Leć wyżej niż sięgają marzenia/ część 2

40 3 0
                                    

Moje smocze uszy w jednej chwili opadły ku dołowi, a mój ogon owinął się odruchowo wokół moich nóg. Astrid i Śledzik zwolnili widząc moje zachowanie. Za to reszta nawet nie zwróciła na to uwagi, biegli dalej przed siebie zaślepieni fascynacją. Mój strach nasilał się z każdą minioną chwilą. Biegnących w moją stronę Sączysmarka i bliźniaki zatrzymała dopiero kula plazmy, która trafiła prosto w ziemię tuż przed nich. Od siły wybuchu polecieli jakiś metr do tyłu. W tedy jakby wybudzili się z transu fascynacji i zauważyli dopiero moją postawę, minęło trochę czasu zanim pozbierali się z ziemi. W między czasie Astrid i Śledzik podeszli do mnie bardzo powoli.
-Mogę?- panującą ciszę przerwał Śledzik zadając pytanie, w tym samym czasie wskazując na moje skrzydła. Ja niepewnie przytaknęłam i rozłorzyłam powoli skrzydło przy którym stał blondyn. Chłopak delikatnie i powoli przejeżdżał palcami po nim pełny fascynacji j zachwytu. Astrid za to podeszła do Czkawki i o czymś z nim zaczęła gadać. Ja jednak nie słuchałam ich, co było ciężkie, bo mimo iż szeptali między sobą, ja słyszałam wszystko bardzo dobrze. Wyłapałam tylko szybkie "-... Sama wam to wyjaśni...". Słowa te wypowiedział Czkawka. Na moje policzki wkradły się delikatne rumieńce. Szatyn jest jednak godny zaufania. Coś czuje, że dotrzyma danego mi słowa.

*****

Jesteśmy aktualnie nad jednym z klifów. Jeźdzcy głównie wylegują się w słońcu. Jedyny Czkawka jest ze mną praktycznie krok w krok. Stoje właśnie na jednej z skał i wykonuje polecenia, które dają mi smoki, gdyż te twierdzą, że należałoby żebym umiała latać. Czkawka, pilnuje bym niczego sobie nie zrobiła, w sumie tak samo jak Zima, ale ona tak naprawde zdążyła złapać mnie z jakieś 4 razy, gdy tylko próbuje wzbić się do góry. Gdy udało mi się utrzymać w locie dłużej niż kilka sekund wszyscy cieszyli się z moich postępów. Po dość długich męczarniach i gdy utrzymywałam się przez dłuższy czas w powietrzu Zima stwierdziła, że czas na naukę skręcania i kordynacji w locie. Czkawka wsiadł na Szczerbatka i wraz z Zimą znaleźli się obok mnie. Teraz wszyscy byliśmy na niebie. Ciężko mi było utrzymać się w jednym miescu. Co chwile traciłam równowagę i wiatr spychał mnie na wszystkie strone. Jednak dzięki pomocy mojej przyjaciółki nie spadłam prosto na ziemie.
-Dobra robota Stacy. Coraz lepiej ci wychodzi latanie.- usłyszałam ciepły i pełny dumy głos Czkawki. Poczułam jak moje policzki rozgrzewają się, jednocześnie gdzieś w głębi serca poczułam taką dziwną pustkę i smutek, bo przypomniały mi się czasy, gdy ojciec jeszcze mnie kochał. Szkoda, że nie widzi co osiągnęłam. Jednak najbardziej tęsknię za mamą. Nagle z transu wspomnień wyrwał mnie cichy warkot Zimy. Wytarłam szybko łze, która zaczęła wydostawać się z mojego oka. Nagle pod wpływem wiatru lotka zmieniła swoje ułożenie w wyniku czego dobiłam przez przypadek do Szczerbatka i zaczełam spadać. Z mojego gardła zdążył wydobyć się głośny krzyk i zaczęłam spadać. Obijałam się o drzewa i gdy spadłam na ziemie, jeszcze przez chwilę się turlałam, aż do momentu, gdy nie spadłam z półki skalnej prosto do jeziora. Skrzydła utrudniały mi pływanie, przez co nie potrafiłam wypłynąć. Po dosłownie krótkiej chwili do wody za mną wskoczył Czkawka. Złapał mnie w tali i pomógł mi wypłynąć. Gdy tylko wynurzyliśmy się z wody zaczęrpnęłam szybko powietrza. Gdy płyneliśmy do brzegu ujrzałam, że na lądzie są już jeźdzcy z smokami. Gdy wyszliśmy z wody, Zima wskoczyła na mnie, przez co wywróciłam się na piasek. Zmartwiona smoczyca zaczęła mnie obwąchiwać, by sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. Gdy tylko wstałam na proste nogi poczułam nagły przypływ chłodu, przez co zaczęłam się trząść, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Zima chwyciła mnie za rękaw koszulki i pociągnęła mnie w strone Hakokła. Ten gdy zrozumiał o co chodzi podpalił swoje ciało, a Wichura podcięła mi nogi swoim ogonem, co było jednoznacznym sygnałem, że musiałam usiąść. Poczułam się od razu lepiej. Część smoków wbiegła do wody razem z jeźdźcami, a przy mnie byli tylko Szczerbatek, Zima i Hakokieł. Większość osób była zaskoczona zachowaniem smoków. Gdy poczułam się lepiej powiedziałam Koszmarowi Ponocnikowi, by poszedł się bawić z resztą, co z chęcią uczynił. Ja leżałam oparta o jeden z kamieni z rozłożonymi skrzydłami. Zaraz koło mnie po obydwóch stronach leżały sobie dwie Furie. Dla mnie było normalne, że leżały koło mnie smoki, ale z innej perspektywy mogło to wyglądać przerażająco. Nie wiem czemu, ale od wyjścia z wody strasznie mnie swędzą skrzydła. Powiedziałam o tym Zimie, ale ta nie wiedziała o co może chodzić. Gdy wszyscy zaczęli wychodzić z wody, jednogłośnie stwierdziliśmy, że chcemy nocować w lesie. Część osób poszła po chrust do lasu, a część zostałam i zaczęła rozwieszać przemoczone ubrania, przynajmniej te które można było zdjąć. Uporczywe swędzenie skrzydeł nie dawało u mnie za wygraną. Zaczęłam nawet ocierać skrzydła o drzewa. Gdy słońce dawno zniknęło, a zastąpił je księżyc, wszyscy położyli się spać zaraz koło swoich smoczych przyjaciół. Ja mimo, że wszyscy spali nie potrafiłam zasnąć. Jednak gdy zamknęłam ostatecznie oczy ujrzałam jeszcze ukratkiem dziwne kolorowe światła.

Jak Wytresować Smoka- Życie o 180°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz