rozdział 19

49 3 0
                                    

Po opatrzeniu nogi Jennie, w końcu mogli ruszyć do miasta. Ale tunelami. Każdy z nich przyglądał się Gally'emu, który otworzył właz i wsadził do dziury drabinę, dzięki której mogli zejść w dół.

- Bądźcie ostrożni. - powiedział Jorge do Thomasa i Jenny, mimo wszystko martwiąc się o nich. Byli silnymi przywódcami i nie chciał pozwolić, by coś im się stało.

- Gally? Uważaj na nich. - odezwał się Frypan, patrząc na dawnego kolegę z nadzieją. Nie chciał tracić kolejnych bliskich sobie osób, a Thomas, Jenna i Newt byli mu naprawdę bliscy.

- Dobra. - odparł Gally, po czym zaczął pomału schodzić po drabinie. Zaraz zrobił to samo Thomas, podczas gdy Jenna podeszła do Newta bliżej, dostrzegając coś dziwnego w jego zachowaniu.

- Hej, co się dzieje? - spytała cicho, patrząc na niego z góry. Chłopak uniósł na nią swój wzrok, najzwyczajniej w świecie nie chcąc jej martwić. Wiele jej zawdzięczał i nie chciał jej ranić.

- Nic takiego. Trochę boli mnie ręka, nic poza tym.

Jenna nie drążyła. Spojrzała na pozostałych, uśmiechnęła się do nich pocieszająco, po czym zeszła po drabinie w dół, prosto za Gally'm i Thomasem. Czekała ich dość długa droga.

~*~

Gally wyjrzał zza lekko uchylonych drzwi, sprawdzając, czy nikt nie patrzył w ich stronę. Zaraz je jednak otworzył, ruszając przed siebie i wkładając ręce w kieszeń w swojej bluzie. Thomas, Jenna i Newt ruszyli za nim, wtapiając się w tłum ludzi.

Kiedy wreszcie wyszli z dworca, Gally poprowadził ich dalej. Trójka przyjaciół rozglądała się w szoku po ogromnym mieście, po tamtych budynkach, sklepach... Czuli się, jakby byli w zupełnie obcym sobie świecie, gdzie wszystko tętniło życiem.

- Strefa to to nie jest. - odezwał się nagle Newt, kiedy przystanęli na chwilę, wciąż się rozglądając. W tamtym momencie ciężko było mu uwierzyć, jak wiele zmieniło się w ciągu zaledwie kilku miesięcy.

- Za kwadrans rozpocznie się godzina policyjna. - powiedziała jakaś kobieta przez głośniki. Było ją słychać w całym mieście. - Prosimy zachować spokój i wracać do domów. To dla państwa dobra.

- Lepiej się stąd zbierajmy. - oznajmił Gally, zdając sobie sprawę, że niewiele czasu im tam zostało. Nie chciał zostać złapany, bo skończyłoby się to dla nich po prostu źle. - Wiem, że będzie trudno, ale udawajcie, że to normalka.

Przyjaciele spojrzeli po sobie, ale nie odezwali się ani słowem. Gdyby nie Jenna, która trochę wbrew samej sobie skierowała się za Gally'm, to żadne z nich by nawet nie ruszyło się z miejsca. Thomas i Newt od razu za nią poszli, nie mając lepszego wyjścia.

Unikając patrolujących okolicę samochodów, prędko przedostali się na drugą stronę ulicy, po czym przylgnęli plecami do pewnego budynku, nie chcąc zostać zauważonym. Dziewczyna spojrzała nagle w swoje lewo, gdzie przejechał oświetlony pojazd - ludzie, patrolujący tamto miasto.

- Nie było tylu ochroniarzy. - powiedział nagle Gally, nie przypominając sobie, żeby było aż tyle osób. - Domyślam się, że to wasza zasługa. Zbierajmy się.

Znów ruszyli za Gally'm, bo tylko on znał tamto miejsce. Sami nie wiedzieli, skąd ani dlaczego im pomagał, ale jego pomoc w tamtym momencie była dla nich zbawienna, bo, znając ich szczęście, już dawno zostaliby namierzeni, złapani i prawdopodobnie zabici bądź poddani testom, jak inni.

- Jenna, ty pierwsza.

Gally i Thomas od razu pomogli wdrapać się dziewczynie na pobliski mur, gdzie zamierzali się schować. Zaraz po jej znalazł się tam też Newt, później Thomas, a na końcu Gally. Cała czwórka ruszyła przed siebie, niezbyt przejmując się faktem, że znaleźli się na wysokości i w każdej chwili mogli spaść. W końcu skręcili w jakiś zaułek, gdzie mogli odetchnąć z ulgą i gdzie mieli dość dobry widok na miasto.

- Proszę bardzo. Jeśli mają Minho, pewnie tam go trzymają. - oznajmił Gally, wskazując na wielki budynek przed nimi, kilkaset metrów dalej. Zaraz wyciągnął ze specjalnej skrytki lornetkę, którą wsadził na odpowiednie miejsce przy barierce. - Lawrence chciał się tam dostać od lat. - dodał, sprawdzając, czy aby na pewno było dobrze wszystko widać. Na szczęście, tak właśnie było. - W środku roi się od wojska. Wszędzie kamery. Czujniki na każdym piętrze.

Zamilkli na chwilę, opierając się o barierki i patrząc w dal, prosto na oświetlony budynek z logiem DRESZCZu.

- Brzmi jak niezła forteca. - odezwał się w końcu Newt. Był pod wrażeniem tamtych technologii, o których nigdy mu się nawet nie śniło.

- Mówiłeś, że wiesz, jak tam wejść. - dodał Thomas, odwracając się do dawnego kolegi. Wciąż czuł do niego złość, nienawiść, ale musiał to wszystko odstawić na bok, by jego plan się udał.

- Chyba tak. - mruknął Gally, niezbyt przekonany do tamtych słów.

- Chyba? Co to, kurna, znaczy "chyba"? - spytał Thomas, bo tamta odpowiedź niezbyt mu się spodobała. Gally spojrzał na niego, nie wiedząc, czy mu o tym wszystkim mówić. Bał się jego reakcji.

- Spójrz. - polecił, odsuwając się, by chłopak mógł spojrzeć przez lornetkę. Thomas natychmiast do niej podszedł, podczas gdy Newt zerknął na uparcie milczącą Jennę. Był zdziwiony, że nic nie mówiła.

Stali przez chwilę w ciszy, czekając na rozwój wydarzeń. Thomas przyglądał się osobom w budynku i trochę nie wierzył własnym oczom, dostrzegając pewną dziewczynę - tak dobrze znaną mu dziewczynę.

- Mówiłem, że znam drogę. - powiedział Gally, kiedy Thomas ostatecznie odsunął się od urządzenia, niezwykle zdziwiony. - Nie, że ci się spodoba.

- Czyli spotkanie z dawną koleżanką? - odezwała się wreszcie Jenna, zdając sobie sprawę, że chłopak widział w budynku Teresę. Zaraz z powrotem spojrzała na budynek przed sobą, uśmiechając się złośliwie. - Czas najwyższy skopać jej porządnie tyłek. Na pewno ucieszy się na nasz widok.

Uciekaj, walcz, przeżyj Where stories live. Discover now