Rozdział 32.

51 4 14
                                    

Stoik

Gdy odzyskałem świadomość, nie miałem pojęcia jaka była pora dnia. Noc? Może dzień? Gdzie byłem? Otworzyłem oczy, zresztą z trudem, bo paliły jak cholera. Siedziałem w klatce. W osobnej była Angela i Oskar. W kolejnej leżał nadal nieprzytomny Czkawka. Był taki spokojny jak spał... Co się ze mną działo? Dlaczego chciałem go zabić? Co to były za głosy? Czy to sprawka Aidena? Pewnie tak. Nienawiść do niego zniknęła, zupełnie.

Do pomieszczenia wszedł miniony Aiden. Jak zwykle cały na czarno. Za nim dwa smoki, które były równie hebanowe jak ich właściciel. Na jego prośbę położyły się przy wejściu i czuwały, co chwilę strzygły uszami.

- Ooo, jak miło. Cała rodzinka w komplecie. - rozłożył ręce, jakby chciał każdego z nas uścisnąć. Złudne nadzieje.

- Tak, w komplecie. Szkoda, że ty do niej nie należysz. - warknąłem. Zauważyłem, że Czkawka zaczął się budzić.

- Mi nie szkoda. Wolę być sierotą niż mieć ciebie za ojca. Nie tylko jeden tak uważam. - mruknął, patrząc na Czkawkę. Kucnął, bawiąc się kciukami. - Jak tam, Czkawka? Wybacz, uśpienie cię było koniecznością.

- Chociaż odeśpię wszystkie nieprzespane noce. - sarknął, a później spojrzał na każdego z nas. - Dlaczego tu jesteśmy? Kim ty jesteś? Dlaczego ścigałeś mnie po całym archipelagu?

- Ja nazywam się Aiden Denholme. Choć na prawdę nazywam się Aiden Haddock. Jak się masz, bracie?

Zielonooki nie mógł zrozumieć co właśnie usłyszał. Spojrzał wprost na mnie - jego wyraz twarzy wyrażał całą złość i obrzydzenie, ale nie powiedział ani słowa.

- Pewnie się zastanawiacie co tu robicie. - szepnął, wstając z kucek. Obrócił się do nas tyłem, pstrykając palcami. - Ha! Ale zabawa.

- Domyślam się. - mruknąłem w jego kierunku. Oskar przytulił się do matki.

- Chylę czoła za spostrzegawczość. - ukłonił się przede mną, a następnie przed Czkawką. - Mam pomysł! - krzyknął, jakby miał parę lat i pomysł na dobrą zabawę. - Skoro ty skrzywdziłeś mnie - wyjął miecz z pochwy i jego końcem wskazał na Angelę i Oskara. - to ja skrzywdzę ich. Będziesz patrzył jak cierpią, jak ja patrzyłem na śmierć mojej matki.

- Nie... Nie! Oni nie są niczemu winni - prosiłem, dotykając krat. Nie mogłem pozwolić na to, co zamierzał zrobić.

- Ależ wiem - mruknął Aiden, głaszcząc Nocną Furię, która zaczęła się o niego łasić. - Ale ja nie byłem niczemu winny dwie dekady temu, a zostałem porzucony. Moja mama nie była niczemu winna, a umarła. Każdy był niewinny... oprócz ciebie. Umarła bo chciałeś pozbyć się niewygodnej przeszłości. Czas odpokutować. - warknął. - Zapłacisz za przeszłość drugiego syna. Słyszałem, że został podobnie potraktowany, a nawet gorzej. Czyż nie?

Czkawka patrzył na wodza Czarnych, widziałem, że miał mieszane uczucia. Z jednej strony musiał przyznawać mu rację. Nie byłem wzorem do naśladowania.

Ostatni raz pogłaskał smoka, a później zawołał kolejnego. Niebezpiecznego Truciciela.

- Na pierwszy ogień pójdzie młody. Takich małych zawsze najbardziej szkoda. - mruknął. Angela trzymała syna najsilniej jak mogła, ale jej matczyna miłość nie równała się nawet w minimalnym stopniu z mięśniami Aidena. - Słyszałem, że chciałem prosić Czkawkę o wytresowanie smoka.

- Proszę pana... niech mnie Pan... puści... proszę. - krajało mi się serce, widząc takie dzieciątko. Miałem ochotę krzyczeć, szarpać, rozpłatać te druty i udusić Aidena. Był złem wcielonym.

"W Pogoni za jutrem" - JWS (poprawka z 2018r.)Where stories live. Discover now