Rozdział 27

154 7 109
                                    

Pov: Max

- Ty i te twoje głupie żarty Hopper - Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu, do którego przed chwilą weszłyśmy. Było to małe zaplecze z drzwiami prowadzącymi do kuchni. Powoli i po cichu zaczeliśmy zmierzać w tamtą stronę. Brunetka cały czas szła tuż za mną. Podchodząc do drzwi lekko je uchyliłam usłyszawszy rozmowę dwóch dorosłych mężczyzn.

- Załaduj ją do auta. Przewieziemy ją gdzie indziej. Tu by tylko przeszkadzała, pozatym... przyda się do czegoś innego. - Powiedział jeden z mężczyzn. Był średniego wzrostu, siwy, z zadbanym wąsem, starszy w garniturze, a na ręce miał bogato zdobiony złoty zegarek spoglądał na swojego rozmówce swoimi zielonymi oczyma. Drugi był wysokim blondynem z zarostem na twarzy i niebieskimi oczami ubrany w normalny strój pracownika. To pewnie ten szef mamy. Spojrzałam na El słuchając ich uważnie. Szepnęłam jej najciszej jak potrafiłam do ucha.

- Do czego im ciało Ellie? Chcą jakieś badania na niej przeprowadzać? - W dalszym ciągu patrzyłam na dwóch mężczyzn, którzy powoli podnosili drewnianą skrzynię z trzema dziurkami po bokach co mnie lekko zdziwiło. Zaczeli zmierzać w naszym kierunku. Popchnęłam szybko brunetkę każąc jej uciec. Jak najszybciej pobiegłyśmy do wyjścia wpadając na jednego z pracowników resteuracji. Spojrzał na nas z zdezorientowaniem po chwili wołając tamtą dwójkę.

- Cholera... Max szybciej! - Rozejrzałam się szybko po zapleczu biorąc do ręki leżącą na półce starą patelnie. Kiedy mężczyzna był skupiony na El podeszłam szybko zamachując się i uderzając go nią w głowę. Pracownik upadł na ziemie, a w tym samym momencie do kantorka weszła tamta dwójka mężczyzn.

- Uciekaj szybko! Jane już! - Dziewczyna odwróciła się do mnie kiedy podbiegła do mnie tamta dwójka łapiąc mnie za ramiona i trzymając mocno, kiedy próbowałam się wyrwać. Stała tak przez chwile przerażona póki znowu nie krzyknęłam. - Jane proszę cie! Uciekaj!

- Nie dajcie jej uciec! Kenny łap ją durniu! - Blondyn puścił mnie goniąc brunetkę, która w tej samej chwili uciekła z zaplecza. Siwy trzymając mnie mocno zawołał do siebie drugiego z pracowników, który został przeze mnie uderzony patelnią w głowę. Dalej próbowałam się wyrwać starszemu, kiedy ten ściskał mocniej moje ramie. - Wayne do jasnej uspokój tą dziewuche. Przestań się rzucać smarkulo! -  Pracownik nerwowo do mnie podszedł i na rozkaz Mężczyzny przywalił mi prosto w twarz, a ja momentalnie po tym gdy odczułam ogromny ból straciłam przytomność.

Obudziłam się z jeszcze większym bólem po jakimś czasie w innym ciemnym i chłodnym pomieszczeniu przywiązana do krzesła. Przez chwilę wierciłam się na prawo i lewo próbując znaleźć sposób by się uwolnić. Moje próby okazały się jednak daremne, więc sobie odpuściłam. Cholera jak mam się wydostać? Mam nadzieję, że El udało się uciec przed tym typem...
Do pomieszczenia nagle weszło trzech dorosłych ludzi. Jeden z nich to był ten sam siwy mężczyzna, który mnie złapał, a obok niego stało dwóch mężczyzn w garniturach i okularach przeciwsłonecznych.

- Obudziłaś się w końcu. Cieszy mnie to będziemy mogli... się pobawić. - Oznajmił  chowając ręce do kieszeni garnituru w tym samym czasie przybliżając się do mnie.

- Kim ty jesteś...? co chcecie zrobić z ciałem mojej przyjaciółki?! - Spojrzałam na mężczyzne wrogim spojrzeniem kiedy ten się do mnie uśmiechnął.

- Pozwól, że ja tu będę zadawać pytania, ale oczywiście ci się przedstawie. Mam na imię Trevor. Reszty informacji wolę ci nie podawać, a teraz powiedz mi. Co tu robiłaś ze swoją koleżanką?

- Chciałam się dowiedzieć co zrobiliście z ciałem mojej przyjaciółki wy cholerne zjeby. - Trevor zaśmiał się zaczynając chodzić w okół mnie.

- Nie powinno cię to interesować. To już nie twoja sprawa. Zapomnij o niej, a teraz... Dokąd uciekła twoja koleżanka? - Nie chcąc odpowiadać na żadne z pytań Trevor'a wpatrywałam się w podłogę w milczeniu. Ten zniecierpliwiony lekko kopnął nogą o krzesełko. - Uparta z ciebie dziewucha. Rozumiem, że chcesz żebyśmy pobawili się z tobą inaczej.- Starszy dał sygnał jednemu ze swoich ludzi, który odrazu wyjął z kieszeni paralizarot podchodząc do mnie. Wystraszona zaczęłam szybciej oddychać i ponowiłam próbe uwolnienia się z wiązów. - To co? Odpowiesz grzecznie na pytanie?

- Pierdol sie. - Mężczyzna ponownie dał swojemu pracownikowy sygnał, a ten odrazu włączył paralizator przykładając go do mojego ciała. Momentalnie poczułam okropny ból rozchodzący się po całym moim ciele. Nie mogąc tego wytrzymać zaczęłam krzyczeć. Po dłużej chwili przygladania się mojemu cierpieniu wyłączyli paralizator uśmiechając się do mnie. Próbowałam złapać oddech wyczerpana i ledwo żywa. Mimo wszystko nie zamierzałam zdradzać im gdzie jest El.

- Zmieniłaś już zdanie, czy chcesz  jeszcze raz? - Kiedy odmówiłam drugi raz przyłożyli mi paralizator do ciala tym razem nastawiony na większą moc. Ledwo udawało mi się wytrzymać. Ból był niemiłosierny, a z sekundy na sekundę coraz bardziej się rozrastał. Krzyczałam ledwo powstrzymując łzy. Nie mogłam im pozwolić dać się złamać, choć byłam już na skraju wyczerpania. Szarpałam się z bólu chcąc się uwolnić od tego koszmaru, gdy nagle usłyszałam dźwięk syren będący coraz głośniejszy. Cała trójka rozejrzała się zdezorientowana po sobie. - Cholera jasna... gliny. Spadamy stąd szybko. - Gdy siwy i jeden z jego pracowników jak najszybciej opóścili pomieszczenie drugi  podszedł do mnie i ponownie oberwałam z całej siły pięścią w twarz znów tracąc przytomność.

- Max? Max. Obudź się proszę. Max! - Słyszałam niewyraźny głos brunetki powoli otwierając oczy. Obraz jaki miałam przed sobą był jak za mgłą. Dopiero po dłuższej chwili wszystko zaczęło się rozjaśniać. Widziałam przed sobą El, która z troską i strachem w oczach wpartywała się we mnie delikatnie trzymając mnie za ramiona.

- El...? - Powiedziałam cicho kiedy oczy dziewczyny momentalnie się zaszkliły. Przytuliła mnie mocno do siebie wzdychając z ulgą. Wtuliłam się w nią odrazu zauważając, że znajduję się w jej pokoju.

- Jak dobrze, że żyjesz... tak się martwiłam. Mój tata znalazł cie pobitą i związaną na krześle w składziku w resteuracji... co oni ci zrobili... - Dotknęłam lekko swojej twarzy, która pomimo tego, że była już cała opatrzona dalej cholernie mnie bolała. Spojrzałam ponownie na brunetkę, która o dziwo strasznie się o mnie martwiła. Rozczuliło mnie to. Pomimo tego co zrobiłam dalej się o mnie troszczy.

- Lekko poturbowali, ale wyjdę z tego... - Uśmiechnęłam się do ciemnookiej, która delikatnie złapała mnie za dłoń.

- Dlaczego to zrobiłaś...? Mogłaś uciec szybciej miałaś szasnę... dlaczego wolałaś, żebym to ja nie została złapana? -  W tym momencie poczułam, że to jest odpowiedni moment by jej to powiedzieć. Poprawiłam się w miejscu, by mieć lepszy widok na dziewczynę. Patrzyłam jej prosto w oczy chwilę się wachając, lecz uczucia przejęły w końcu nade mną kontrolę.

- Wolałam, żebym to ja cierpiała zamiast ciebie, ponieważ... próbowałam ci to już powiedzieć kilka razy, ale zawsze nam coś przeszkadzało, albo nie dałaś mi dokończyć... przepraszam cie za to co wtedy powiedziałam. Tak naprawdę... ja... kocham cie El. - Ostatnie słowa powiedziałam niemalże łamiącym się głosem. Bałam się to z siebie wydusić, ale w końcu się udało. Brunetka patrzyła na mnie oczami pełnymi zaskoczenia ale i wzruszenia. Przysunęła się do mnie bliżej kładąc dłoń na moim policzku delikatnie kładząc go kciukiem.

- Max... ja też cie kocham... - Po tych słowach dziewczyna momentalnie z wielkim uczuciem, a zarazem delikatnością złączyła nasze usta w pocałunek pełen miłości i tęsknoty.

---

Tak tak nie musicie dziękować ja wiem, też was kocham. Czekaliście na to długo, ale w końcu jest. Dziewczynki zmądrzały. Max zmądrzała. Mam nadzieję, że się podobało i za błędy przepraszam. Teraz będzie tylko ciekawiej (raczej).
🪐🌌

Pozdrawiam <33

All too well ~ ElmaxWhere stories live. Discover now