Rozdział 4

10.6K 340 9
                                    

Mężczyzna stanął przede mną, blokując mnie swoim ciałem. Zatrzymał kobietę, kładąc jej dłonie na ramionach.

‒ Co ona powiedziała? ‒ zapytałam, wspinając się na palcach, żeby dostrzec jej twarz.

‒ Co to za zdzira?

‒ Wypraszam sobie ‒ warknęłam. Jakaś wariatka nie będzie mi ubliżać.

‒ Odejdź, Kate. Między nami nigdy niczego nie było, spędziliśmy razem jedną noc i na tym się skończyło.

‒ Ona też jest na jedną noc?

Dobre pytanie. Z kpiącym uśmieszkiem na twarzy czekałam na odpowiedź mężczyzny.

‒ Nie, ona jest kimś więcej.

‒ Że co? ‒ wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Luca puścił kobietę i cofnął się o krok, zrównując ze mną ramieniem. Poczułam na swoim biodrze jego dotyk. Zacisnęłam zęby wściekła. Mężczyzna docisnął mnie do swojego boku.

W oczach kobiety pojawiły się łzy. Zrobiło mi się jej szkoda, biedactwo. Ten frajer właśnie złamał jej serce, bo nie potrafił utrzymać ptaka w spodniach. Załamana obróciła się na pięcie i wybiegła, szlochając.

Jak tylko zniknęła z pola widzenia dźgnęłam mężczyznę łokciem w żebra. Ten syknął i cofnął ramię. Niewiele myśląc uniosłam dłoń i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Źrenice Luci rozszerzyły się, facet został w szoku.

‒ Nigdy więcej mnie nie dotykaj ‒ syknęłam. ‒ Po drugie, to za tą kobietę.

Luca dotknął policzka.

‒ Solidarność jajników ‒ mruknął pod nosem.

‒ Żegnam ‒ rzuciłam oschle, po czym zawinęłam się na pięcie i wymaszerowałam z jego mieszkania. Słyszałam, jak mężczyzna podąża za mną. Zatrzymałam się, kiedy znajdowałam się już na swojej części tarasu.

‒ Chciałem ci tylko podziękować ‒ powiedział, unosząc dłonie w geście kapitulacji.

Wykrzywiłam wargi z odrazą.

‒ Obym cię więcej nie spotkała ‒ wycedziłam.

Jego brwi podjechały do góry.

‒ Raczej trudne do zrealizowania ‒ skomentował.

Fuknęłam pod nosem. Co za idiota. Weszłam do mieszkania, ciągle będąc wściekła jak osa. Przez tego kretyna jeszcze przez długi czas nie potrafiłam się uspokoić. W pracy warczałam na każdego, kto przekroczył dzielącą mnie od reszty niewidzialną linię pięciu metrów. Oczekiwałam powrotu do domu jak dziecko gwiazdki.

Kiedy moje marzenie się spełniło i z powrotem przekroczyłam próg mieszkania, z ulgą ściągnęłam z siebie szpilki oraz reszt niewygodnego stroju i pomaszerowałam prosto pod prysznic. Po długim relaksie pod strumieniem gorącej wody zjadłam kolację, a na deser nalałam sobie lampkę wina. Wyszłam z kieliszkiem na taras i usiadłam na sofie, wpatrując się w gwiazdy. Powoli sączyłam alkohol, czując, jak wreszcie po stresującym dniu z mojego ciała uchodzi całe napięcie.

Słyszałam odgłosy po stronie Luci, ale nie zamierzałam się wychylać. Ani myślałam z nim rozmawiać. Wtedy on pojawił się na mojej części, posyłając w moją stronę lekki uśmiech. Wywróciłam oczami na jego widok.

‒ Witaj, sąsiadko ‒ rzucił.

‒ Dziś bez towarzystwa? Cóż za strata ‒ skomentowałam kąśliwie.

Uśmiechnął się szeroko.

‒ Postanowiłem, że dam ci jeden wolny wieczór ‒ powiedział, szczerząc zęby.

Prychnęłam pod nosem.

‒ Cóż za łaskawość, dziękuję ci panie ‒ parsknęłam.

‒ Zawsze taka jesteś?

‒ Jaka? ‒ spytałam, marszcząc brwi.

‒ Kąśliwa ‒ odparł bez wahania.

‒ Nie, tylko gdy przebywam z typami twojego pokroju.

‒ Auć ‒ powiedział, łapiąc się za serce teatralnym gestem.

Wywróciłam oczami na tę dramatyczną scenę.

‒ Czym się zajmujesz? ‒ zagadnął.

‒ Jestem prawnikiem. A ty?

‒ Prowadzę klub nocny.

Wybuchłam głośnym śmiechem.

‒ Mogłam się tego domyśleć ‒ powiedziałam, kręcąc głową z rozbawieniem.

‒ Powinnaś wpaść któregoś wieczoru, rozerwiesz się ‒ zaproponował.

‒ Do twojego klubu? Oszalałeś?

‒ Dlaczego nie? Potańczysz, napijesz się.

‒ Raczej nie. ‒ Posłałam mu lekki uśmiech.

Luca oparł się biodrem o balustradę.

‒ W sumie racja, wyglądasz na nudną ‒ skwitował.

Sapnęłam z oburzenia.

‒ Jesteś bezczelny.

‒ Nazwałbym to raczej szczerością. ‒ Wzruszył niedbale ramionami.

Zacisnęłam zęby.

‒ Lubię swoje życie ‒ ucięłam krótko.

‒ Masz faceta? ‒ spytał, świdrując mnie wzrokiem.

‒ Co to w ogóle za pytanie? ‒ oburzyłam się.

Luca uśmiechnął się zwycięsko.

‒ Wiedziałem, że nie ‒ odparł ze śmiechem.

Wstałam z sofy i podeszłam do niego.

‒ Nie pogrywaj ze mną ‒ syknęłam ostrzegawczo.

‒ Doprawdy? ‒ spytał cicho, unosząc jedną brew. ‒ Obstawiam jeszcze, że gardzisz mężczyznami i do tego jesteś dziewicą.

Wciągnęłam ze świstem powietrze. Już ja mu zetrę ten zarozumiały uśmieszek z twarzy. Dźgnęłam go palcem w twardą jak stal klatkę piersiową.

‒ Gardzę facetami takimi jak ty, dlatego jestem sama. Niestety nie natrafiłam dotąd na prawdziwego mężczyznę, a nie gówniarza, który zamienił się na miejsca mózgiem z penisem ‒ wycedziłam.

Luca zacisnął zęby. Dopiero teraz zrozumiałam, jak blisko niego stałam. Czułam jego miętowy oddech, nasze ciała dzieliły zaledwie centymetry. Dziwny skurcz w podbrzuszu sprawił, że moje ciało nagle stało się nazbyt wrażliwe.

Mężczyzna uniósł dłoń i dotknął mojego policzka.

‒ Z chęcią pokażę ci, jak bardzo się mylisz ‒ wymruczał.

Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie.

‒ Po moim trupie ‒ warknęłam.

Odwróciłam się i weszłam z powrotem do mieszkania, zostawiając go samego. Prędzej piekło zamarznie niż pójdę z nim do łóżka.  

Pani mecenas ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now