożył twarz niezwykle paskudnie.
- Że też taki ktoś jak ty... Zwykły plebejusz... Piastuje taki urząd.
Varryn poczerwieniał ze złości.
- Odsuńcie się... ! Aresztować !
Krzyknął.
- Za co ?
Zaciekawił się jeden z żołnierzy.
- Utrudnianie, kurwa jego mać, śledztwa !
Grzmiał dowódca.
Drak, ku kuciesze gapiów, pchnął grubasa na bruk i obrócił plecami do góry z dziecinną łatwością.
Jeden z żołnierzy podał mu sznur.
Szlachcic darł się w niebogłosy.
- Żołdaki parszywe... ! Nie wiecie kim jestem... ! Kurwie syny... Powieszą was !
Varryn spojrzał na postawnego Draka.
- Żołnierzu... To, co tu widzicie, podchodzi pod paragrafy takie jak : próba ucieczki, obraza gwardzisty, obraza żołnierza, aktywny opór fizyczny i nieobyczajne zachowanie... W miejscu publicznym.
Drak patrzył szlachcicowi w oczy bardzo głęboko.
- Ten... Ten... Barbarzyńca... Ten dzikus ma mnie aresztować ?!
Drak nie wytrzymał.
Wymierzył uderzenie pięścią prosto w twarz.
- Kolejna obraza strażnika... Głoszenie poglądów rasistowskich także jest nielegalne ?
Pytając, spojrzał wymownie na dowódcę.
- Ano... Po prawdzie. Rasizm może powodować wiele problemów społecznych...
Szlachcic zataczał się jeszcze po uderzeniu, krew leciała mu z nosa jak wino z dzbana.
- Aaaa....!
Krzyczał tylko zatrzymany.
- Starczy tego... Mamy wystarczająco wiele powodów, aby obywatel został zatrzymany... Brać go !
Drak sam złapał zatrzymanego i ani myślał puścić.
- A co my tu mamy... Cóż... Dowód w sprawie.
Powiedział Varryn, wyjmując pękatą sakiewkę zza pazuchy grubasa.
- Toż to... !
- Zastanów się... ! Zastanów się, zanim pomówisz żołnierza w służbie króla o przestępstwo... Obywatelu.
Wtrącił się Drak, nim szlachcic dokończył zdanie.
- Przestępstwem byłoby gdybym cię okradł. Ja twoje dobra, przysługującym mi prawem... I obowiązkiem, rzecz jasna... Rekwiruję. Na potrzeby śledztwa.
Uśmiechnął się szyderczo dowódca straży.
- Dawać kajdany !
  Zakrzyknął Varryn.
Stary żołdak podał dowódcy szczękające łańcuchy, na widok których grubas znów zaczął się szarpać.
Drak błyskawicznie uderzył go pięścią w głowę i aresztant padł na ziemię.
Dowódca spojrzał na niego z wyrzutem.
- No co ? - Zdziwił się wielkolud- Stawiał opór.
Varryn westchnął.
- Zakuć go... I zawlec do posterunku. Dajcie tu konia, migiem !
- Czekaj... Dam radę.
Powiedział Drak, przerzucając tłuściocha przez plecy.
Varryn wybałuszył oczy.
- Na posterunek... Kompania...Marsz !
Na rozkaz żołnierze ustawili się w szyku i udali się w stronę górującego nad miastem, kamiennego zamczyska.
Jakby tego było mało, zaczął padać ulewny deszcz, poprzedzony złowieszczym grzmotem.

Smocza Era Место, где живут истории. Откройте их для себя