Rozdział 18

64 2 0
                                    

Było za późno by się wycofać.

Zwolniłam kroku, kiedy głowy trzech osób skupiły się na mojej sylwetce wyłaniającej z ciemności. Stres i zimna kalkulacja spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. 

Nie było szans żeby mnie poznał, pomyślałam. Było ciemno, a światła uliczne w większości wyłączone. Działała tylko jednak słabo świecąca latarni, która mrugała co jakiś czas jakby za kilka chwil miała się zepsuć. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam wpatrywać się w chodnik skupionym wzrokiem. Chociaż nie obserwowałam ich zbliżających się postaci, wsłuchiwałam się intensywnie w otoczenie. Słyszałam każdy krok, każdy oddech i każde słowo padające z jego ust. 

- Daj spokój, przecież to nie ma sensu.  - odezwał się umięśniony chłopak, który kroczył niczym cień Jasona nie odstępując go na krok. 

Miller zaśmiał się w głos i szturchnął osiłka w ramię.

- To nigdy nie miało sensu, Stephen. - odpowiedział blondyn.

Przestałam oddychać gdy zbliżyli się do mnie bliżej niż bym tego chciała.

Szłam przed siebie, a panika wdzierała się do mojego organizmu, a kiedy już chciałam odetchnąć z ulgą poczułam, że moje ramie zderza się z twardym, męskim torsem.

Zatoczyłam się do tyłu i ostatkiem sił złapałam równowagę cudem nie upadając przed nimi na kolana. 

Cholera, pomyślałam.

Zamarłam bez tchu, modląc się do wszystkich, którzy słuchali by poszli sobie dalej i nie zwrócili na mnie zbytniej uwagi. Niestety moje modlitwy albo nie zostały wysłuchane, albo zwyczajnie zignorowane. 

- Kogo my tu mamy? - zaczął Jason zatrzymując się przede mną. 

Chociaż nie widziałam jego twarzy mogłabym przysiąc, że jego usta wykrzywiły się w aroganckim uśmieszku.

Wstałam na równe nogi tak szybko, że zakręciło mi się w głowie. Zmierzyłam morderczym wzrokiem najpierw jego, a następnie dwóch towarzyszących mu chłopaków. Serce biło mi jak szalone, a ja starałam nie dać po sobie poznać strachu jaki czułam. Było ciemno i pusto, a wokół nas nie było ani jednej żywej duszy. 

-Nasza mała kocica. - powiedział mierząc mnie od góry do dołu. 

Nie chciałam by tak na mnie patrzył. W ogóle nie chciałam nic co miało z nim związek.

- Nie nazywaj mnie tak. - odpowiedziałam ostro wymijając całą trójkę. 

Poczułam deja vu, kiedy uścisk na moim nadgarstku nie pozwolił postawić ani kroku więcej.

Dreszcz przeszedł mnie wzdłuż kręgosłupa, kiedy odwróciłam się twarzą do blondyna.

-Puść mnie. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. 

Latarnia znajdująca się niedaleko nas zamigotała niebezpiecznie. Była jedynym źródłem światła, a ja nie zamierzałam zostawać tu dłużej niż to było konieczne. Chciałam znaleźć się już w domu, sięgnąć po książkę, wejść pod kocyk i wypić gorącą herbatę. 

-Nie tak szybko. Gdzie ci się tak spieszy, co? - zapytał z kpiną przyciągając mnie bliżej. 

-Byle dalej od ciebie. - odpowiedziałam chłodno. 

Chciałam by ktoś, ktokolwiek pojawił się na tej opuszczonej ulicy i wybawił mnie z opresji. Albo chociaż zajął całą trójkę na tyle bym ulotniła się stąd jak najszybciej się dało.

- Co cię łączy z Jonesem co? - zapytał zaciskając swoje palce mocniej niż to było konieczne. 

Wypowiedział nazwisko Aidena jakby parzyło go w język. Wyglądał jakby nienawiść do jego osoby przeszywała go aż do kości.

Prychnęłam w reakcji na jego pytanie. 

-Nic. - odpowiedziałam rozbawiona. 

Taka właśnie była prawda. Mnie i Aidena nie łączyło nic, a to, że widywałam go ostatnio coraz częściej nie miało znaczenia.

Miller nie wydawał się zadowolony z mojej odpowiedzi. Złapał mój drugi nadgarstek, chociaż usilne mu to utrudniałam. 

-Jakoś mi się nie wydaje. - odpowiedział kpiąco. 

Dwóch osiłków stanęło za moimi placami uniemożliwiając mi ucieczkę. 

Przerażenie zaczęło rozlewać się po moim ciele. Nadgarstki piekły niemiłosiernie, a jago chwyt sprawiał mi ból.

-Zostaw mnie Miller i daj mi święty spokój. 

Chłopak nie dawał za wygraną. Jednym szarpnięciem odwrócił mnie do siebie i docisnął na tyle by jego klatka piersiowa przylegała do moich placów. Szarpałam się ale jago uchwyt był stalowy. Zaczęłam żałować, że nie chodziłam na siłownię.

-Co on ma czego ja nie mam, co? - zaczął szeptać mi do ucha, a jego oddech smagał moją zimną skórę na szyi. Poczułam obrzydzenie. Nie chciałam by mnie dotykał.

- Zdrowie psychiczne. - odpowiedziałam w pełni poważnie. 

Jego dłonie wygięły moje ręce pod dziwnym kątem, a ja zdałam sobie sprawę, że niepotrzebnie się odzywałam. Moje włosy opadły na policzki zasłaniając mi pole widzenia. 

- Jesteś strasznie pyskata. 

Dwóch stojących chłopaków zaśmiało się sucho. 

Miller unieruchomił moje obolałe dłonie po czym złapał mnie w talii. 

Szarpałam się w jego uścisku niczym tygrys zamknięty w klatce. Poczułam jak coś ciężkiego naciska na moją klatkę piersiową i powoli dusi. Wiedziałam co to za uczucie i nie zamierzałam dopuścić by przejęło kontrolę.

- Jones jeszcze pożałuje. - wyszeptał mi do ucha, a jego dłoń zjechała niżej. 

Przerażenie i panika. To właśnie one sprawiły, że odwróciłam się do blondyna twarzą i ile sił w nogach podniosłam kolano. Miller zgiął się w pół i wypuścił mnie z uścisku. Zajęczał z bólu, a ja zerwałam się do biegu. Nic mi to jednak nie dało. Dwóch osiłków było gotowych do interwencji i złapało mnie tak szybko, że nim się zorientowałam zaciskali dwie masywne dłonie na moich ramionach. 

Już po mnie, pomyślałam. 

Miller powoli podnosił się do pionu i chociaż zdawałam sobie sprawę z porażki dzika satysfakcja była jedynym co w tym momencie czułam. 

-Ty suko! - wykrzyknął w złości. 

Uśmiech wkradł mi się na usta chociaż nie powinien. 

Zanim jednak zdążył cokolwiek dodać usłyszałam warkot silnika, a następnie zobaczyłam zbliżający się do nas pojazd.

Dwóch napakowanych facetów puściło mnie jak oparzeni. Miller zmierzył mnie morderczym wzrokiem, ale nie zbliżył się do mnie o krok. 

- Jeszcze się policzymy, koteczku. - powiedział uśmiechając się złowieszczo. 

Nie czekałam na nic więcej. Odwróciłam się na pięcie i ile sił w nogach rzuciłam do biegu. Adrenalina krążyła mi w żyłach niczym narkotyk. Zimne powietrze smagało mnie po odsłoniętych ramionach, a mięśnie paliły żywym ogniem. Wpadłam do domu niczym huragan, a kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi emocje puściły, a pierwsza łza spłynęła po policzku. Za nią poleciała następna. Wpadłam w histerię chociaż nic mi nie zagrażało. Czy gdyby nie ten samochód...

Nie chciałam o tym myśleć. W domu było pusto. Nie było nikogo. Nie miałam pojęcia, kiedy weszłam do swojego pokoju i zakopałam pod kołdrą. Działałam na automacie, niczym lalka, którą ktoś steruje. Wiedziałam tylko jedno, musze porozmawiać z cholernym Aidenem Jonesem.

Basketball TroubleWhere stories live. Discover now