Rozdział 7

27 8 2
                                    

Ten dzień był ciężki. Seyoon wyszedł z budynku uczelni już po zmroku, a sprawdzając odjazd następnego autobusu, udał się jeszcze po coś na szybko do zjedzenia, zaczynając odczuwać głód. Nie planował zostawać tak długo po zajęciach, właściwie to chciał wrócić jak najszybciej. Pech chciał, że był dość popularny na roku, więc w sprawie jakichkolwiek problemów i pomocy szli właśnie do niego. Nie mógł odmówić, kiedy potrafił komuś pomóc, taki już był, ale na ten moment żałował, że nie odmówił i zaproponował innego terminu. W ten sposób byłby w domu już dwie godziny temu ciesząc się ciszą, spokojem i miękkim materacem. Był ciekaw, czy Lucas jest już w domu i czy nie będzie zmartwiony, kiedy tak długo go nie będzie. Chłopak był naprawdę specyficzny, ale Seyoon nie uważał tego za wadę. Przecież miał prawo martwić się o współlokatora, kiedy ten długo nie zjawia się w domu.

Po zamówieniu również kawy, skierował się na przystanek, mając nadzieję, że się nie spóźni. Nie planował brać napoju, ale jego zmęczenie zadecydowało za niego. Po dotarciu na przystanek miał jeszcze dwie minuty do przyjazdu autobusu, na co odetchnął głęboko po szybkim marszu. Dopiero wtedy zauważył też stojącego na przystanku pana Sakawę. Nieco zażenowany skinął głową do mężczyzny spoglądającego w jego kierunku i przywitał się cicho.

Profesor wydawał się być równie wyczerpany, co on, choć zapewne jego dzień był jeszcze cięższy. W przeciwieństwie do niego, jego praca polega na nieustannym mówieniu i wytrzymywaniu w towarzystwie nie zawsze przyjemnych osób. Mimo że na zajęciach pana Sakawy zazwyczaj było nieco inaczej, spokojniej, i tak zdarzali się tacy, co mieli wszystko gdzieś.

- Dopiero teraz wracasz? - mężczyzna nie krył zdziwienia.

- Wpakowałem się w spotkanie z paroma osobami, które prosiły mnie o pomoc. - westchnął głośno, by jak najlepiej ukazać swoje zirytowanie.

- To dobrze, że starasz się być pomocą dla innych.

- Niby tak, ale mogłem zaproponować inny termin. Nie zdążyłem nawet nic porządnego zjeść, przez co ratuję się jakimiś kanapkami ze sklepu. - prychnął wskazując na swoje zakupy. - Swoją drogą, pan też wygląda na zmęczonego. Nawet nie wyobrażam sobie spędzać codziennie tyle czasu na uczelni.

- Idzie się przyzwyczaić. - przez twarz mężczyzny przeszedł cień uśmiechu. Chwilę potem podjechał ich autobus.

Seyoon poczuł się nieco niezręcznie siadając obok profesora, ale też nie uważał, by możliwość poznania go bliżej była zła. Z jakiegoś powodu pan Sakawa wydawał się mu bardzo sympatycznym człowiekiem, a jedynie skrytym.

- Może ma pan ochotę na kawę? - zaproponował przypominając sobie o napoju ręce. Zdążył już nieco ostygnąć.

- Dziękuję. - odmówił krótko, choć po jego spojrzeniu Seyoon mógł stwierdzić co innego. - Stresujesz się egzaminami?

- Huh? Nie tak bardzo jak powinienem. - prychnął cicho.

- To znaczy?

- Wierzę, że jakoś dam sobie radę.  Większość przedmiotów nie sprawia mi problemu.

- A o który najbardziej się boisz?

- Pana. - odpowiedział niepewnie, spoglądając na profesora, który uśmiechnął się rozbawiony, ale najwyraźniej zrozumiał jego obawy.

- Stres nie zawsze jest zły. Gorzej byłoby, gdybyś podszedł do zaliczeń totalnie na luzie. Na ten moment jednak mogę cię zapewnić, że zdasz. Ja przynajmniej w ciebie wierzę.

Te słowa podniosły Seyoona na duchu, choć uznał, że mężczyzna zbyt wysoko go ceni. Wcale nie był tak dobry i zapamiętać tak wiele informacji na raz nigdy nie wychodziło mu za dobrze.

Rainy Days Over The Love City [BL]Where stories live. Discover now