𝕀

114 14 6
                                    

Suguru był znany ze swojej powszechnej ciekawości oraz spostrzegawczości. Nic nie mogło uciec jego osobie. Nawet jeśli to była jakaś błahostka, zawsze znajdował odpowiednie informacje. Był specem jeśli chodziło o znajdowanie i dostarczanie informacji i nie bez przyczyny większość zdawała się właśnie na niego.

Właśnie zmierzał w głąb biura w poszukiwaniu aktów nowego współpracownika.
Był pewny, że o tak późnej porze nikt nie zastanie tam żywego ducha.
Zazwyczaj nie zostawał dłużej w pracy, jednak dziś musiał zrobić wyjątek.

Od ostatniej rozmowy z upierdliwą szefową, Suguru nie mogł sobie wymazać z pamięci wiadomości o nowym współpracowniku. Nie wiedział dlaczego, również też nie znał powodu. Chcęć ta pojawiła się niczym fala gorąca, niczym morska bryza, przyjemne uczucie, które otaczało cały jego umysł. Wiedział, że w swojej naturze i w całym swoim życiu nigdy nie pozwoliłby nikomu na owładnięcie jego umysłu.

Jednak Gojo Satoru już dawno to zrobił.

Stał właśnie przed drzwiami biura szefowej. Przeklinał siebie za to, że zmusił się do tak niebezpiecznej czynności, jaką było pojawienie się w jej biurze i przeszukiwanie każdych dokumentów, tylko dlatego, że zachciało mu się wcześniej wyciagnąć informacje o Gojo, niż wykonać to w rozmowie. To nie mogło czekać.

- Teraz albo nigdy. - Szepnął, wyciągając przed siebie klucze, które wcześniej podkradł szefowej. Nieczyste zagranie.

Każdy ruch wykonywany przy przekręcaniu klucza w zamku i trzymaniu klamki powodował drżenie dłoni i nadmierną potliwość.
W końcu pociągnął za klamkę, i szybkim krokiem wkroczył do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Wodził rękami w poszukiwaniu włącznika światła. Gdy mu się udało, światło z przyściennych lamp ukazało mu wielkie biuro w akcentach czerni i bordowego koloru roztaczającego się na ścianach i poszczególnych dodatkach wielkich półek i szaf.

Teraz tylko najważniejsze - znaleźć akty Satoru i zniknąć stamtąd niezauważony.

Swoje poszukiwania rozpoczął od szafy z aktami pracowników, jednak po niecałych dwudziestu minutach nic nie znalazł. Następnie przeszukał wszystkie półki z organizerami na dokumenty, na marne.

Ostatnią rzeczą, którą pozostało mu przeszukać, było biurko. Miał nadzieje ze tam znajdzie swój obiekt poszukiwań.

Otwierając pierwszą szufladę, znalazł tylko telefon i przybory piśmiennicze.
Przy drugiej szufladzie był już problem, mianowicie, była na klucz.

W pewnym momencie Suguru przypomniał sobie, że klucze do tego biura miały dodatkowo jeszcze jeden klucz.

- Nie wszystko stracone. - Uśmiechnął się, przekręcając kluczem.

Udało się.

W tym momencie nie mógł być z siebie bardziej dumny. W końcu znalazł to czego szukał.

- Miło widzieć, że zajmujesz się moim biurem, prawdziwy z ciebie słodziak. - Powiedziała Kugisaki. Opierała się o framugę drzwi, okazując swój najbardziej sztuczny uśmiech, na jaki było ją stać.

W pewnym momencie Geto pomyślał, że ma zwidy i zapewne się przesłyszał, musiał aż przetrzeć oczy. Sylwetka Kugisaki nadal nie znikała, oparta z wyraźnym znakiem zapytania w jej spojrzeniu.
Teraz już wiedział, że musi wymyślić niezła gadkę, żeby ujść z życiem.

-Oh.. Drzwi były otwarte a ja.. ja.. -  nie do końca wiedział, jak zacząć, wszystko zaczęło mu się urywać. - Szukałem zszywacza. - Czuł jak serce podchodzi mu do gardła, powietrze ucieka z płuc. Jej wzrok powodował straszne napięcie w jego ciele.

- Ciekawe. Naprawde. Ciekawe - nie dawała za wygraną. Musiała dojść do tego jak i dlaczego. - Akurat zostawiłam telefon w biurku, klucze zapewne też. Zastanawia mnie fakt dlaczego jesteś w moim biurze o tak poźnej porze, nie sądze że zszywacz mogł być tak ważnym powodem tego czemu tu jesteś.

Kurwa. Kurwa. Kurwa.

Musiał grać na zwłokę i udawać głupiego, inaczej stąd nie wyjdzie.

- Jak mówiłem, drzwi były otwarte. Poza tym jestem tu tak późno, ponieważ.. Musiałem też wrócić po płaszcz.

Zajebiście Suguru, grasz na własny pogrzeb.

- Nie ważne, zresztą.. skoro jesteśmy całkiem sami, to może. - Ich twarze dzieliło kilka centymetrów.

- To może co? - Zapytał zirytowanym tonem. Znowu to samo.

- Nie udawaj głupiego. - Geto już czuł jej dłonie otaczające jego ciało. Dalej tego nie pociągnie, musiał uciekać.

- Właściwie to wiesz. Przybyłem tylko po plaszcz, a nie po napaloną szefową. Myślę, że ktoś inny mógłby się tobą dobrze zaopiekować. Zresztą, spieszy mi się. - Wyminał ją kierując się do wyjścia. - A i jeszcze bym zapomniał. Zmień wystój tego biura, jest ohydny, jak w burdelu.

Wyszedł szczęśliwy jak nigdy dotąd, wyciągając akta z płaszcza, kierował się w stronę auta.

- Teraz pokażesz mi kim jesteś, Gojo Satoru.




How The Gods Kill [satosugu]Where stories live. Discover now