1

69 8 0
                                    

— Przykro mi, ale nie mamy wolnych stolików — oznajmił elegancki recepcjonista z tak ślicznym uśmiechem, że Hermiona niemal dała się nabrać, że naprawdę jej współczuł.

To była znacznie grzeczniejsza forma odmowy od tej, której się spodziewała. W końcu nie należała do typowych niepożądanych klientów, z którymi najbardziej prestiżowa restauracja w magicznym Londynie musiała sobie zwykle radzić. Była niepożądaną klientką, która dodatkowo tylko w tym roku zorganizowała dwie głośne akcje nawołujące do bojkotu Okrągłego Stołu, wskutek czego lokal stracił sporo zamożnych klientów. W tym liczną rodzinę Nottów, której kilkoro członków robiło karierę w mediach i polityce. Po tym jak się napocili, by nikt ich nie kojarzył z Nottem śmierciożercą, żaden z nich nie chciał ryzykować świeżo oczyszczonego nazwiska dla idealnie przyrządzonego befsztyka.

Właściciele Okrągłego Stołu szczycili się tym, że mimo zmieniających się czasów twardo kultywowali czarodziejskie tradycje, nawet te, do których obecnie zwyczajnie nie wypadało się przyznawać. Poza kilkoma czarodziejami piastującymi stanowiska wymagające bezpośredniego kontaktu z gośćmi obsługę stanowili w całości skrzaci niewolnicy lub nieludzie, których form zatrudnienia nie regulowały żadne przepisy. Na salę — mimo braku oficjalnych wytycznych — nie wpuszczano nikogo, kto nie miał odpowiednich koligacji i koneksji, a żarty z mugoli czy mugolaków były na porządku dziennym.

— Mam rezerwację — powiedziała Hermiona.

Recepcjonista zachował uprzejmy wyraz twarzy, ale jego spojrzenie zdradziło, co naprawdę myślał. Mogła skonfundować drzwi (zaczarowane tak, by odpychały każdego mugolaka), ale to nie zmieniało faktu, że w tym świecie od dawna nie była anonimowa. A dzięki uprzejmości Rity Skeeter (i kilku innych dziennikarzy, którzy przynajmniej nie podkreślali tego złośliwie) wszyscy znali jej status krwi.

— Na jakie nazwisko?

— Malfoy — odparła bez zająknięcia. — Albo Fawley.

Recepcjonista pochylił się nad magiczną księgą. Elegancka liberia, którą miał na sobie, sprawiała wrażenie kosztownej. Nie odgniatała się i nie marszczyła jak mugolske ubrania. Hermiona odruchowo poprawiła swoją szatę wyjściową. Perłowa kiecka ze ślubu Neville'a wydawała jej się wystarczająco snobistyczna, by wtopić się w tłum.

— Przykro mi, ale to rezerwacja imienna na dwie osoby i nie uwzględnia...

— Zaszła zmiana — przerwała mu Hermiona i mocniej zacisnęła palce na różdżce. Confundus mógł zadziałać na drzwi, ale obsługa zapewne nosiła stosowne czary ochronne. Nie wspominając o tym, że odkąd Hermiona przestała być nastolatką, zrozumiała, jak wstrętne i obrzydliwe było stosowanie tego typu magii na żyjących istotach. A mimo to już raz tego dnia musiała po nie sięgnąć. — Pan Fawley się nie pojawi, jestem w jego zastępstwie.

— Niestety, ale ani pan Malfoy, ani pan Fawley nie powiadomili nas o zmianie w rezerwacji. Proszę zaczekać, skontaktujemy się z panem Fawleyem i...

— Nie ma takiej potrzeby — przerwała mu pospiesznie Hermiona. — Zaczekam na Mal... pana Malfoya, on wszystko wyjaśni.

Albo skrzywi się i każe ją wyrzucić, biorąc pod uwagę fakt, że zignorował wszystkie dwanaście listów, które mu wysłała w tym tygodniu. Miała nadzieję, że uda jej się dostać do stolika, zanim się z nim skonfrontuje, co było przesadnie optymistycznym wariantem. Powinna się cieszyć, że w ogóle weszła do środka. I nie została przeklęta. Jak choćby pan Palmer (czarodziej dopiero od trzech pokoleń), który kiedyś próbował zjeść tu brunch, ale klamka rozpuściła mu dłoń i część przedramienia (właściciele wykpili się historyjką o niekompetentnym fachowcu, który odnawiał im czary ochronne).

The Road to Hell Is Paved with Good Intentions (Dramione)Where stories live. Discover now