Rozdział 1

20.3K 1.5K 499
                                    

#uzmap

~~~

Millie

Ciągnę chodnikiem gigantyczną walizkę i powtarzam sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli jestem wściekła, a przez to automatycznie chce mi się płakać, stawiam krok za krokiem, zerkając tylko co chwila na ekran komórki, by upewnić się, że tym razem trafiłam w odpowiednią dzielnicę. Roznosząca się po okolicy muzyka wypełnia całą przestrzeń, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na jakiekolwiek inne dźwięki, dlatego zgaduję, że chyba to tutaj. Ostatni tydzień przed rozpoczęciem zajęć na Sanlar ponoć co roku jest wypełniony tak wieloma imprezami, że ich echo nie cichnie przez kolejne dni. Całe miasteczko zostaje przejęte przez wracających studentów i nawet policja przymyka oko na nieustanny hałas.

Jak widać dzisiaj także, bo choć już późno, ludzie bawią się przed dużym domem, który nawigacja wskazuje mi jako punkt docelowy. Dostrzegam ich na chodniku, na trawniku, w środku przez otwarte drzwi. Cała ulica zresztą jest zamieszkiwana przez studentów, więc raczej nikt nie narzeka. Codziennie kto inny urządza domówkę i zabawa trwa w najlepsze, aż do pierwszego dnia zajęć, gdy skacowani biedacy muszą iść na wykłady.

Waham się parę sekund, bo ten wieczór zdecydowanie nie tak miał wyglądać, a potem łapię rączkę walizki i ruszam w kierunku jasnoszarego domu, przeklinając w myślach, że właśnie jego mieszkańcy musieli dziś zrobić imprezę. I jeszcze przeklinam w myślach swojego brata, który gdyby odebrał kiedyś komórkę, chyba spłonąłby na miejscu.

Docieram do szeroko otwartych drzwi, czując na sobie spojrzenia kolejnych pijanych osób. Zgaduję, że niecodziennie jakaś jasnowłosa dziewczyna ciągnie różową walizkę niemal swoich rozmiarów na domówkę w środku nocy, ale mogliby się opanować. Przez to, że się gapią, jest mi coraz bardziej głupio, bo nie cierpię ściągać na siebie uwagi. Nie lubię też tłumów, imprez i tego fiuta, od którego miałam wynajmować razem z przyjaciółką mieszkanie, jednak gdy dziś do niego przyjechałam, okazało się, że syn jego kolegi wraz z dziewczyną szukali lokum, więc oddał im je bez informowania o tym mnie lub Chelsea. Miał w zamian do zaoferowania jakąś nędzną kawalerkę parę mil od uczelni i sądził, że nas tam po prostu przeniesie. W końcu jesteśmy tylko dwiema blondynkami, nie skapnęłybyśmy się.

Gdy tylko sobie o tym przypominam, znowu wypełnia mnie złość. Ciągnę więc mocniej walizkę, która skrzypi głośno, i podejrzewam, że niedługo wyda ostatnie tchnienie. W dodatku ręce powoli odmawiają mi posłuszeństwa, podobnie jak nogi. Przeszłam parę mil od bloku, w którym miałam zamieszkać, aż dotąd, z ważącym kilka ton bagażem i w nowych trampkach. Nie wiem, czy mam jeszcze stopy, bo przestałam czuć cokolwiek innego oprócz bólu już dziesięć minut temu.

W końcu docieram do niewielkiego przedpokoju i zatrzymuję się w nim, by odetchnąć. Nikt nie zwraca już na mnie uwagi, dlatego uspokajam oddech, bo mam wrażenie, że zrobiłam tygodniowy trening w czterdzieści minut. Mniej więcej tyle tutaj szłam. To jednak nie koniec wieczornego koszmaru, ponieważ Marcus ma pokój na piętrze, a ja nigdy w życiu nie podniosę tej walizki na wysokość jednego schodka, nie wspominając już o wniesieniu jej gdziekolwiek.

Waham się więc kolejne sekundy, co robić. Nie zostawię swoich rzeczy w tym miejscu, gdy wokół kręci się mnóstwo pijanych osób. Pomijając ubrania, mam tam swój aparat, na który wydałam całe zarobione w wakacje pieniądze. Załamałabym się, gdyby coś się z nim stało.

Dlatego ostatecznie ruszam w głąb domu razem z bagażem. Ludzie tańczą tu na środku salonu i przy schodach, niektórzy siedzą na dwóch ustawionych naprzeciwko siebie kanapach, widzę też grających w beer ponga w kuchni i bawiących się na tarasie imprezowiczów. Nigdzie oczywiście nie dostrzegam wśród nich mojego brata ani żadnego z jego współlokatorów, z którymi wynajmuje ten dom.

Uzupełniasz mnie [ZOSTANIE WYDANE] Where stories live. Discover now