Rozdział 4.

198 8 0
                                    

Pov: Konopskyy
Udaliśmy na plażę. Rozłożyliśmy ręczniki plażowe na piasku i odrazu Wyciągnęłem z nerki krem przeciwsłoneczny żeby się nie spalić na słońcu. Gdy wszystko rozłożyliśmy i posmarowalismy się kremem. To ja z Wardęgą poszliśmy do najbliższego baru po jakiegoś drinka.
w

ziąłem sobie bezalkoholowe mohito, bo zbytnio nie przepadam za alkoholem.
Revo również ale z alkoholem. Wardęga i gimper zamówili sangria*(tradycyjny hiszpański napój alkoholowy. Produkowana jest z wina z dodatkiem owoców, soków owocowych, lodu oraz wzmacniaczy smakowych w postaci różnych winiaków lub innych trunków. Nazwa sangría została nadana temu trunkowi ze względu na jego głęboki czerwony kolor.)
- Wiesz, dzisiaj myśleliśmy żeby pójść wieczorem do takiego klubu...co ty na to? Idziesz z nami?...- zapytał druid jakoś tak miło.
- Zobaczę, bo ja nie pije alkoholu ale...- nie dokończyłem bo barman podawał nam nasze zamówienie.
-¡Aquí tienes! ¡Disfrute de su comida!(t.pl. Proszę bardzo! Smacznego!) - powiedział barman.
-Gracias. (T.pl. Dziękujemy) - odpowiedział Wardęga.
Wzięliśmy napoje i szliśmy do naszych ręczników. A w drodze odpowiedziałem na pytanie Sylwka.
- Muszę...- nie dokończyłem bo Sylwester mi przerwał.
- myślę, że jeśli nie masz nic przeciwko to mógłbyś przyjść pod koniec żeby nic się nie stało jak będziemy wracać po pijaku. Twój wybór.- powiedział dosyć wysokim tonem.
- No wsumie czemu nie. Tylko weź  zadzwoń do mnie jak będziecie się zbierać. Tylko nie zapomnij.- odezwałem się.
- No dobra.- odezwał się.
Podeszliśmy do ręczników na których siedzieli Gimper i Revo. Podałem mohito Revo.
- Proszę. - odezwałem się i podałem mu plastikowy kubek z napojem.
- Dzięki. Mam ci oddać kasę?- zapytał.
- Nie no nie trzeba.- odpowiedziałem i się uśmiechnąłem. Siedzieliśmy i gadaliśmy ale przez cały czas nie mogłem zrozumieć dlaczego Wardęga jest dla mnie miły... Czy to jakiś zakład? Nie wiem ale napewno wiem że moje bezalkoholowe mohito było pyszne. Wypiłem i odrazu wstałem z ręcznika i szybko pobiegłem do najbliższego śmietnika, gdy biegłem czułem na sobie wzrok Wardęgi... Myślę że to jakiś zakład bo kilka miesięcy nawet dni sie nienawidziliśmy a teraz jesteśmy sobie bliższy. Dziwne.
Pobiegłem do wody i wziąłem trochę wody w dłonie i szybko pobiegłem do chłopaków i ich ochlapałem. Zaśmiałem się.
- Ej! Nie ładne Mikołaj!- odezwał się Revo. No i się zaśmiał. Inny również...
Później wszyscy poszliśmy do wody i trochę poplywalem a Wardęga i Gimper bardziej gadali. Później poszliśmy do naszego mieszkania żeby umyć się z tej słonej wody. Po raz kolejny pod prysznicem myślałem o naszej relacji między mną a Wardęgą... Zastanawiałem się dlaczego Sylwek nie może wyjść mi z głowy... Ale chyba nie związkowo? Nie wiem już sam...

Nie zapomniany Wyjazd...| Konopskyy x Wardęga |Where stories live. Discover now