Rozdział 3

13 5 0
                                    

Choć nie było po niej tego widać, właśnie w tym momencie Anastasia wygłaszając te pełne zgrozy słowa, trzęsła się jak małe dziecko. Przed oczami przebiegały jej sceny z tamtego dnia, a myśli zaczynały schodzić na niebezpieczne tory. Na wodzie natomiast najzwyczajniej w świecie unosiło się coś, czego żaden człowiek w życiu nie chciałby zobaczyć. Ciało, zdające się nie być ciałem, dryfowało ku liliom odbierając radość ze wszystkiego dokoła. Miejsce, które zapewne kiedyś stanowiło twarz, było całkowicie połatane w barbarzyński sposób za pomocą czarnych nici. Pozostała część nie prezentowała się lepiej. Kończyny, w zależności od mocniejszego powiewu wiatru wyginały się w różne strony, przyprawiając o ból wszystkich oglądających. Usta Reeda wykrzywiły się w grymas ujawniający jego obrzydzenie i równoczesne przerażenie. W końcu skierował się ku dziewczynie, kładąc jej dłoń na ramieniu, którą od razu odepchnęła.

- Nie dotykaj mnie. A już tym bardziej nie waż się tego robić, po kontakcie z częścią tego czegoś. - wysyczała, nagle przepełniona prawdziwą złością i goryczą.

- Oczywiście. - odparł ze stoickim spokojem, odsuwając się na odpowiedni dystans.

- Słuchaj mnie teraz uważnie i nie każ mi się powtarzać. - odrzekła sucho. - Natychmiast wezwij Woreda, wraz z Fellinsem oraz ministrem obrony. Chcę ich wszystkich widzieć tutaj za pół godziny. Rozumiesz? Nie próbuj się spóźnić, ani o sekundę. - zarządziła, ruszając do zamku.

Wszystkie włosy jeżyły jej się na skórze. Wiedziała, że w razie gdyby on był za to odpowiedzialny, musiała przedsięwziąć pełną mobilizację. Zimne dreszcze oblewały ją na samą świadomość istnienia tego straszydła. W końcu zatrzymała się we wschodniej części, niemal przy zejściu do części dla służby, głośno pukając w drzwi.

- Proszę, proszę. Kogo u licha ciągnie o tej... - nie zdążył dokończyć mężczyzna w kwiecie wieku, gdyż jego żuchwa spotkała się z brutalną pięścią młodej damy.

Odrzucony tym niespodziewanym atakiem, z rozpędem uderzył w ramę drzwi, rozcinając sobie brew, a kolejno upadł nieprzytomny. Wówczas oczy Anastasi rozwarły się szeroko.

- Nie... Nie sądziłam, że się nie obroni... – wydukała z niedowierzaniem.

Dokładnie trzydzieści minut później, oczekiwane grono, za wyjątkiem ministra obrony, poddenerwowanym krokiem spieszyło w stronę jeziora.

- Jest pan tego w stu procentach pewien?! - niemal gotował się Wored, człapiąc tuż na czele kampanii.

- Tak jak mówiłem. - skwitował Reed, starając się dotrzymać mu kroku.

- Panowie, panowie czekajcie! - wołał za nimi ciężko zipiący Fellins.

- Radziłbym panu przyspieszyć. - odchrząknął w miarę uprzejmie Scolett, napotykając jednak wrogie spojrzenie starca i tym samym przykuwając uwagę ministra.

- Wy tam! Pośpieszcie się! Nie możemy tracić... -

- Spóźnił się pan. Lata robią swoje, czyż nie? - przerwała mu w pół następczyni tronu, nie mogąc nie pokusić się o kilka uszczypliwych słów.

Wtem w oczy rzuciła jej się obecność okularnika, który gromko dopingował na tyłach Generalnego Inspektora, zagrzewając go do dalszego przebierania nogami.

- A tego po co pan przyprowadził? - zwróciła się do Reeda znużonym tonem.

- Nalegał, aby przyjść, gdy przybyłem do ministra. Mówił, że zapomniałaś się z nim skontaktować w sprawie wypełnienia formalności odnośnie biura. –wyjaśnił.

"Raczej prędko mi się do tego nie pośpieszy." - westchnęła, nagle gwałtowniej łapiąc wdech.

- Od kiedy jesteśmy na "ty"? - uniosła się, dopiero teraz dostrzegając sposób prowadzenia rozmowy.

SoldierTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang