23. Pierwszy krok w stronę sukcesu

4K 113 7
                                    

Moja nowa rada do samej siebie brzmi: Nie narzekaj że dzisiaj jest trudno, bo każdy następny dzień może być jeszcze gorszy". Chociaż sama nie wiem, czy w moim wypadku należałoby mówić o najgorszym dniu, czy może najgorszym tygodniu w życiu.

Dzień w szkole nie należał do zbyt udanych, ale nie spodziewałam się niczego lepszego. Nie widząc w moim pobliżu Janga, ludzie przestali się powstrzymywać. Znów patrzyli, wytykali palcami i szeptali za plecami. Bogate dzieciaki naprawdę nie wiedzą co to umiar i szacunek do drugiego człowieka.

Oprócz algebry z Ruby, na resztę poniedziałkowych lekcji chodziłam sama, bez nowych znajomych. Nikt się do mnie nie odzywał, więc siadałam w pierwszej lub ostatniej ławce, jak kompletny odludek, którym faktycznie byłam.

Cieszyłam się na myśl o lunchu, myśląc, że chociaż tam trochę odetchnę, wsłuchując się w rozmowy, tym samym odsuwając na bok natarczywe myśli. Rzeczywistość była inna.

Tylko Ruby, Charlie i Sophie zachowywali się stosunkowo normalnie. Amber i Liam byli wyraźnie niezadowoleni z mojej obecności. Nie powiedzieli ani słowa, przewracali oczami, szybko wyszli.

Czy moje tupanie nogą aż tak bardzo rozzłościło Liama?

Jeśli mieli do mnie jakiś problem, to wystarczyło powiedzieć. Jestem naprawdę wyrozumiałą osobą i jeśli nie chcieli mojej obecności, to wstałabym i wyszła. Niejasne sytuacje są uciążliwe.

Opowieści nowych znajomych o treningach i kogoś imprezie urodzinowej szybko dobiegły końca, usilnie starając się wypytać mnie o cokolwiek związanego z poranną sytuacją.

– Naprawdę się zgodziłaś? – Zapytała Sophie z ustami pełnymi makaronu.

– A miałam inne wyjście? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, opierając głowę na ręce.

– Niezbyt – odpowiedział Charlie. – Przynajmniej będziesz miała świadomość, że Twoja niedola sprawi komuś radość – dopowiedział obojętnie, biorąc solidny łyk smoothie.

– Dzięki, Charlie. Naprawdę umiesz podnieść człowieka na duchu – zmrużyłam gniewnie oczy na blondyna.

– Chyba źle to zrozumiałaś – zaśmiał się łagodnie. – Na Próby Czasu można kupić bilety. Całą zebraną sumę ze sprzedaży przeznaczają na cele charytatywne – wyjaśnił.

Czyli ludzie będą płacić za patrzenie na moją żałosną sytuację? Jak na osła w cyrku?

Nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, jak hojny dupek.

– Mówiłam Ci, że ich się jednocześnie boi i podziwia – odezwała się pustym głosem Ruby.

To było pierwsze, co powiedziała od samego rana. Do tej pory zamyślony, wzdychała, patrzyła przez kilkanaście minut w jeden punkt.

– Jesteś dzisiaj podejrzanie cicha – zauważyła Sophie, patrząc podejrzliwie na brunetkę.

– Stał tak blisko... – odezwała się ledwo słyszalnym, marzycielskim głosem.

Doyle i Shelton patrzyli na Ruby z jawnym niezrozumieniem, wymieniając się ciekawskimi spojrzeniami.

– Mason przyszedł mi coś powiedzieć i akurat Ruby była obok. Od tamtej pory nie potrafi wrócić do normalności – wytłumaczyłam znajomym, mierząc Torres wzrokiem.

– Masz chorą obsesję. Musisz z tym skończyć – zagroziła palcem Sophie.

Ruby jedynie machnęła zbywająco dłonią, pozostając w świecie swoich wybujałych myśli.

TIME of liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz