Rozdział 20

145 3 0
                                    

Nie wytrzymam dłużej na jednej planecie z tym nie normalnym psychicznie, bucowatym, obskuranym idiotą który nazywa się John Morales. Już kilkanaście razy w jaki sposób mogę go torturować  i co się stanie jeśli tak po prostu w trakcie lekcji wezme pistolet i strzele w ten jego durny łeb. O swoich planach mówiłam również wszystkim braciom którzy tylko mówili, uwaga cytuje,  ,,Przecież on ci nic nie zrobił" ja nie wiem jak oni mogą tak mówić skoro zrobił wystarczająco dużo jak na 2 tygodnie pobytu w tej szkole, na przykład pomalował moją szafkę, posmarował moje krzesło białą farbą przez co jak usiadłam na moich czarnych spodniach zrobiła sie plama oraz zamkną drzwi do łazienki w której byłam przez co byłam uwięziona przez2 godziny. 

Ale oczywiście ja sama nie byłam świeta i za te wszystkie rzeczy się odwdzięczyłam rozlewając klej na jego krześle przez co nie mógł wstać do odpowiedzi i dostał jedynke albo wrzuciłam mu do szafki cały karton prezerwatyw i dostał przez to uwage oraz na szkolnym spotecie napisałam że przez te 2 tygodnie przespał sie już z połową dziewczyn w szkole oraz kiedyś zapłodnił jakąś nastolatke.

Aktualnie jestem po szkole i szykuje się psychicznie na powiedzenie najstarszemu z braci iż za tydzień ma się odbyć rozmowa z dyrektorem i panią psycholog i to wcale nie tak że została ona zaplanowana tylko ze względu ma mnie i debila John, wcale. Bliźniacy nie wiedzą o ogólnym bycie tej rozmowy ponieważ chce im to powiedzieć przy obiedzie. 

-A ty co taka nerwowa?- zapytał Jay 

-Ja? No gdziesz ja nigdy nie jestem nerwowa- odparłam jak można było się spodziewać nerwowym tonem

-Ta no pewnie a ja to księżniczka z bajki- zażartował Nicolas a ja postanowiłam to wykorzystać przeciwko niemu

-Ha od początku wiedziałam że jednak mam 4 braci i jedną zaginiona siostre księżniczke ale czemu na początku mi tego nie powiedziałeś to nie powód do wstydu- oj coś czuje że zaraz będe musiała wracać na piechotę 

-Ha Ha no bardzo śmieszne- ah ta cudowna ironia

Już miałam mu cos powiedzieć ale przerwał mi dzwonek telefonu Jay'a, który tylko spojrzał na wyświetlacz mi odebrał przełączając na tryb głośnomówiący. 

-Co tam Nathan?-zaczął Jay

-Mam nadzieje że już wracacie do domu- powiedział najstarszy z braci swym jakże milutkim głosikiem niczym ksieżniczka

Nie nie moge sie zaśmiać. NIE. MOGĘ. SIĘ. ZAŚMIEĆ. A dobra jebać muszę sie zaśmiać. 

No i faktycznie nie wytrzymałam i zaczełam sie śmiac jak opentana przez co bracia spojrzeli sie na mnie jak na kretynkę. no i chwili juz ciekły mi łzy i bolał brzuch ze śmiechu i chyba Nicolas zrozumiał przez co się śmieje ponieważ sam zaczął sie śmiać.

-Hej ogarnijcie się oboje bo zaraz spowodujecie jakis wypadek- powiedział Jay a wtedy juz wiedziałam co powiem więc zaczęłam sie jeszcze bardziej śmiać.

-Jeden z was był wypadkiem- powiedziałam i po chwili usłyszałam również śmiech po drugiej stronie telefonu 

-Dobre młoda dobrze mówisz- mówił przez śmiech Max, który jak widać zabrał telefon od starszego brata

Po chwili oczywiście sie uspokoiłam i mogliśmy juz normalnie przerowadzić rozmowę z Nathanem.

-Okej, dobra juz możesz mówic o co chodzi i odpowiadając na twoje wcześniej zadane pytanie to tak jesteśmy w drodze do domu- powiedziałam 

-Dobra skoro już sie uspokoiliście to chce was poinformować że dzisiaj na obiad przyjeżdża mój nowy wspólnik z żoną, synem i córką więc chce żebyście zostawili otwartą brame i przy wieździe powiedzieli o tym ochroniarzom. Czy to jasne?- powiedział brat swym nijakim głosem 

ZmianaWhere stories live. Discover now