Rozdział 23

74 3 0
                                    

- Co? - zapytałam oniemiała.

Cokolwiek właśnie padło z ust samego Aidena Jonesa było albo niesamowicie zawiłym wytworem mojej wyobraźni, albo skutkiem przedawkowania trunków wysokoprocentowych. Obojętnie, która z tych opcji była przyczyną, miałam nadzieję, że zmiany które zaszły w moim mózgu są odwracalne i nie zostaną ze mną do końca życia.

Patrzyłam zszokowanym wzrokiem na chłopaka, który wydawał się rozluźniony, jakby ta niedorzeczna propozycja nie zawisła w powietrzu tworząc gęstą atmosferę w samochodzie.

Westchnął ciężko jakby konieczność powtarzania mi po raz kolejny tych samych słów powodowała w nim nieznośny ból.

- Normalnie się nie powtarzam, ale...- zaczął zerkając na mnie kątem oka.

Nie dałam mu jednak dokończyć tego zdania. Miałam wrażenie, że znałam je już na pamięć. Przewróciłam oczami i otworzyłam usta.

- Ale dla niedosłyszących zrobisz wyjątek, tak wiem. - powiedziałam na głos przedrzeźniając jego arogancki ton.

Kapitan zacisnął dłonie na kierownicy, ale tylko na kilka długich sekund.

-Chciałem raczej powiedzieć, że dla ciebie nerwusku jestem gotów powtarzać wszystko w nieskończoność.

Zamilkłam.

Matko jedyna! Przecież ja mam jakieś zwidy i halucynacje. Może ja umieram. Umieram i spędzę swoje ostatnie chwile w samochodzie Jonesa robiąc z siebie kretynkę.
Bo jak inaczej wytłumaczyć słowa, które dotarły do mnie ze sporym opóźnieniem?

Czy mi się wydaje, czy w tym samochodzie zrobiło się jakoś dziwnie gorąco?

Jego słowa zaszyły mi usta lepiej niż jakakolwiek igła i nić. Szok i niedowierzanie opanowały mój organizm i łączyły się razem z alkoholem tworząc mieszankę wybuchową.

To co opuściło moje usta później, nie dało się usprawiedliwić niczym, nawet tym, że byłam pijana w trzy dupy.
Mogłam tylko zrzucać winę na przystojnego bruneta, którego obecność przyprawiała mnie o zawroty głowy.

- Jesteś strasznie przystojny. - wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu.

Kiedy znaczenie słów dotarło do mnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, albo wyskoczyć z pędzącego pustymi drogami samochodu.

Byłam idiotką. Kompletną, pełnoprawną idiotką.

Nastała chwilowa cisza, która trwała w nieskończoność, a gdy myślałam, że chłopak zwyczajnie mnie nie usłyszał głośne prychnięcie rozniosło się po wnętrzu auta.

-Wiem. - odpowiedział roześmianym głosem.

Miałam wrażenie, że jego ego sięga kosmosu, bo Jones właśnie wyśmiał mnie nie odrywając wzroku od jezdni.

Chyba jednak rzucę się pod koła jakiegoś pędzącego samochodu i oszczędzę sobie wstydu, pomyślałam.

-Wolałbym, żebyś jednak dożyła świtu, nerwusku. - powiedział, a następnie zamknął drzwi od środka bym nie zdołała ich otworzyć.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że słowa opuściły moje usta i zostały wypowiedziane na głos. Cóż, przynajmniej nie kłamałam. Przystojny to było spore niedopowiedzenie. Wyglądał jak pieprzony bóg, któremu brakowało jedynie złotego blasku.

-Nie mogę u ciebie spać. - powiedziałam, ze skwaszoną miną, kiedy zdałam sobie sprawę w jakim kierunku zmierzały moje myśli. To wcale nie był dobry kierunek. To był tragiczny kierunek.

Basketball TroubleOù les histoires vivent. Découvrez maintenant