Przygoda z Willem part 3

166 3 12
                                    

Mieliście kiedyś coś takiego, że nie pamiętacie co robiliście wczoraj?
Coś w stylu, takiej dziury w głowie, urwany film.

Obudziłem się, kompletnie skołowany. Bolało mnie wszystko, każda kosteczka w moim organizmie.
Najgorsze jednak było coś zupełnie innego. Na łóżku, na którym leżałem był... Marcus.
Marcus?!
Że co?!

Rozwalił się na brzuchu, miał rękę blisko mojej, wywnioskowałem, że chyba trzymaliśmy się za ręce.
Co... co ja zrobiłem?!
Nawet nie pamietam. Nie pomagał mi w tym fakt, że Marcus spał centralnie koło mnie!

Powolutku, najspokojniej, bez paniki, starałem się podnieść z łoża, by niepotrzebnie nie obudzić Santana.
Niestety, jak podniosłem się do siadu, usłyszałem sapnięcie i zobaczyłem... otwarte oczy Marcusa.

Zaczerwione, więc napewno był w podobnym stanie co ja.
- O, kurwa!- wydał z siebie dźwięk niezadowolenia, kładąc głowę na poduszkę- ale...boli.
- Marcus?- nie była to może zbyt dogodna chwila, ale jedyne co mnie w tej chwili interesowało, to to co się działo na tej cholernej imprezie.

- Pamiętasz... coś? Cokolwiek?
- No... sangrie pamietam. Zamówiłem nam cały dzban. Coś tam pierdoliliśmy bez sensu. Vince poszedł... eee... Maya chciała se potańczyć... a...my...

- My... co?! Co się stało?
- Nie pamiętasz?- posłał mi zbolały uśmiech.
- Nie bardzo. Pamietam tylko... że piliśmy. Chyba dość dużo, bo nie do końca kojarzę jakim cudem się tutaj znalazłem.

- Ja cię tu zabrałem. Z tego co pamiętam... nie miałeś nic przeciwko. Całowaliśmy się, chyba. I... no...
- No co?- domyśliłem się, o co mu chodziło. Nie wierzyłem jednak w to co zrobiłem.

Przespałem się z przyjacielem! Z Santanem!
Na dodatek- chłopakiem!

Nigdy, z nikim nie uprawiałem seksu. Nie spodziewałbym się, że padnie na kogoś płci tej samej co ja.
- Nie. Nie... nie wierze- złapałem się za głowę, cudem powstrzymując sapnięcie z bólu.
- Ej, Will.- podszedł do mnie- spokojnie. Było... fajnie. Napewno. Zdecydowanie. Luzik, nie martw się.

- Luzik?! Mam się nie martwić?! Nie ty...
- Nie ja co? Jestem gejem, i co w związku z tym? To, że nie lubisz kobiet, w sensie romantycznym, nic nie znaczy.
- Ty... gejem?- nie chwalił się tym ani nie wspominał, że lubi chłopaków.
- No. A co, zdziwiony? Jakoś szczególnie się z tym nie kryłem.

- Ale... nie. Nie rozumiesz. Zdajesz sobie w ogóle sprawę jak to wyglada?!
Nie podzieliłeś się z tym ze mną że jesteś gejem! Jak by tego było mało, zaciągnąłeś mnie do łóżka!
I jeszcze... dlaczego... ja tego nie pamietam.- w moim dość długim życiu, nie byłem jeszcze taki zły, poddenerwowany i zniesmaczony jednocześnie.

- Nie zaciągnąłem cię do łóżka. Co ty pierdolisz? W życiu bym tego nie zrobił. Zwłaszcza tobie- dodał ciszej.
- Dobra, mniejsza- machnąłem na to ręką, bo po pierwsze nie miałem już siły krzyczeć.
A druga sprawa... musiałem nieco uspokoić mojego rozmówcę, bo od jego wrzasków naprawdę bolał mnie łeb.

O dziwo, w pokoju znajdował się mój telefon.
- 11!- no nie, jestem skończony.
- Niby czemu?- zmarszczył brwi, na serio dziwiąc się moim zachowaniem. On nie musiał się martwić o ojca, który da mu burę albo co gorsza szlaban.
Lub... nie, zaraz.
- Gdzie jest Vince?- biegałem po całym pokoju, jak gdybym był opętany.

- Will, uspokój się. Czill, wiem gdzie jest.
- Gdzie?- jak on mógł wiedzieć, a ja nie?!

- Przyszedł tu jakąś godzinę temu. Obudził mnie i poinformował, że jak wstaniesz masz do niego zadzwonić. Wtedy po ciebie przyjedzie.
Odetchnąłem z ulgą. Choć nie miałem powodu. Rzecz jasna, cieszyłem się że z nim wszystko w porządku.

Jednakowoż... Vince tu był. W tym pokoju. Widział nas razem w łóżku. Mnie i Marcusa.
Bałem się już rozmowy z tatą, bo pewnie taka prędzej czy później nastąpi.

Zadzwoniłem do brata, który kazał mi czekać pod apartamentem.
Czekałem z Marcusem, który oczywiście mógł już na spokojnie pojechać swoim autem do domu. Uparł się debil by ze mną zaczekać, dotrzymać mi towarzystwa.

Szczerze mówiąc, miałem dość jego paplaniny,jego osoby. Nie bałem się go... chyba.
Dalej miałem w głowie pewną myśl, że... być może Marcus dopuścił się haniebnych czynów w stosunku do mnie.
Z drugiej strony, znałem go. Od małego dziecka. Zdecydowanie, nie zmuszałby mnie do niczego.

Marcus, już jako czternastolatek prowadził rozpustny tryb życia. Na przykład wtedy po raz pierwszy uprawiał stosunek.
Sprostuje- z dziewczyną. Opowiadał nam o tym.
Już, w tym wieku którym teraz jest- pali. Zwykłe papierosy i czasami cygara.

Nie byłem świadkiem by ćpał, cokolwiek, ale... nie wykluczałem takiej możliwości by spróbował coś wciągać.
Zanim zdążyłem go o to podpytać, samochód Vincenta podjechał pod budynek.

Natychmiast do niego wsiadłem, tylko machając na pożegnanie Marcusowi.
Usiadłem na miejscu pasażera, starając się unikać jego, pewnie pytającego wzroku.
- Pogadamy?- zadziwił mnie ten jego spokojny, obojętny ton.
Twój brat, Vince, przespał się po pijaku z chłopakiem, a ty zachowujesz się, jakbym dostał dwóję z matematyki!

- Niekoniecznie. Powiesz... o tym... tacie?
Wzruszył ramionami.
- Mnie nie obchodzi z kim śpisz. Jesteś moim bratem, nie ważne jakiej orientacji- uśmiechnąłem się w duchu.
- Jednak... w przeciwieństwie do mnie, tata jest naszym opiekunem. Moim zdaniem, powinien mniej więcej wiedzieć, co robią jego dzieci.

- No... tak.- bąknąłem, trochę zawstydzony- myślisz... że zrobi coś Marcusowi?
- Nie wiem. Znamy się z nim bardzo długo, tak samo jak nasz ojciec. Jak wytłumaczysz mu sytuacje, to raczej nie będzie jakiś bardzo wnerwiony.
Miejsce, okoliczności i czas... są na twoją korzyść.

Pokiwałem głową, wdzięczny bratu za to, że tak dobrze mi życzy.
Oby tata również nie miał do mnie jakiś dużych problemów.
💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Hejcia❤️
Mam teraz wenę, więc może kolejny rozdział jeszcze pojawi się wieczorkiem.

Miłego dnia/wieczoru🤩🤩🤩🤩🤩🤩

I love you, but I know I can't|||||| Rodzina Monet💎Where stories live. Discover now