6 | Już niedługo, Kropeczko

121 6 6
                                    

Drugi dzień w ciemnym pomieszczeniu. Dalej nie wiedziała gdzie dokładnie się znajduje. Nie wiedziała, czy Czarny Kot zaczął cokolwiek podejrzewać. W końcu nie pojawiła się na patrolu, a dzisiaj również się nie pojawi. Ale cóż, zdarzało jej się nie pojawiać na patrolach bez żadnego uprzedzenia już wcześniej, więc na chwilę obecną nie powinna się jeszcze nastawiać. Tak czy tak miała nadzieję na szybką reakcję partnera. Nie miała zamiaru się poddać, ale martwiło ją to, że ten człowiek jest zdolny do wszystkiego.

Spojrzała z niechęcią na leżący obok niej talerz z jedzeniem i zimną już herbatę. Burczało jej w brzuchu niesamowicie, ale nie była pewna, czy Monarcha jej tam czegoś nie dosypał, więc wolała nie ryzykować. A bardziej próbowała, bo z każdą chwilą miała coraz większą ochotę sięgnąć po leżące kawałek dalej pankejki i zjeść chociaż mały kawałek. Jednak starała się być silna i póki co nawet jej to wychodziło.

Znowu usłyszała kroki. Podniosła głowę, a jej oczy spotkały się z tymi należącymi do mężczyzny w motylim fraku. Odwrócił on jednak zaraz swój wzrok, kierując go na leżące obok jedzenie.

– Pewnie jesteś głodna. Jedz śmiało! Nie myślisz chyba, że próbuję Cię otruć? – uniósł jeden kącik ust.

– Wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby tak właśnie było. – warknęła na niego, odsuwając talerz na bok.

Mężczyzna zaśmiał się widząc ten ruch.

– Oh, Biedroneczko. Dokładnie te same pankejki lądują na talerzu mojego syna. A jemu za nic w świecie nie chciałbym nic zrobić. – położył rękę na sercu, jakby chciał ją w ten sposób zapewnić, że mówi prawdę.

Zacisnęła usta w wąską kreskę, znowu zerkając na talerz. Głód naprawdę bardzo jej doskwierał. Zaczęła bić się z myślami, czy posłuchać głodu czy rozsądku. Monarcha mógł mówić prawdę, w końcu raczej żaden kochający rodzic nie chciałby źle dla swojego dziecka. Ale z drugiej strony mógł tak tylko mówić, żeby zamydlić jej oczy. Ba, mógł nawet nie mieć syna.

– Podziękuję. – odezwała się w końcu, postanawiając dzielnie trzymać się swoich postanowień.

Przynajmniej na tak długo jak będzie w stanie to robić.

Mężczyzna pokiwał głową z uznaniem widząc jej opór, uśmiechając się przy tym pod nosem. Obszedł ją dookoła, przyglądając się dokładnie.

– Fascynujące, jak bardzo silną wolę masz. Czuję, że będziesz moim największym arcydziełem kiedy w końcu Cię złamię. I to wcale nie dlatego, że jesteś Biedronką. – zatrzymał się w końcu, stając przed nią.

Przyłożył sobie palec do brody, jakby zastanawiając się nad czymś.

– Czarny Kot cię dopadnie, jestem tego pewna. – zmrużyła oczy, zastanawiając się w jaki sposób mu przyłożyć, by najbardziej bolało.

– Czarny Kot, racja... to taki oddany chłopak, a może to właśnie z nim powinienem się targować? – zaczął, obserwując dokładnie reakcje swojej młodszej przeciwniczki.

– Co? – zmieszała się nieco, nie będąc pewna do czego zmierza mężczyzna.

– No bo słuchaj, wystarczyłoby chyba oznajmić mu, że jego Biedronka jest zagrożona. Czy twój Kociak nie darzy Cię przypadkiem głębokim uczuciem? – kontynuował, na co Marinette zmrużyła oczy. – Myślę, że z pewnością zgodzi się na wymianę. Pierścień w zamian za życie ukochanej. – dokończył, chwytając za swoją laskę.

Na potwierdzenie swojej groźby wyciągnął niewielki sztylet, schowany w rękojeści swojego magicznego atrybutu i wycelował nim w dziewczynę. Ta natomiast podniosła brew, uśmiechając się pobłażliwie.

Come back, M'Lady... || Miraculous LadyNoirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz