Rozdział X

1.1K 97 3
                                    

Unosiłam się na wodzie. Lekka i odprężona, wsłuchiwałam się w jej plusk, w krzyk wodnych ptaków brodzących gdzieś w trzcinach i wkradający się od czasu do czasu inny odgłos, mniej przyjemny, mechaniczny...

W końcu ucichł, a po chwili coś wzburzyło wodę. Zaczęłam niepokojąco falować, a potem wymachiwać rękami, chcąc dotknąć dna. Zanurzyłam się i parłam do przodu, by dopłynąć do brzegu. Ktoś tam był. On.

Wysportowane, smukłe ciało, kontrastowało na tle czystego, bladego nieba. Kropelki wody spływały po skórze i delikatnie iskrzyły, a długie włosy niemal zlewały się z ciemnymi wzorami na ramionach. Gdy spojrzał na mnie z dzikim błyskiem w jasnych oczach, zadrżałam, a serce oszalało z radości. Poruszał ustami, zdawał się coś do mnie mówić, lecz mimo że byliśmy tak blisko, nie potrafiłam zrozumieć ani słowa. Dzieliło nas zaledwie kilka metrów... Wreszcie wybadałam stopami grunt, a następnie wysunęłam przed siebie ręce. Ruszył prosto na mnie z szerokim uśmiechem. Woda burzyła się dookoła, uskakiwała i jakby rozstępowała przed nim, zanim mnie...

Ominął.

Jęknęłam, rozczarowana, zdając sobie sprawę, że to nie do mnie się uśmiechał i nie do mnie biegł, bo... w ogóle mnie nie zauważał. Bałam się nawet odwrócić, niepewna tego, kogo z nim zobaczę. Kątem oka dostrzegłam tylko jakieś długie pasmo czerwonych włosów. Za długie – pomyślałam, gdy zaczęło niepokojąco blisko wić się obok mojej twarzy...

Chwyciłam je ze złością i pociągnęłam...

Matko, co to był za sen? Chciałam tam wrócić, by wiedzieć kto to. Zaciskałam powieki, lecz nadaremnie, bo jakieś zamieszanie na górze, nie dało mi dłużej spać. Spojrzałam na budzik. Dochodziła ósma. Automatycznie sięgnęłam po komórkę i po chwili coś mi tu nie pasowało. Telefon był wyciszony, ale czy przypadkiem nie wyłączyłam go wczoraj?

Miałam całą listę wiadomości o nieodebranych połączeniach od Rafała, a także z jakiegoś innego numeru, którego nie kojarzyłam. Musiał być naprawdę w desperacji, skoro tak się dobijał. Dwa smsy: – To ważne, musimy porozmawiać. Na widok drugiego, cała zesztywniałam: Debora, do kurwy nędzy, nie wyłączaj telefonu!. No, proszę, co za mocne słowa. Pewnie, nie czuł się nawet w połowie tak paskudnie, jak ja przez te ostatnie dni. Jeśli myślał, że teraz będę słuchała jego wyjaśnień, to się grubo mylił. Chwila... To kto włączył mój telefon?

– Wstawaj śpiochu – usłyszałam niespodziewanie, zachrypnięty głos za drzwiami. – Jadę do miasta, chcesz coś?

Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam?

– Mógłbyś mnie dziś wyręczyć i zrobić jakiś obiad? Kompletnie nie mam pomysłu – wypaliłam, naciągając z powrotem kołdrę i, czekając na reakcję.

– Nie ma sprawy. Mogę na chwilę wejść?

No nie wiem, czy to dobry pomysł – pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.

– Nie za bardzo. Jestem nieubrana, a poza tym, to i tak zaraz wstaję – odparłam

– No dobrze, jasne. – Zaśmiał się. – Coś konkretnego na ten obiad?

– Cokolwiek, byleby nie było mięsa.

– A co ci mięso zrobiło?

– Mnie nic, ale ojcu przydałaby się jakaś dieta.

– Postaram się...

No i się postarał, aczkolwiek zajęło mu to dłużej, niż sądziłam

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

No i się postarał, aczkolwiek zajęło mu to dłużej, niż sądziłam. W czasie, gdy Igor przygotowywał obiad, zdążyłam wstawić pranie, posprzątać, wywietrzyć pościele i jeszcze na koniec wziąć prysznic, łącznie z odżywczą maską na włosy. I niczego nie robię po „łebkach", o nie. Jestem w tym naprawdę dokładna. Na pierwszy rzut oka może nie było tego widać, ale Igor nie miał w sobie nic z bałaganiarza, jak nasz ojciec. Nawet sam robił pranie i sprzątał swój pokój. Nie powiem, że mnie to nie cieszyło, ale dzięki temu, praktycznie nie miałam dostępu na jego „teren". Można powiedzieć, że zrobił z niego twierdzę nie do zdobycia. Brakowało tylko tabliczki z napisem: „Wstęp wzbroniony!".

Gdy zadzwoniłam do ojca, nie mógł uwierzyć, że Igor „rządził" dziś w kuchni. Oczywiście z tej okazji, staruszek pojawił się nawet przed czasem. Śmiać mi się chciało, jak siedzieliśmy przy stole i próbował zachwalać jedzenie, którego wcześniej nigdy by nie tknął. Musiałam przyznać, że mnie smakowało i nie miałabym nic przeciwko, żeby wyręczał mnie częściej.

– Mam dla was bojowe zadanie, dzieciaki ­– zaczął, rozglądając się na boki, wyraźnie nienasycony. – Zanim wyjadę, chciałbym zrobić porządek u nas w biurze. Nie mam czasu na szukanie firmy, jestem zbyt zalatany i potrzebuję wszystkich chłopaków. Moglibyście pomóc mi trochę?

– W czym konkretnie? – odezwałam się pierwsza.

– Takie tam, sprzątanie i trochę malowania. Oczywiście, jeśli nie macie ochoty, to trudno...

– Nie ma sprawy, jeśli o mnie chodzi – wtrącił Igor, szturchając mnie pod stołem.

– W malowaniu i sprzątaniu jestem całkiem niezła – oznajmiłam z dumą. – Ile nam odpalisz?

Igor parsknął pod nosem, kryjąc się za dłonią, a ojciec, zrobił taką minę, jakby nie zrozumiał mojego pytania. Spojrzał na mnie, a potem na Igora, wyraźnie zakłopotany i podrapał się po głowie.

– Mówisz... serio? – Odchrząknął.

Teraz to ja nie wytrzymałam. Wyraz jego twarzy był bezcenny. Dawno tak się nie ubawiłam.

– Chyba cię na nas nie stać. – Zachichotałam. – Daj spokój, żartowałam – dodałam naprędce.

Igor wystawił do mnie otwartą rękę i przybiliśmy piątkę.

Po obiedzie Igor pojechał z ojcem, żeby rozejrzeć się po firmie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Po obiedzie Igor pojechał z ojcem, żeby rozejrzeć się po firmie. Miałam trochę spokoju, więc pozmywałam, sprzątnęłam kuchnię i udałam się na górę, zrobić porządek w moim warsztacie.

Zdjęłam płótno i włożyłam je z powrotem do skrytki pod skosem. Od czasu, kiedy pojawił się u nas Igor, niczego nie namalowałam, a byłam tak blisko...

Nieoczekiwanie z dołu dobiegł mnie dzwonek mojego telefonu.

– Cholera – mruknęłam pod nosem i ruszyłam na dół.

Musisz się wreszcie nauczyć nosić go przy sobie.


Cdn...

Zła krewWhere stories live. Discover now