Rozdział XV

61 28 6
                                    

Z małym przystankiem na sklep, bo Ivan chciał kupić Tianię coś słodkiego na umilenie dnia, ale w końcu dotarliśmy do parku. Dziewczyny siedziały pod ogromnym dębem, który dawał im cień. Dzisiaj było bardzo gorąco. Nawet nie zauważyły, że się zbliżamy, były tak zajęte rozmową, śmiejąc się z czegoś.

– Cześć kochanie – przywitał się Ivan z blondynką i podał jej czekoladę – hejka Mira.

– Siemka – burknąłem i usiadłem obok czarnowłosej.

– Jak tam po zakupach? – zapytał blondyn.

– A bardzo dobrze.

– Pokaż, co kupiłaś.

– O nie. Przekonasz się jutro. Jak ci teraz pokaże, nie będzie efektu WOW.

– Słońce, ty we wszystkim wyglądasz przepięknie. Ale dobrze – zaśmiał się – poczekam do jutra.

– Wszystko dobrze? – zapytała mnie Mirabela.

– Tak – wycedziłem dalej podminowany.

– Na pewno? Bo wyglądasz na złego.

– Tak, na pewno. Co przypomniała sobie księżniczka o mnie?

– O co ci chodzi?

– O nic.

– Jak chcesz. Ivan masz go? – zapytała po chwili.

– Tak proszę – odparł, wyciągając z kieszeni kartkę z numerem do tego gościa.

Nie mogłem się opanować. Szybko mu ją wyrwałem, zanim Mirabela zdążyła ją wziąć.

– Co ty robisz? – zirytowała się Mira. – Oddawaj to! – krzyknęła, próbując mi ją wyrwać.

– Nie.

– Dawaj to! – wściekła rzuciła się w moją stronę. Leżała na mnie, próbując dosięgnąć kartkę, którą trzymałem wysoko nad głową.

– Aż tak ci na nim zależy? – zapytałem, po chwili widząc jej zapał.

– Tak – zabolało – jest mi potrzebny – oznajmiła, dalej próbując mi go wyrwać.

– To trzymaj. Proszę śmiało, szczerz się teraz do tego faceta – wycedziłem wściekły, dając jej kartkę.

– Jakiego faceta? – zapytała zdziwiona, wlepiając we mnie oczy, zapominając o kartce.

– Tego, który ci się spodobał. To przecież do niego numer.

– O czym ty gadasz? To nie numer, tylko kod do strony z zadaniami.

– Co? Kod? Jaki kod?

– Boże – przekręciła oczami, podnosząc się ze mnie – zobacz sobie, jak mi nie wierzysz – rozłożyła kartkę i pokazała mi go. Miała rację, był na niej ciąg cyfr i liter.

– Czyli nie było żadnego faceta i nikt ci się nie podoba?

– Nie, oczywiście, że nie. Nie wiem, skąd ci przyszedł taki pomysł do głowy – zaśmiała się.

– Dobra, przepraszam – powiedziałem, czując ulgę.

– Dobra, nieważne. Muszę lecieć.

– Co, znowu jazdy? – zapytała blondynka.

– Tak. Jeszcze raz dzięki Ivan za ten kod. Papatki – pożegnała się szybko i pobiegła w stronę szkoły.

– Wrobiłeś mnie – rzekłem zdenerwowany tym, jak łatwo dałem się wkręcić Ivanowi.

Miłość silniejsza niż nienawiść tom I - w trakcie korektyWhere stories live. Discover now