𝕀𝕀

102 12 9
                                    


Jego rozczarowanie sięgnęło zenitu, kiedy po otworzeniu aktów swojego nowego współpracownika, ujrzał zupełne nic. Cała kartoteka była pusta, na białym papierze widniało tylko imię i nazwisko. Suguru zrozumiał, że nieźle dał się ograć (i to przez swoją własną szefową). Nie pomyślałby, że ta kobieta myśląca tylko o własnych potrzebach tak dobrze zagra przeciwko jego planowi. To było wręcz niemożliwe, że mogła wcześniej przewidzieć jego plan i zwyczajnie przenieść akty w inne miejsce, o którym on nie miał bladego pojęcia. Dlaczego tak postąpiła? Suguru nie pojmował jej zamiarów i coraz bardziej go irytowały.

Nigdy nie czuł się tak wykiwany, jak teraz. Kierował się właśnie do domu. Jechał przez dość ruchliwą ulicę. Było dość późno, a na zewnątrz panowała śnieżyca. Śnieg pokrywał większość ulic, wszystko wyglądało niesamowicie, jak zresztą w każdą zimę w Tokio. Suguru kochał zimę najbardziej ze wszystkich pór roku. Jej chłodny obraz sprawiały w Geto uczucie niepojętego szczęścia, za czasow kiedy był jeszcze dzieckiem. Kiedy inni oczekiwali tylko końca zimy, Geto aktualnie bywał w siódmym niebie.

Nagle z rozmyśleń rozbudził go potężny huk z maski samochodu.

Zamarł w miejscu, czy on właśnie potrącił kogoś? Nie, to nie może być możliwe, nie teraz.

Szybkim ruchem złapał za klamkę i wysiadł z pojazdu. Widok, który tam zastał spowodował w nim zakłopotanie - dosłowne zakłopotanie.

-To ty jesteś Geto Suguru? - właściciel głosu spoglądał na niego, siedząc na masce jego samochodu. Wydawał się dość rozbawiony sytuacją i zszokowaną miną Geto. Jego jaskrawo-niebieskie oczy wgłębiały się coraz bardziej w dusze Geto ilekroć temu, przypadkiem udało się w nie spojrzeć.

-Może to ty się najpierw przedstawisz? Nie wiem do cholery kim jesteś, i co robisz, ale wiem jedno - wkurwiłeś mnie. Złaź z mojego auta. - Wypowiedział na jednym wdechu.

Jego białe włosy sięgające do oczu, te błękitne oczy przeszywające go na wskroś.

Geto zrozumiał, że nie mógł się pomylić. Właśnie rozmawia z nikim innym niż samym Gojo Satoru.

-A no tak, nie kulturalnie jest się nie przedstawić, mój błąd, proszę wybaczyć panie. Gojo Satoru. - schodząc z maski pojazdu, podał mu rękę, uśmiechając się przy tym dobrowolnie.

Tak jak myślałem, miło poznać. Geto Suguru. - uścisnął dłoń. - Dlaczego mnie szukałeś, a jeszcze ważniejsze. Dlaczego specialnie wpadłes mi pod koła!? - Wybuchnął krzykiem, przerażając Gojo.

Każdy, kto go zna wie, że ten człowiek ma anielska cierpliwość, do czasu.

Gdy wybuchnie, nie ma dla nikogo ratunku.

Geto nigdy nie wierzył w te pomówienia, uważał siebie za bardzo spokojnego i ułożonego człowieka, racja czasami zdarzało mu się zdenerwować i krzyczeć wniebogłosy, a nawet kogoś pobić, ale jak twierdził, był bardzo spokojnym człowiekiem i jego znajomi po prostu nie mieli racji.

-Nie to, że specjalnie, bardziej myślę, że zrobiłem to pod impulsem. Zapytasz dlaczego? Ale nie ważne jak głupio to brzmi. Po prostu cię wyczułem, okej? - próbował opanować sytuacje gdy zobaczył coraz większy gniew w oczach Geto.

Słysząc to, Geto ironicznie parsknął śmiechem.

-To niedorzeczne. Twierdzisz, że mnie wyczułeś, poprzez co? Zapach? Mój Samochód? - Odwrócił się, wyciągając papierosa. - Palisz? - podsunął mu paczkę pod nos.

-Nie, dzięki. - podziękował po chwili namysłu. - Możesz w to nie wierzyć, ale po prostu wyczułem cię, nic w tym trudnego.

- Ciekawe. - wymamrotał, gasząc papierosa o chodnik. - Gdzie mieszkasz? Mogę cię podwieźć.

- Obejdzie się, mam niedaleko.

- W porządku zatem... - Nie zdążył dokończyć a sylwetka Gojo zniknęła mu sprzed oczu. Został sam. 


- Witaj w zespole Gojo Satoru, jesteś coraz bardziej interesujący, niż mogłem pomyśleć. - powiedział, odpalając silnik samochodu, od razu kierując się do domu.

(ten rozdział miał tak wiele wersji, musiałem wybrać coś z każdej wersji i wrzucić tu)

How The Gods Kill [satosugu]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin