Rozdział XXXV

918 94 6
                                    

– Co jest? Dlaczego jesteś taka spięta?

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

– Co jest? Dlaczego jesteś taka spięta?

Zaczął być impulsywny i nie podobało mi się to. Jego bliskość odczuwałam jako bardzo przyjemną, ale miałam wrażenie, że gdzieś się spieszył. W ogóle zachowywał się dziwnie i podejrzewałam, że ma to związek z Rafałem. Chciał się na mnie odegrać? Gdyby ojciec nas teraz zobaczył, gdyby moja matka... Dlaczego wciąż nie potrafiłam go odepchnąć, a zamiast tego, pragnęłam coraz bardziej? Nie tak to sobie wyobrażałam, musiałam to przerwać...

– Wciąż nie najlepiej się czuję – skłamałam.

– Chryste, przepraszam, ale świnia, ze mnie... – mruknął, zrezygnowany, po czym podniósł się i sięgnął po spodnie.

– To ja przepraszam. Nie powinnam tu w ogóle przyjeżdżać – wydusiłam i też się ubrałam.

– Nie opowiadaj głupstw. Kto mógł przypuszczać, że twój ex przywlecze się za nami? Z nim jest coś nie tak i nie powinnaś kręcić się sama po Woodstocku, bo... – zamilkł, a kiedy sprawdził komórkę, na chwilę wstrzymał oddech. – Posłuchaj, nie mamy dużo czasu. Spakuj swoje rzeczy, pomogę ci przenieść je do mojego namiotu, a potem zrywamy się stąd – dodał nerwowo.

– Co się dzieje? Dlaczego mam się przenosić? – zaniepokoiłam się.

– Potem ci wytłumaczę. Cholera, nie miałem pojęcia, że już tak późno.

Wyraźnie próbował zmienić temat, lecz tym razem nie miałam zamiaru pozwolić się zbyć.

– Powiedz mi teraz albo nigdzie nie idę – odparłam, a potem wcisnęłam się w przeciwległy kąt. – Co ci powiedział Rafał?

– Ochrona ich wywaliła, bo rozbili się w strefie bezalkoholowej i zaczęli imprezować. Wiedzą, gdzie jesteśmy Debi... – Spojrzał na mnie z wypisanym poczuciem winy na twarzy.

– I?

– Zaczął wciskać jakiś kit o policji i kontaktach, że nie zgłosił tamtego pobicia, bo chce to rozwiązać między nami. – Zaczerpnął głośno powietrza i chwycił za mój plecak. – Pospiesz się, muszę cię stąd zabrać, zanim tu wpadną.

– C...co? Jak to wpadną? – Podpełzłam do niego i wyrwałam mu go z rąk. – Nigdzie nie pójdę, chcę być obecna przy tej rozmowie. Mnie również to dotyczy...

– Nie! – warknął, łapiąc mnie za rękę tak mocno, aż zabolało. – Nie chciałem ci nic mówić, bo wiedziałem, że zaczniesz się stawiać. On chce mnie i załatwię to po mojemu. Ciebie przy tym ma nie być, zrozumiałaś? – dodał wściekle.

– Nie, Igor. – Potrząsnęłam głową. – Mowy nie ma, nigdzie się stąd nie ruszę, a jeśli spróbujesz mnie wyciągnąć, to sama zadzwonię na policję albo będę krzyczała, aż zjawi się tutaj ochrona... Ale ty jesteś naiwna.

– Zwariowałaś? Żadnej policji! Chcesz, żeby mnie znowu udupili i... – urwał nagle, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział zbyt dużo.

Zrobiło się ciemniej, przez co ledwo widziałam wyraz jego twarzy. Czyżby lampki na zewnątrz pogasły?

– Nic nie rozumiesz. – Szarpnęłam ponownie za plecak. – Ojciec Rafała jest komendantem, więc sama to zakończę i jak będzie taka konieczność, to do niego zadzwonię – upierałam się.

– Świetnie, po prostu cudownie, że mówisz mi to akurat teraz – zaśmiał się gorzko. – Nie, no, ekstra.

– Gdybyś nie polazł za mną, byłoby po sprawie, ale nie, ty zawsze musisz zgrywać bohatera...

– Wiesz co? Pieprz się Debi – syknął, a potem zdjął z nadgarstka gumkę i związał nią włosy.

Wkurzona już nie na żarty, podniosłam się, żeby zacząć pakować plecak, ale bynajmniej nie w celu przeprowadzki. Z tych nerwów nagle noga zaplątała się w śpiwór i poleciałam na Igora.

Nie. Właściwie to zostałam popchnięta przez jakąś siłę z zewnątrz. Mój brat nie zdążył się uchylić i już leżałam na nim, kiedy przyjęłam na plecy pierwszy cios. Pisnęłam, a potem zawyłam z bólu, gdy otrzymałam następny. Natychmiast zrobiło mi się słabo, gardło zacisnęło się i nie miałam siły dalej krzyczeć...

– Kurwa! Co jest? – spanikował Igor, z trudem przewracając mnie na bok.

Ścianki namiotu przygniotły mi twarz, utrudniając oddychanie. Dodatkowo Igor wycisnął z moich płuc całe powietrze, kładąc się na mnie całym swoim ciężarem, by osłonić mnie przed kolejnymi ciosami.

– Ona nadal tu jest, ty chory skurwysynu! Debora tu jest! – krzyknął ponownie, ale ci na zewnątrz w ogóle nie zareagowali, zrzucając na nas grad ciosów i kopniaków.

Czułam się tak, jakbym została uwięziona w dużej torbie podróżnej, którą ktoś wyrzucił z pędzącego pociągu. Mimo że Igor starał się mnie chronić, to wciąż byłam kopana po głowie. A potem nastąpiła kompletna ciemność, zacisnęłam zęby i w końcu głośno zawyłam z bólu.

Dobrze ci tak... – naigrawał się znajomy głos.

Działo się coś dziwnego i sprzecznego, ponieważ nagle zaczęłam godzić się z całą sytuacją, odbierając tę napaść jak karę. Myślałam też o tym, że inni się teraz świetnie bawią, a ja zaraz stracę życie. Myślałam o Sebastianie i jego małej tajemnicy...

Niespodziewanie wszystko ucichło, jakby napastnicy w końcu się zmęczyli. Oboje byliśmy nadal przytomni, tylko dlaczego wcale się tak nie czułam?

– Debora? Chryste... Debi!!! – panikował Igor, a ja dziwiłam się, skąd ma na to jeszcze siłę. – Czy to krew...? Ona krwawi!!! – zawył, unosząc się nade mną i, plącząc w poluzowanym materiale namiotu. – Gdzie mój telefon...! Dzwońcie po pomoc!!!

Niech krwawi, dobrze jej tak.


__________________

Osiem rozdziałów do końca.

Zła krewWhere stories live. Discover now