- Aaah! – ziewnęła sennie pokojówka, sunąca korytarzem kolumn nieopodal ogrodowego dziedzińca.
- Przestań, bo ja też zaraz... aaah! – zawtórowała jej towarzyszka, ostatecznie poddając się odruchowi bezwarunkowemu.
Obie popatrzyły na siebie niemrawo, wytężając podpuchnięte oczy.
- Naprawdę nie mam pojęcia, co działo się dziś w nocy, ale czy wszyscy musieli być TAK OKROPNIE GŁOŚNO?! W OGÓLE SIĘ NIE WYSPAŁAM! Wyglądam, jak trup. – jęknęła zacięcie pierwsza z nich, lekko zakołysawszy się w bok, w wyniku niepoprawnego ułożenia stopy na posadzce.
- Najwidoczniej pokoje nad lochami są naszym przekleństwem. - westchnęła ociężale Louise, omal nie potykając się o własne nogi.
- Chyba tak. – przytaknęła jej, wtem ślizgając się na wilgotnym kaflu.
Ledwie kontaktując, w ostatniej chwili złapała równowagę.
- Gdzie my w ogóle idziemy? - spytała nagle na wpół przytomnie, najwidoczniej usilnie starając się odzyskać kontrolę nad rzeczywistością.
- Właściwie, to nie wiem. – stwierdziła rudowłosa, przystając na środku drogi.
Obie w milczeniu zaczęły wpatrywać się w bezkresną w tym momencie dal zakrętów, powstrzymując sunące ku karkom głowy.
- Co ja niosę? - zamrugała, patrząc w dół na miotełkę.
- Nie wiem, ale to twój problem. – odparła w pełnej obojętności brunetka.
- Żeby zaraz nie stał się twoim. – oznajmiła, bojowo unosząc broń do góry.
Jane natomiast intensywnie utkwiła w niej spojrzenie.
- Może miałyśmy coś posprzątać? – wywnioskowała, badając trzymany przez nią sprzęt.
- Ale co? – odrzekła, a w jej głosie dało się wyczuć znaczącą rezygnację.
- Pytasz, jakbym wiedziała. – skrzywiła się.
- Czekaj. – jęknęła, marszcząc przy tym brwi - Megumy mówiła chyba coś o jakichś matach? – ogłupiała, starając się cofnąć do rozmowy z przed kilkunastu minut.
- Szmatach? – ponownie się skrzywiła.
Zapanowała odrętwiała cisza.
- Wiem! - wykrzyknęła nagle Louise, w tym samym momencie wykrzesując z siebie ostatnie resztki energii.
- Olśnij mnie. – zażądała, ledwo powstrzymując kolejne ziewnięcie.
- Miałyśmy udać się do kantorka i przynieść te nowe ścierki! - oznajmiła z dumą, stawiając pewny krok do przodu.
- To po co zabrałaś Meggy zmiotkę? – zdziwiła się brunetka, wydobywając z siebie resztki logiki.
- No właśnie... nie wiem. - skwitowała, wpatrując się w nią.
Tym razem obie z niemal wypływającą z nich obojętnością wzruszyły ramionami.
- Mniejsza, ruszajmy zanim ktoś nas przyuważy. - zarządziła.
- A może by tak jednak zrobić drzemkę w tym kantorku? – rozmarzyła się na moment tamta, człapiąc tuż za nią.
W tym momencie za ich plecami zadudniła fala kroków.
- Eee, przepraszamy! – dobiegł ich wyraźny chór męskich głosów.
Natychmiast stanęły, jak wryte.
- Co robimy? – wycedziła niemal niesłyszalnie rudowłosa, nie odwracając się.
- Załatwię to. – oznajmiła Jane, gwałtownie trzaskając dłońmi o twarz.
Następnie kumulując cały przypływ odwagi, odwróciła się.
- Tak? - odparła, uśmiechając się uprzejmie w stronę przybyłych.
Zdawała się niemal natychmiast zgubić zmęczenie.
- Czy wiedzą panie, jak dotrzeć do strefy badań w lochach? - zapytał grzecznie szatyn na czele, przybierając przy tym ton dżentelmena.
Pozostali popatrzyli się na nie z lekkim zakłopotaniem.
"Zgubili się, co?" - prychnęła lekceważąco rudowłosa, starając się wtopić w tło za plecami towarzyszki.
- Tak, oczywiście. - rozpromieniła się brunetka - Tutaj, pierwsze drzwi na prawo i w lewo. Następnie po schodach w dół cały czas prosto, aż do drugiego rozwidlenia. Tam w prawo, potem w lewo, jeszcze raz w prawo, zakręt i voilà. – wyjaśniła w try miga, niemal na jednym wdechu.
- Lewo, prawo, prawo... - starał się połapać jeden z nich, obliczając to na palcach u dłoni.
- Dziękujemy i przepraszamy za zajęcie czasu. - skłonił się pytający, puszczając ku niej oczko.
Kolejno wszyscy szybko się oddalili.
- Proszę. - pomachała im, nadal serdecznie się uśmiechając.
Następnie z jej ust wydobyło się ciężkie westchnięcie, a ciało zgarbiło się niczym wół.
- Grupa przystojniaków, to najgorsze co mogło nam się trafić w taki dzień. - wymamrotała.
- Ty, a to nie było lewo, prawo, lewo? - spytała z lekkim zwątpieniem rudowłosa.
- A nie wiem. – machnęła ręką.
- JAK TO NIE WIESZ?! –
- No wydaje mi się, że prawo, lewo, prawo. Nie, no chyba tak. Chyba. - sama zaczęła się gubić.
- Byłaś tam kiedyś? – odparła znacząco.
- Z osiem lat temu? – stwierdziła, drapiąc się po głowie.
Zapanowała wymowna cisza.
- Udajemy, że ich nie znamy. – oznajmiły zgodnie, natychmiast ruszając ku składzikowi.
- LOUISE! JANE!- posłyszały, gdy ledwo zdążyły zrobić krok do przodu.
- Tak? - obróciły się na pięcie, szczerząc się.
- Widziałyście może nurków, tych od zarządu? Skaranie boskie, zabrudzili cały korytarz! – prychnęła gniewnie głównodowodząca pokojówka, która znikąd pojawiła się tuż za nimi. - Żeby iść tu od razu po wyjściu z jeziora, banda kretynów. No masz ci los. - zaczęła ich wyklinać, wyraźnie rozmyślając o nowych metodach tortur.
- Przecież sprzątałyśmy. - wyrzuciły z siebie niemal na jednym tchu.
- A w życiu. - Louise zamachnęła się zamaszyście miotełką, dla dodania efektu.
- Jakbyśmy tylko ich zobaczyły, to od razu byśmy im nagadały. – zawtórowała jej brunetka, dokładając własną cegiełkę.
- Tak, tak. Dokładnie. – potwierdziła rudowłosa.
- Macie rację. Dobra, dzięki. Do później. - kobieta westchnęła głęboko, nie drążąc tematu.
Zaraz po tym oddaliła się w zadziwiająco szybkim tempie. Obie bacznie ja odprowadziły.
- Wiesz co, rozbudziłam się. – stwierdziła Jane, głośno przełykając ślinę.
- Ja też. – potwierdziła z większą energią towarzyszka. - To co, idziemy. - skwitowała, ruszając.
- Yhym. – mruknęła druga.
Wtem obie wyrżnęły się do tyłu.
- Aua! - zajęczała brązowowłosa służka. - Co do... - urwała, gdy napotkała mrożące krew w żyłach spojrzenie towarzyszki.
- WSTAWAJ! – zakrzyknęła tamta, chwytając ją za ramię.
- Co, ale co... - nie zdążyła dokończyć. - Hej, PUŚĆ!.. - nagle zadygotała, również dostrzegając przedmioty, który spowodowały ich upadek.
Dwie, niewielkich rozmiarów, lekko żółte kostki powolutku przeturlały się ku ścianie.
- NAS TU NIE BYŁO!!! - wykrzyknęły, błyskawicznie biorąc nogi za pas.
YOU ARE READING
Soldier
RomanceDalia, aktualne imperium, górujące nad wszelkimi innymi państwami. Siedemnastoletnia Anastasia, jako następczyni tronu, zaczyna budować swoją pozycję wśród ważniejszych osobistości w kraju. Szybko zdobywa opinię nieugiętej, pewnej siebie kobiety o c...