Rozdział 2

12.4K 1.3K 235
                                    

#uzmap 🧩

Blake

Dobiegające z salonu dziewczęce śmiechy nie zwiastują niczego dobrego, kiedy po przebraniu się ruszam przedpokojem w kierunku wyjścia. Domyślam się, co się tam dzieje, a mimo to i tak podchodzę cicho do siedzących na kanapie, tyłem do mnie, Millie i Zoey, po czym zerkam w dół nad ich głowami. Oczywiście wgapiają się w ekran telefonu, na którym widnieje moje zdjęcie zrobione parę minut temu. Mam na nim idiotyczną minę i próbuję zasłonić krocze dłońmi, jednak nie wychodzi. Plama jest doskonale widoczna. Wykorzystuję więc okazję i wyciągam błyskawicznie dłoń. Chwytam telefon Marshall, nim udaje jej się zareagować, a potem odsuwam się z nim parę kroków.

– Hej, oddawaj! – krzyczy natychmiast, zrywając się z miejsca.

Jej policzki się czerwienią, kiedy rusza w moją stronę, a pełne, różowe wargi zaciskają w wąską kreskę. W zielonych oczach, które są o wiele większe, niż powinno być dopuszczalne, błyszczy złość.

– Chwila – rzucam, usuwając fotkę w galerii. Potem wchodzę w kosz i stamtąd także pozbywam się zdjęcia, w czasie gdy Millie skacze obok mnie, próbując wyrwać komórkę. Odwracam się, uniemożliwiając to. – No, widzisz, to nie było takie trudne, Marshall. Ale... o, a co to? Twoje selfie?

Dziewczyna uwiesza się mojego ramienia i udaje jej się wreszcie ściągnąć moją rękę w dół. Sięga wtedy do telefonu, jednak przenoszę go do drugiej dłoni.

– Blake, przysięgam, że jeśli nie oddasz mi tego telefonu...

Pełne wściekłości słowa wypowiadane jej dźwięcznym, słodkim głosem przypominają mi o tym, jak w dzieciństwie często się przekomarzaliśmy. Uwielbiałem ją denerwować, a ona nigdy nie pozostawała dłużna. Od zawsze była zadziorną złośnicą o wyglądzie anioła.

– To co? Poskarżysz na mnie ojcu? – kpię.

Millie odsuwa się, zdmuchuje z irytacją blond kosmyk sprzed oczu i wbija we mnie pełne złości spojrzenie, od którego przeszywa mnie dreszcz. Dopiero teraz zauważam, że też zdążyła się przebrać i ma na sobie krótką, białą sukienkę w kwiatki, która tylko lepiej wskazuje mi, jak dziewczyna zmieniła się w ciągu tych paru lat. Próbuję nie zwracać na to uwagi.

– Powiem mojemu bratu, że mnie obmacywałeś – grozi Millie.

Zoey siedząca nadal na kanapie gwiżdże przeciągle.

– Nieźle, młoda. Stawiam dziesięć dolców na Marcusa – rzuca.

Prycham.

– Marcus wie, że nie dotknąłbym żadnego dzieciaka – stwierdzam. – Więc próbuj dalej.

Dziewczyna rumieni się jeszcze mocniej.

– Nie jestem żadnym dzieciakiem! – oburza się i podchodzi, po czym wyrywa mi wreszcie telefon. – Pieprz się, Blake. Nie mam już piętnastu lat i nie będę znosić twoich idiotycznych gadek. – Spogląda na Zoey. – Dzięki za pożyczenie sukienki. Zwrócę ją i odbiorę swoje rzeczy jutro.

Następnie rusza do drzwi i zatrzaskuje je za sobą głośno, aż się wzdrygam. Zo posyła mi wtedy wymowne spojrzenie.

– No co? – pytam.

– Zachowałeś się jak dupek. A miałam cię za spoko kolesia.

Marszczę brwi.

– To po prostu... nasze typowe przepychanki z Millie. Nie zwracaj uwagi.

– Znacie się?

Przeczesuję włosy palcami. Nie jestem jeszcze na tyle blisko z nowymi współlokatorami, by czuć potrzebę opowiadania im o moim życiu. Poznaliśmy się dwa tygodnie temu dzięki Marcusowi, który powiedział, że jego znajomi szukają dwóch osób do wynajętego domu, bo skład im się wykruszył. Skorzystałem z okazji, zwłaszcza że Alden, który też tu mieszka, gra w drużynie razem ze mną. Jest młodszy, ale obaj zaczynamy trzeci rok, bo poszedłem na studia później.

Uzupełniasz mnie [ZOSTANIE WYDANE] Where stories live. Discover now