rozdział 13

3.1K 109 2
                                    

Connor

Waliłem pięściami w drzwi od łazienki.

-Rosaline, otwórz te cholerne drzwi!

Nic. Słychać było tylko moje walenie.

-Rosaline! Zaraz wywarze te drzwi - wiedziałem, że jeśli jej powiem za wcześnie, tak będzie wyglądać jej reakcja. Ale przez ostatnie zdanie, które wypowiedziała, poddałem się. Powiedziałem to. Wzięła mnie za idote. Spodziewałem się tego. Kto by w to uwierzył? Wiem, że przez ten czas zachowywałem się jak dupek. Zamykałem ją na cały dzień, ograniczałem. Byłem dupkiem. Miałem w tym tygodniu tyle pracy papierkowej, że nie wyrabiałem. Musiałem prosic Johna o pomoc. Wiem, że to nie usprawiedliwia mojego zachowania. Jestem zestresowany tą całą sytuacją. Jakby był to wilkołak, nie było by tak trudno. Oczywiście cholernie się cieszę, że jest to Rosaline. Nie poznałem jej praktycznie w ogóle, ale wiem, że jest to fantastyczna dziewczyna, ktorą mam nadzieję, że kiedyś pokocham.

-Rose, nie żartuje! - gdy nikt po drugiej stronie się nie odezwał, nie wytrzymałem. Wyważyłem drzwi, a w śrosku zastałem... nikogo. Lecz było otwarte okno.

Cholera.

Szybko zszedłem na dół i wybiegłem na dwór. Musiałem ją dogonić. Nie ucieknie mi.

Przybrałem formę wilka i pobiegłem w las. Był to cud, że nikt jej nie zauważył. Przed drzwiami stoi ochroniarz, który z moich obliczeń powinien ją zauważyć. Bigłem, ledwo co ją czując. Nie widziałem, w którą stronę pobiegła.

Postanowiłem nie wzywać pomocy. Było by za duże zamieszanie. Znajdę ją sam. Na pewno daleko nie pobiegła.

A co jeśli coś jej się stało? Przecież łazienka jest na drugim piętrze. Rosaline jest nie oznaczona. Każdy ją może teraz porwać. Ktoś może nie wiedzieć, że jest to moja mate i mi ją zabirze. Cholera.

Wtem bardziej poczułem jej zapach. Jest blisko. Przyspieszyłem biegu.

Po chwili ją zobaczyłem. Ledwo co biegła. Na ręce miała wielką, krwawiącą ranę.

Obróciła się, przez co mnie zauważyła. Była przerażona. Widziałem to.

Byłem już dosłownie obok niej. Przyspieszyłem, będąc już przed nią.

Zatrzymała się. Wiedziała, że to nie ma sensu. Oparła się o drzewo, ciężko oddychając. Co czego ja doprowadziłem?
Przybliżyłem się do niej. Patrzyła na mnie tymi brązowymi oczami, wyrażającymi bezradność. Wiedziała, że przegrała walkę.

Zmieniłem się w człowieka. W tamtym momencie nie obchodziło mnie to, że jestem nagi. Liczyła się tylko ona. Podszedłem do niej i objąłem jej policzki dłońmi.

-Japierdole, Rose - przytuliłem ją do siebie. Mogłem ją stracić. I to wszystko przez moje debilne zachowanie.

-Zostaw mnie - jej głos był smutny.

-Rose, potrzebuje cię. Błagam daj mi szansę - błagałem żałośnie - wiem, że zachowywałem się jak skończyny debil. Tak bardzo cię przepraszam. Wszystko ci wytłumaczę...

-Connor, boje się ciebie - powiedziała, próbując mnie od siebie odepchnąć.

Jak poparzony, odskoczyłem od niej.

-Błagam, wróć ze mną do domu...

Nic nie odpowiedziała, tylko ledwo zauważalnie skinęła głową. Wziąłem ją na ręce zauważając, że ledwo co chodzi. Wiedziałem, że nie chce żebym ją dotykał. Ale przecież nie będę kazać jej chodzić z bolocą nogą. Złapałem ją za plecy a ta pisneła z bólu. Odkryłem kawałem jej pleców i zauważyłem dlugą czerwona kreskę, z której sączyła się krew.

Werewolf #1 [Korekta Pierwszych Rozdziałów]Where stories live. Discover now