1. Tylko lepiej

65 12 16
                                    

Życie nigdy nie było łatwe. Zawsze było pogmatwane, pełne niewiadomych. Jednak dzisiaj po raz pierwszy miałam wrażenie, że miało się ono stać prostsze.

Bo właśnie dzisiaj, czwartego stycznia przeżyłam kolejny rok bez matki.

Moje osiemnaste urodziny były momentem, na który tak rozpaczliwie czekałam, bo teraz mogłam raz na zawsze zamknąć rozdział związany z Jeaną Mikaelson. Mogłam w końcu odetchnąć pełną piersią, nie bojąc się tego, co przyniesie mi przyszłość.

Ostatnie miesiące były dla mnie niezwykle ciężkie. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Przez rozprawy sądowe nie mogłam spać po nocach, budziłam się z krzykiem, z twarzą zalaną łzami.

Poczucie winy bezustannie mnie dręczyło, bywały dni, że zastanawiałam się nad tym, czy tego nie zakończyć. Że nie wspomnę o tym, że ostatnie miesiące przed zakończeniem pierwszej klasy spędzałam z nosem w książkach, usiłując nadrobić cały materiał, który skumulował się, gdy leżałam w szpitalu, chodziłam po sądach i komisariatach.

Jednak zawsze wtedy byli ze mną moi bliscy, którzy mnie wspierali i pomagali mi, jak tylko mogli. Starałam się uśmiechać, radzić sobie najlepiej, jak tylko mogłam. I jakoś dawałam radę. Bywały dni lepsze, dni gorsze, ale finalnie udawało mi się przetrwać kolejne godziny i miałam wrażenie, że z każdą mijającą dobą było coraz lepiej.

I dzisiaj, po zakończeniu tej udręki, nie czułam już strachu. Przynajmniej za dnia. Teraz musiałam się tylko mierzyć z nocnymi marami.

Podeszłam do dużego okna, z którego miałam widok na ogródek i oparłam łokcie o parapet, z nostalgią poszukując w przestrzeni domu mojej mamy.

Na próżno, bo był on zdecydowanie za daleko.

Po sytuacji, która miała miejsce w łazience, gdy została wezwana policja, gdy Nate się wszystkiego domyślił, gdy w końcu moje kłamstwa wyszły na jaw, a Jeana została schwytana w szpony sprawiedliwości, moja noga ani razu nie stanęła w tamtym domu. Po wyjściu ze szpitala tata od razu zabrał mnie do siebie. Sukcesywnie zwoził do siebie moje rzeczy, oddał mi nawet swoją sypialnię, abym miała gdzieś swój kąt. Innymi słowy – wszystko, co było związane z Jeaną Blake Mikaelson, odeszło w zapomnienie.

Dlatego te osiemnaste urodziny były dla mnie takie ważne. Były one pierwszymi urodzinami, które spędzałam bez strachu, bez obawy, że kolejnych nie dożyję. Teraz wszystko stawało się łatwiejsze, bardziej ułożone i spójne i niezmiernie się z tego cieszyłam, bo mogłam w końcu być sobą.

Odwróciłam głowę w stronę biurka, na którym tkwił wibrujący telefon. Odblokowałam urządzenie i uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam treść wiadomości.

Alice: Sto lat, sto lat, kochanie! Spełnienia marzeń, starucho ty moja, kochana!

Parsknęłam po nosem i usiadłam na parapecie, odpisując na wiadomość.

Victoria: Dziękuję!! Ale pamiętaj, że jesteśmy z tego samego rocznika!

Pokręciłam z rozbawieniem głową i wyjrzałam za okno, podziwiając gwiazdy, które swoim blaskiem spowijały granatowe niebo.

To jedno się nie zmieniło, Alice i ja nadal byłyśmy nierozłączne.

W zasadzie nasze życie było teraz zupełnym przeciwieństwem tego, co było kiedyś, jednak były w min pewne aspekty, które pozostawały niezmienne.

Moja przyjaźń z Alice, choć mogłoby się to wdawać już niemożliwe, jeszcze bardziej się umocniła, moja relacja z tatą powoli się odbudowywała i zaczynała coraz bardziej się rozwijać, natomiast ja i Nate... No, tak. Oficjalnie staliśmy się parą. Teraz już nie baliśmy się ukrywać swoich uczuć. Zawsze byliśmy w tym szczerzy i to sprawiało, że czułam się w końcu jak normalna nastolatka.

Zduszony KrzykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz