13. Zasady genialnych szaleńców

4.3K 116 4
                                    

Pozostała część dnia przebiegła dość spokojnie. Co prawda, dotarłam na zajęcia z socjologii dopiero dziesięć minut po dzwonku, jednak Pani Jones okazała się spokojną i wyrozumiałą kobietą w podeszłym wieku, zatem obyło się bez upomnień, czy innych nieprzyjemnych sytuacji. Na przedmiot chodziłam razem z Charliem, dzięki czemu nie musiałam martwić się o brak miejsca. W sali, tym razem znajdowały się podwójne biurka, więc dzieliliśmy przestrzeń, a ja starałam się oswoić z myślą, że mam nowego znajomego, który naprawdę ma ochotę ze mną rozmawiać.

A powodem mojego spóźnienia nie była jedynie ucieczka przed Jangiem. Po tym, jak Ivan wręczył mi karteczkę z kodem do szafki, musiałam sprawdzić, czy na pewno należała do mnie. Nie zdążyłam wcześniej zapamiętać kodu, przez co nie miałam pewności. Utwierdziłam się jednak w tym przekonaniu, gdy po wystukaniu cyferek, zamek się otworzył. Nie to było największym zaskoczeniem.

W środku szafki był mój plecak. Z tego wszystkiego zapomniałam, że zostawiłam go na stołówce. Jakim cudem się tutaj znalazł? Skoro Ivan znał kod, to on go tutaj przyniósł? Jeśli tak, to dlaczego? Dlaczego zachowuje się jak jedna wielka sprzeczność?

– Dobrze, kochani. Jak wspomniałam na początku zajęć, dzisiaj kilka słów o indywidualizmie – odezwała się nauczycielka.

A to ciekawe. Mamy uczyć się o czymś, co w murach tej szkoły nie istnieje. To dopiero ironia losu.

O trzeciej po południu w końcu rozbrzmiał ostatni dzwonek. W piątki kończyłam lekcje zajęciami z fitnessu i żywienia, na które chodziłam razem z Sophie, więc wspólnie udałyśmy się na trening. Oczywiście po odczekaniu dziesięciu minut.

Przez całą drogę do szatni, dziewczyna opowiadała mi różne ciekawostki związane z lekkoatletyką w naszej szkole. Jak się okazało, niektórzy z trenerów, pomimo sporego doświadczenia i zadziwiających umiejętności, mieli swoje za uszami. Co chwilę roznosiły się plotki o romansowaniu z członkami drużyn, rękoczynach, czy nadmiernej ilości używek. Na dodatek dziewczyny w drużynie, do której dołączyłam, nie przepadały za sobą i były nastawione przede wszystkim na rywalizację. Miałam ogromną nadzieję, że Sophie wyolbrzymiała, a mi uda się wkrótce zaaklimatyzować i znaleźć wspólny język z pozostałymi osobami.

Miałyśmy już przekroczyć drzwi prowadzące bezpośrednio na blok sportowy i szatnie zawodników, gdy rzuciła mi się w oczy wielka tablica ogłoszeń. Od razu przypomniałam sobie słowa Ruby o rzekomym regulaminie szkoły, znajdującym się na każdym piętrze budynku. Mimowolnie moje nogi się zatrzymały, a głowa przechyliła się w stronę wywieszonych kartek.

– Hej, idziesz? – Zapytała z oddali Doyle, stojąc w drzwiach.

– Tak, zaraz przyjdę – machnęłam ręką na znak, aby za mną nie czekała.

– W porządku, jesteśmy w szatni numer cztery!

Moje oczy w zatrważającym tempie przesuwały się po zapisanej kartce i już sama nie wiedziałam, czy to wciąż liceum, czy może znalazłam się w jakimś chorym filmie albo zakładzie dla obłąkanych.

Tego nie można nazwać szkołą, a co dopiero normalną!

REGULAMIN LOWELL HIGH SCHOOL

Zasady obowiązują na całym terenie szkoły i w obrębie pół mili od placówki.

1. Kobiety wydały na świat każdego z nas, dlatego należy im się szacunek. Nikt nie ma prawa krzywdzić żadnej płci pięknej, która przebywa w szkole. Zarówno uczennice, nauczycielki, jak i pozostałe pracownice mają wsparcie Samorządu Uczniowskiego. Każdy, kto wyrządzi kobiecie choćby najmniejszą krzywdę, zostanie srogo ukarany.

TIME of liesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt