Rozdział IX cz.III

79 45 6
                                    

Valerian

Stałem pod domem Mirabeli, czekając, aż łaskawie otworzy mi drzwi.

Kurde co jest? Może jej rodzice są w domu? No raczej słyszała, że się dobijam – zastanawiałem się, po raz kolejny uderzając w drzwi tym razem mocniej i głośniej.

W końcu się otworzyły, a w nich stanęła Sorina.

– Valerian? Co tu robisz? – zapytała w szoku.

– Yyy, Mirabela ci nie mówiła? Mamy zadanie do zrobienia.

– Ha, ha, ha. Sorki, cóż za ironia losu.

– Z czego się śmiejesz?

– Kiedy ona robi wszystko, żeby cię odseparować od siebie. Los sprawia, że znowu jesteście razem.

– To wcale nie jest zabawne. Czasem wręcz denerwujące.

– Tak, tak wmawiajcie to sobie dalej. Wchodź – stwierdziła, przepuszczając mnie w drzwiach.

– Mira nie mówiła, że wpadnę?

– Nie. Wiesz, wczoraj słabo wyglądała i chyba przez to zapomniała.

– Źle się czuła? – momentalnie odwróciłem się w jej stronę.

– Tak. Musiałam ją tak jakby delikatnie ,,poprosić" – odparła, robiąc cudzysłów na słowie poprosić – żeby wypiła dwa soki, a nie jak to ma w zwyczaju jeden.

– Co mam rozumieć przez ,,poprosić"? – zapytałem, robiąc podobnie cudzysłów.

– No, łaskotałam ją tak długo, aż w końcu dała się namówić – zaśmiała się zmieszana.

– Co proszę? – prychnąłem rozbawiony pod nosem.

– Nie wiedziałeś? Mirabela ma straszne łaskotki, oczywiście jeśli wiesz, gdzie dotknąć – śmiała się dalej.

– Szkoda, że tego nie wiedziałem wcześniej – uśmiechnąłem się sam do siebie, na myśl jak to będę mógł wykorzystać w przyszłości.

– Ej, ale jak coś nie wiesz tego ode mnie. Jasne?

– Jak słońce.

– Dobra, mam zadanie do zrobienia, więc spadam. Mira jest u siebie, dziwne, że jeszcze nie zeszła. Trafisz sam? – odparła, idąc na górę do siebie do pokoju.

– Tak – stwierdziłem, wstępując jeszcze do łazienki obok schodów.

Poszedłem na górę i zapukałem do jej pokoju. Chwilę czekałem, ale znowu cisza. Żadnego odzewu czy mogę wyjść, czy nie, cokolwiek głucha cisza. Zapukałem jeszcze raz i po prostu wszedłem. W pokoju panował półmrok z powodu zaciągniętych żaluzji. Zapaliłem światło i wtedy ją zobaczyłem. Mirabela leżała na łóżku z zamkniętymi oczami, nie ruszała się, zupełnie jakby była martwa.

– Hej! Wstawaj, przecież mówiłaś, że wy nie śpicie – odparłem, zdenerwowany stukając ją w ramie, by otworzyła oczy.

Jednak to nie pomagało. Mirabela dalej leżała i nie poruszała się. Zadziałałem instynktownie, próbując udzielić jej pierwszej pomocy. Przyłożyłem głowę do jej klatki piersiowej, sprawdzając, czy żyje.

Idiota! Przecież jej serce nie bije – skarciłem się w myślach. – Dobra myśl, Boże może przez to, że zjadła ludzkie jedzenie.

– Nie, ona żyje, oddycha, klatka piersiowa się unosi – stwierdziłem, zerkając na jej biust. – Więc czemu do cholery jasnej się nie budzisz? Wstawaj! – krzyczałem, potrząsając ją mocniej.

Miłość silniejsza niż nienawiść tom I - w trakcie korektyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz