I.Wypadek

128 4 0
                                    

-A więc pogoda na dziś, oberwanie chmury nad Belford i okolicami utrudni podróż nie tylko podróżującym ale także mieszkańcom domów. Radzimy zamknąć okna ponieważ może naprawdę nieźle napadać prawda Mickey ?
- Dajcie spokój, takiej ulewy nie widzieliśmy u nas przez ostatnie 17 lat, może być na prawdę ciekawie. Moje kolana i plecy nie dają mi żyć już od tygodnia, przeczuwam poważny kataklizm.
-Na szczęście jesteś tylko spikerem radiowym, haha
- Ale z jakim stażem! A teraz kochani słuchacze Florence and The Machine.

- Mamo, podgłośnij- powiedziałam i lepiej usadowiłam się na fotelu.
Jechaliśmy do mojej babci , wesoła z niej kobitka. Osoby w jej wieku powinny siedzieć na fotelu bujanym robiąc na drutach skarpetki i szaliki, rytmicznie bujając się w rytm muzyki z lat 70 . Layla w odróżnieniu od innych ,, starych pryków" jak to ona ich nazywa jest energiczną 76. O robieniu na drutach nie chce słyszeć więc zamiast jak na bacie przystało robić mi szaliki, jeździ na rowerze lub biega po sklepach.
Spojrzałam na spowite chmurami niebo. Granat i czerń pochłaniały jeszcze możliwe promienie słońca i białe obłoki ,w pełni zakrywając błękit nieba. Rodzice siedzieli z przodu a Xavier obok mnie.
Tata rytmicznie ruszał głową w rytm muzyki a mama śmiała się do niego. Sielankę przerywał co kilka sekund mój młodszy o 3 lata braciszek. Jak na 14 latka jest dość wysoki, zaczęły pojawiać się już mięśnie ramion oraz dodatkowo istna symfonia dźwięków spowodowana mutacją. Jego głos na przemian jest piskliwy lub bardzo głęboki i męski.
Elementem zaskoczenia był fakt, że mój braciszek ma już dziewczynę. Prawdopodobnie z jej sms się śmiał w głos psując mi ciszę w sakralnym słuchaniu mojej bogini.
Spojrzałam na mamę z błagalnym wzrokiem mówiącym ,, Wysadźmy go proszę". Jak na matkę przystało spojrzała na mnie przepraszająco po czym spojrzała groźnie na syna i zabrała mu telefon.
- Ej mamo, tak nie można!
Oburzony wyciągnął ręce aby zabrać mamie telefon, nie udawało mu się to zbytnio ponieważ pasy blokowały mu możliwość większego wychylania się.
- Bez nerw, zaraz zobaczymy co ta Denise tutaj pisze, może wszyscy się pośmiejemy.
Spojrzała na mnie z rozbawieniem w oczach. Czyżby myślała o tym samym co ja ?
-Nie ! - Piskliwy głos jak na 5 latka przyszył dźwięk śmiechu rodziców.
-May, nie znęcaj się nad synem, to niepedagogiczne.
Powiedział tata śmiejąc się do mnie w lusterku.

Z nieba zaczęły już spadać pierwsze krople deszczu powoli rozbijając się o szyby i dach naszego samochodu. Tata włączył mocniejsze światła i wycieraczki. Deszczyk zamieniał się stopniowo tempem spadania kropel i uderzeniami.W pewnym momencie zerwał się potężny wiatr który dawał nam znać w postaci lekkiego poruszania samochodem, spychając go lekko na lewo i prawo. Dodatkowo niebo otworzyło się kurtyną gradu i piorunów. Istny armagedon, ten cały Mike nie powinien być spikerem lecz wróżbitą albo jasnowidzem.
Radio zaczęło tracić sygnał i było słychać tylko buczenie przeplatane z syczeniem. Nawet Xavier oderwał się od telefonu i spojrzał co się dzieje.
Spojrzałam przez okno. Ledwo co było cokolwiek widać. Ciemno i śmigające białe kulki z hukiem uderzające o dach Volvo.
-Nie wiem, czy nie będzie głębokich wgnieceń.
-Złą opcja jest ucieczka, bo może nam zrobić krzywdę.
-Straszna zamieć, ostatnia była taka 17 lat temu.
-Philip , patrz!
Przez chwile nie było nic widać, ciemność i dwie smugi świateł samochodowych.
Niebo przeszył świetlisty, piorun któremu towarzyszyło głośne uderzenie od którego zadrgało podłoże. Blask był tak jasny na tle ciemnego nieba ,że aż oślepiał. Uderzył w stojące nieopodal drzewo, które z zawrotną prędkością zaczęło przechylać się w naszą stronę.
Tata uruchomił samochodów i zaczął wycofywać do tylu. Mama ciągle trzymała mnie za rękę a Xavier odziwo złapał się mojej.
Drzewo uderzyło o ziemię a huk uderzenia towarzyszył kolejnemu grzmotowi.
Zła opcja , bo jesteśmy na środku drogi otoczonej zewsząd drzewami. Nie zostało nam nic innego jak czekać w samochodzie w razie czego uciekać.
Ojciec zdenerwował sie i wyłączył syczące radio które i tak denerwowało swoim drzwiękiem.
Kolejny huk i kolejne drzewo. Tym razem zostało powalone przez silny, coraz bardziej w zbierający się wiatr. Jedna z gałęzi oderwała się od drzewa i uderzyła w nasz samochód.
Szyba po mojej stronie pękła przebijając ja na wylot. Dosłownie niecałe 5 cm przed moja twarzą znajdował się wystający badyl.
Moja mama krzycząc złapała mnie za rękę jeszcze mocniej. Siedziałam jak wmurowana i patrzyłam się na gałąź i tą odległość. Xavier odpiął mnie z pasów i przyciągnął na swoją stronę mocno mnie przytulając.
Tata spojrzał na nas ze strachem w oczach.
-Nie mogę wyjechać, jesteśmy zablokowani. Możemy to tutaj przeczekać.
-Philip, to chyba nie jest dobry pomysł! Spójrz na to co się dzieje, przebiło szybę.
-Gab, wszystko w porządku?
-Tak, nic mi nie jest.

Szargało naszym samochodem jeszcze przez 20 minut po czym nastąpiła straszna cisza. Nie wiał wiatr, nie grzmialo. Było po prostu bardzo, bardzo cicho.
Nagle jeden z grubszych konarów wpadł na dach samochodu przygniatając nas.
Słyszałam krzyki najbliższych a potem nastała ciemność.

Obudziłam się dopiero jak strażacy rozcinali samochód.
Xavier klepał mnie po policzku a mama się darła na około, czy żyje.
Otworzyłam oczy i zauważyłam, że dach naszego kochanego Volvo xc60 jest totalnie wgnieciony. Nad moją głową pochylał się zapłakany Xavier.
-Myślałem, że umarłaś.
Spojrzałam na rodziców
Z czoła taty leciała krew i trzymał mnie za nogę. Mama trzepała moją ręką na prawo i lewo żeby mnie ocucić.
-Boże, Philip ona żyje !
-Nie drzyj się kochanie, boli mnie głowa.
Mama spojrzała przepraszajaco na tatę i złapała go za rękę.

Pierwszego strażacy wyciągnęli tatę, następnie mamę , Xaviera i mnie.
Weszliśmy wszyscy w 4 do ambulansu i pojechaliśmy do szpitala.

Ukryta przed światemWhere stories live. Discover now