𖤓8𖤓

370 22 25
                                    

Per. AW

Kiedy wróciłem do domu było grubo po 2 w nocy. Ja i tata doszliśmy do porozumienia i jutro tata pojedzie aby zapisać mamę do psychologa. Cieszyłem się z tego powodu jednocześnie mając nadzieję że z mamą wszystko będzie w pożądku.

Kiedy umyłem się oszczędzając sobie późnej kolacji położyłem się odrazu do spania. Całą noc spałem spokojnie aż do rana. Rano... Cóż.. Było niewyobrażalnie bolesne..

Kiedy rano się obudziłem ledwo byłem w stanie się ruszyć. Głowa bolała mnie niemiłosiernie tak samo jak reszta ciała. Zorientowałem się dopiero po chwili która jest godzina stopniowo odwracając głowe do zegarka. Już od godziny powinienem być w pracy. IR będzie wściekły..
Przez ból z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Leki miałem napewno. Nie działały na mnie tabletki musiałem kupować leki w ampułkach. Czasem w skrajnych przypadkach nawet one nie działały.

Ciężko dysząc i nie mając wielkiego wyboru zamknąłem oczy i starałem się zasnąć. Łzy płynęły po moich policzkach mocząc poduszkę i prześcieradło. Nienawidziłem migren. Kiedy już je miałem to było jak rosyjska ruletka. Albo będe w stanie w miarę normalnie funkcjonować albo nie będe w stanie ruszyć się z miejsca. Teraz nadeszła ta gorsza wersja.

Słyszałem jak mój telefon już poraz 6 dzwoni i ledwo widziałem jak wibruje. Nie miałem siły go odebrać ale doskonale wiedziałem kto dzwoni. Oczywiście to był IR. Będzie wściekły..

Po chwili wydawającej się dla mnie wiecznością udało mi się znowu zasnąć. We śnie miałem dziwne przebłyski różnych sytuacji...

"Ja i CN siedzieliśmy na dworze razem z czwórką dzieci. Po chwili jedno z nich przybiegło do CN i rzuciło mu się na kolana.
On był najstarszy zaraz po Weimarze. Jego flaga była czerwona z białym kołem na samym środku a wewnątrz koła widniała swastyka.

– Tato? Mogę już iść? Obiecałem że się z nim dzisiaj spotkam – spytał spokojnie z uśmiechem. CN jednak nie był przekonany.

– Ciągle się z nim spotykasz. Odpuść dzisiaj – mruknął i postawił chłopca na ziemi. Wtedy ja się wtrąciłem.

– CN pozwól mu iść. Dobrze że ma przyjaciela – powiedziałem spokojnie i uśmiechnąłem się lekko."

Potem widziałem podobne rzeczy a przed samym obudzeniem się widziałem jak spadam z klifu. Ale nie mogłem zobaczyć kto mnie zepchnął.. Potem poczułem ramiona zaciskające się wokół mnie. Wtuliłem się w ciało które mnie trzymało i zamknąłem oczy.

Obudziłem się głównie przez hałasy dochodzące z mojej kuchni. Ktoś był w domu ale nie wiedziałem kto. Nadal nie byłem w stanie ruszyć się przez ból który mimo wszystko wydawał mi się słabszy. Wtedy moje nadal załzawione oczy zobaczyły tajemniczą osobę która robiła tyle hałasu. O dziwo to był IR. Nie mogłem w to uwierzyć.

IR pomógł mu wstać i posadził mnie na kanapie w salonie.
– Gdzie masz leki? – spytał cicho.

– ... Szafka... Trzecia.. Od okna.. – mruknąłem cicho. IR skinął głową i poszedł tam. Wrócił po chwili z rzeczami na zrobienie mi wkucia i podania leków. Zajęło mu to ok. 10 minut a po podaniu leków i zestawieniu mnie w spokoju poszedł zrobić nam coś do jedzenia. Wtedy zobaczyłem że jest 15..
Cholera jasna....  Obiecałem CN że będe u niego...

Chciałem powoli wstać ale wtedy poczułem ramiona wokół mnie które położyły mnie spowrotem.
– Leż. Wyglądasz jak zombie i masz gorączke – mruknął IR. Chciałem zaprotestować ale on i tak by mnie nie posłuchał. Powoli i precyzyjnie założył mi wkłócie i podał leki. Z godziny na godzinę czułem się coraz lepiej.

Tego dnia siedziałem u CN od samego rana. Wyjaśniłem mu że dzień wcześniej miałem gorączke i migrenę. Zrozumiał to i uśmiechnął się lekko do mnie. Teraz jego głowa leżała na moich kolanach kiedy głaskałem go delikatnie i słuchałem jego opowieści. Dowiedziałem się że jego ojciec był okropny dla niego. Kiedy CN miał 7 lat Prusy prawie go zabił i od tamtego czasu z CN zaczeło źle się dziać. Ale teraz? Widziałem poprawę... Naprawdę.

– Dosyć o moim ojcu. Nie chce o nim rozmawiać. Chce porozmawiać o tobie. Mogę? – spytał i spojrzał na mnie.

– O mnie?... No dobrze mów śmiało – powiedziałem spokojnie.

– A więc naprawdę chcesz mi pomóc to najważniejsze. Nie jesteś jak ci wszyscy lekarze. Uwielbiam być blisko ciebie.. Jestem zazdrosny i smutny kiedy nie ma cie ze mną.. Czy to też przez to że jestem chory? – spytał i wstał powoli z moją pomocą. Oparłem go o ściane i usiadłem obok niego. W głębi duszy cieszyłem się z jego wyznania.

– To naprawdę bardzo miłe CN – uśmiechnąłem się do niego ciepło. CN spojrzał w moje oczy.

– Zdejmij okulary.. Proszę – powiedział spokojnie. Spełniłem jego prośbe i po zdjęciu okularów spojrzałem na twarz CN. Widziałem jak zbliża się nieznacznie do mnie. Tak jak ja do niego. To było głupie... Bardzo głupie... On jest moim pacjentem... Ale... Jemu to pomaga... A przecież miałem mu pomóc.

Powoli i delikatnie CN musnął moje usta  swoimi. Ja zrobiłem to samo a moje dłonie znalazły sobie miejsce na jego policzkach. Zamknąłem oczy kiedy on ponownie mnie pocałował. Ja oddałem gest i otwarłem lekko moje usta z czego on skorzystał. Jego.. Długi.. Język wślizgnął się do moich ust kiedy całowaliśmy się namiętnie jakby jutro miało nie istnieć. Jedna z moich dłoni powędrowała na jego kark a druga została na jego policzku. CN mruknął cicho i poznawał wnętrze moich ust językiem. Wiedziałem że to co robię jest nieprofesjonalne ale coś głęboko we mnie cieszyło się z pocałunku. CN to pomagało. Jeśli będzie trzeba będe całował go cały czas.
Ponieważ mimo wszystko... Zakochałem się w nim... Tak bardzo..

Oderwaliśmy się od siebie po chwili i patrząc sobie w oczy muskaliśmy swoje usta jeszcze przez moment. Przytuliłam CN do siebie ciesząc się jego ciepłem.. Tak samo jak on cieszył się moim..

--------------------------------------------

Zrobić time skip czy nie zrobić time skip

𖤓Stałeś sie moim słońcem𖤓// CH // CNxAW Where stories live. Discover now