Rozdział 5

21.3K 730 334
                                    

Ostro hamuję, kiedy po raz kolejny rozlega się dźwięk mojego telefonu. Zaciskam mocno palce na kierownicy i spanikowana zerkam na wyświetlacz. Po raz kolejny dostrzegam na ekranie numer mojej mamy i w końcu zaciągam ręczny. Nie mam pojęcia, dlaczego do mnie dzwoni i o czym zapomniałam, ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Przecieram dłonią pobladłą twarz i sięgam po komórkę, po czym w końcu odbieram połączenie.

– Gdzie ty jesteś?! – warczy zimnym głosem, a ja powoli zaciskam powieki. – Miałaś być na dwudziestą.

Zerkam na zegarek. Jestem spóźniona o ponad pół godziny.

– Co ty sobie myślisz, że po wszystkim co się wydarzyło, będę jeszcze tłumaczyć się przed burmistrzem miasta? Zaprosiłam go na kolację, miałaś być punktualnie! – krzyczy, a moje serce wybija szybki, nierówny rytm. Nie chcę nawet myśleć o tym, co czeka mnie, kiedy zostaniemy całkowicie same. Przełykam ciężko ślinę.

– Musiałam załatwić jedną rzecz – odpowiadam najspokojniej jak się da i zerkam na maskę, którą zdjęłam ze swojej twarzy, gdy tylko opuściłam tor wyścigowy. Pieniądze są ukryte głęboko w moim bagażniku i nie ma opcji, że wniosę je tak po prostu do domu. Najpierw muszę obmyślić plan, gdzie je ukryć, by matka ich nie zauważyła. To oszczędności, które od tygodni zbierałyśmy z Avery z myślą, że kiedy tylko skończymy szkołę, od razu będziemy mogły uciec z naszego rodzinnego domu i odciąć się od naszych rodziców. To był plan, który miałyśmy wykonać razem, ale teraz... Z bólem wracam do prowadzonej rozmowy z moją mamą.

– Zgłupiałaś do reszty?! Zapłacisz mi później za to, jak musiałam świecić oczami przed panem Garretem – syczy. – Widzę cię w domu za pięć minut i uwierz, że lepiej, żebyś dłużej się nie spóźniła, bo gorzko tego pożałujesz – dodaje i rozłącza się, nim udaje mi się wykrztusić choć słowo. Jeszcze raz przełykam ciężko ślinę, mimo że w ustach mam sucho. Odkładam drżącą dłonią telefon, po czym biorę uspokajający wdech. Nie dane jednak jest mi ruszyć w dalszą drogę, bo w tym samym momencie znajome Lamborghini zajeżdża mi drogę. Zamieram i otwieram szerzej oczy, kiedy od strony kierowcy wysiada Remo.

Strach paraliżuje mnie od razu, bo już nie jestem anonimowa. Zerkam na maskę, po czym wbijam bieg, by ruszyć i go wyminąć. Chłopak zatrzymuje się jednak centralnie przed moją maską, dostrzegam jego szare oczy. W czarnej, grubej bluzie ciężko dostrzec jego twarz, ale jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś. Prostuję się i daję na luz. Nie mam stąd drogi ucieczki. Nie przed nim.

Kiedy Remo orientuje się, że nie zamierzam uciec, obchodzi auto i podchodzi od mojej strony. Puka w moje okno, a ja zaciskam na moment powieki, po czym powoli odsuwam szybę.

– Jakiś problem? – pytam zachrypniętym głosem, modląc się po cichu, by kaptur mojej bluzy ukrył wystarczająco rysy mojej twarzy. Specjalnie na niego nie patrzę, uparcie wbijam wzrok przed siebie.

– Wysiadaj – chrypie. Jego głos jest niski i wyczuwam w nim duże ostrzeżenie. Zaciskam usta w wąską kreskę. – Wysiadaj – powtarza tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zerkam na telefon.

– Spieszy mi się – bąkam.

– Wygrałaś ze mną i nawet nie zdążyłaś się przedstawić – odpowiada luźno, jakby miał mnóstwo czasu na przeprowadzenie tej rozmowy. – Sądzę, że powinniśmy to nadrobić.

– Nie wydaje mi się – wykrztuszam. – Muszę jechać.

– Wysiadaj – warczy i odsuwa się o krok, dając mi wybór. Czuję, jak panika znowu próbuje przebić się do mojej świadomości, ale mocno ją blokuję. Ta rozmowa zajmie tylko chwilę. Nie mam wyboru, jeśli nie chcę, żeby gonił mnie do upadłego. Przełykam gulę rosnącą w gardle i powoli otwieram drzwi. Remo obserwuje każdy mój krok, kiedy prostuję się i poprawiam materiał kaptura.

ElitaWhere stories live. Discover now