𝑹𝑶𝒁𝑫𝒁𝑰𝑨𝑳̷ 𝑰𝑽

187 77 101
                                    

Spotkanie ze swoim koszmarem z przeszłości zdecydowanie nie ma szansy zaliczać się ani do łatwych, ani przyjemnych zadań. Calypso była tego świadoma aż do bólu, a jednak rzeczywistość i tak ją zaskoczyła. Okazało się, że wszystkie złe przeczucia nie pojawiły się bez powodu, a Gabriel naprawdę ma ambicję na coś więcej niż dokonanie zwykłej zbrodni. Oh, oczywiście, że miała być to tylko przykrywka, głupi powód dla ściągnięcia na siebie uwagi. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że jest inaczej?

Po spotkaniu nie było nawet mowy o planowaniu kolejnego przesłuchania. Aby uspokoić emocje, zaszyła się w biurze, pośród ogromnego stosu papierów i z kubkiem ulubionej kawy, ukryta przed całym światem. Nie był to przyciągający uwagę widok, jako że ta praca często wymagała... elastyczności. Każda sprawa była inna. Podczas gdy niektóre polegały głównie na pracy w terenie, rozwiązanie innych kryło się w dawnych drukach, dokumentach czy ukrytych przed wszystkim i wszystkimi tajemnicach. Niezależnie od tego, do której grupy zalicza się dana zbrodnia, nie było przypadku, który ograniczał się jedynie do jednej aktywności. Tak więc Panna Miller i tak miała przed sobą kilka godzin przeglądania wszystkich obowiązkowych dokumentów, a skoro dzięki temu mogła oderwać się od wyścigu własnych myśli i zrobić coś pożytecznego to dlaczego nie wykorzystać czasu?
Pochłonięta do reszty nawet nie zauważyła kiedy środek dnia zmienił się w wieczór, a wieczór w noc. Przerwała dopiero w chwili gdy kątem oka spostrzegła lądujące, tuż przed nią, na stoliku dobrze znane pudełko z ulubionej knajpy, którą wybierała zawsze gdy miała chwilę na zjedzenie na mieście. Uniosła spojrzenie, doskonale świadoma czyj uśmiech tam znajdzie. Ten sam ktoś, kto od dłuższego czasu przeganiał jej wszelkie smutki i zakłócał dobijającą ciszę wtedy kiedy tego potrzebowała.

- Jeszcze chwila i pomyślę, że chcesz mnie naprawdę wygryźć ze sprawy ma chere - odparł Vincent, zanim jeszcze zdążyła otworzyć usta i jakby nigdy nic usiadł na miejscu obok. Cally już nawet nie wnikała w to jak ją nazywał, chociaż musiała przyznać, że dzisiaj usłyszała coś nowego. Z określeń, którymi ją nazywał zdecydowanie najczęściej padało mon ange, co po przetłumaczeniu z francuskiego oznaczało „mój anioł". Nigdy nie zapytała o powód, dla którego Laurent uparł się mówić do niej w ten sposób, ale... podświadomie chyba nawet nie chciała tego zmieniać. Powstrzymując kąciki ust, obserwowała, jak marszczy brwi i ze szczerym zainteresowaniem przygląda się kartce, którą właśnie trzymała w dłoni. - Na czym stanęło?

- Kończę czytać kopie pierwszych przesłuchań, ale niewiele to nam daje, Jeszcze wtedy Aslanov twierdził nawet, że nie morderstwo senatora nie ma z nim nic wspólnego.

- Czasem naprawdę żałuję, że od tylu kłamstw nie rosną im nosy - mruknął z cieniem uśmiechu na ustach. Cally poruszyła się niespokojnie, jednak nie dała nic więcej po sobie poznać. - A dzisiejsze przesłuchanie? Dowiedziałaś się, dlaczego podejrzany tak utrudnia nam śledztwo?

- Właściwie to nie. Nie wyznał nic konkretnego i... to wyglądało, jakby próbował grać na czas. - Cicho westchnęła zrezygnowana, w duchu modląc się jedynie o to, aby to małe kłamstwo pozostało niezauważone. Ta niezrozumiała sympatia, którą darzył ją Vincent, działała na jej korzyść, bo co musiałoby się stać, aby dostrzegł w niej zagrożenie? Była to niezwykle dobra wiadomość, ale jednocześnie musiała pamiętać, że nigdy nie powinna tracić czujności.

- A więc wracamy do punktu wyjścia. - Mówiąc to, sięgnął w stronę przywiezionego jedzenia. Rozpakował obydwie porcje, po czym jedną podsunął kobiecie, skradając tym jej uśmiech. Crepes Suzette były pierwszą potrawą z kuchni francuskiej, którą dzięki niemu spróbowała i jednocześnie niezwykle trafną. Słodkie danie wyjątkowo jej posmakowało, a Laurent już za każdym razem wybierał się po dwie porcje, gdy mieli okazję spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie.

Papierowy ŁobuzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz