12. Odrobina prawdy

4.4K 117 6
                                    

– Przestań mnie gonić! – Krzyknęłam po raz kolejny.

Moje wrzaski na nic się zdały. Jang ani razu nie odpowiedział. Za to nie przestawał mnie gonić. Odwracając się co jakiś czas za siebie, by upewnić się, że nie tracę bezpiecznego między nami dystansu, widziałam jego zaciętą minę pochłoniętą złością.

Ten widok był dla mnie o niebo lepszym motywatorem niż chęć zdobycia na zawodach złotego medalu.

Po wybiegnięciu z budynku szkoły, skierowałam się w stronę boiska. Nie będę przecież uciekać przed szaleńcem po ulicach San Francisco. Niedługo kończy się lunch, a ja muszę wrócić na lekcje!

Nie mogąc pozwolić sobie na zbytnie oddalenie od Lowell High School, biegałam po bieżni. A raczej – uciekałam. Jang zaciekle biegł za mną, podobnie jak ja, nie zwalniając nawet na sekundę. Utrzymywaliśmy dobre tempo. Śmiałabym nawet przypuszczać, że gdyby ktokolwiek mierzył mój czas, pobiłabym właśnie swoją życiówkę.

Może powinnam zacząć biegać długodystansowo, zamiast celować w biegi krótkie?

Jang próbował mnie przechytrzyć, stosując nieczyste zagrania. Zmieniał kierunek biegu lub przebiegał przez środek bieżni zamiast naokoło. Starałam się być przebiegły niczym lis, ale ja nie byłam owieczką. Może na co dzień owszem, ale nie na bieżni. Tutaj stawałam się gepartem, tym samym wyprzedzając jego spryt.

Nie mogłam stracić czujności. Musiałam być lepsza. I musiałam wierzyć, że chłopak miał gorszą kondycję ode mnie.

– Nie będę za Tobą ganiał, jak jakiś pajac! – Warknął w końcu. – Zatrzymaj się, abym mógł się z Tobą policzyć!

On tak na serio? Przecież już ganiał, jak pajac! Od dobrych dziesięciu minut!

– To przestań mnie gonić! – Powtórzyłam.

– Przestanę, jak skończysz uciekać!

– Jak mam nie uciekać, skoro wyglądasz... – spojrzałam przez ramię, wymachując, jak opętana, ręką w jego kierunku – ...tak!

– Tak, to znaczy, jak!?

– Jak niezrównoważony psychicznie człowiek z chęcią mordu!

– Zawsze tak wyglądam! – Ryknął poważnie.

– Więc zawsze będę przed Tobą uciekać! Odczep się ode mnie! – Odparłam pewnie, nieco zdyszana.

Na moje słowa Jang zwiększył prędkość. Myślałam, że zaczyna opadać z sił, dlatego kazał mi się zatrzymać. Rzeczywistość była inna. Miał całe pokłady energii. Dostrzegając na podłożu jego zbliżający się cień, także przyśpieszyłam. W pewnym momencie walczyłam sama ze sobą, aby utrzymać tempo biegu. Musiałam wytrzymać krytyczny moment.

Przestałam się odwracać, aby nie wybijać się z rytmu, ani nie tracić siły na zbędne ruchy. W ten sposób pokonałam trzy kolejne okrążenia. Myślałam, że dam radę przebiec znacznie więcej, jednak moje nogi w jednej chwili odmówiły posłuszeństwa. Przewróciłam się.

A bardziej... miałam się przewrócić. Dziwnym trafem moja twarz zatrzymała się tuż przed bieżnią. Ktoś uratował mnie od upadku.

Chciałam dostrzec, co się właściwie dzieje, ale moja pozycja mi to uniemożliwiała. Nie widziałam nic, z wyjątkiem białej linii wyznaczającej pas zawodnika. Mogłam jednak coś poczuć. Szarpanie za mój sweter.

Ktoś chwycił skrawek mojego ubrania, najpierw powstrzymując od prawdopodobnego złamania nosa, teraz ciągnąc ku górze. To nie było zbyt delikatne. Szarpnięcie było na tyle silne, że zaczęłam się obawiać, czy sweter wytrzyma pociągnięcie, czy skończy z ogromnym rozdarciem na plecach.

TIME of liesWhere stories live. Discover now