♡,,𝙽𝚒𝚎 𝚠𝚎𝚣𝚖𝚎̨ 𝚣 𝚗𝚒𝚖 𝚜́𝚕𝚞𝚋𝚞! 𝚃𝚘 𝚔𝚛𝚎𝚝𝚢𝚗."♡

150 22 37
                                    

  Valerie przesiadywała na kanapie, zawinięta w koc, z kubkiem gorącej zimowej herbaty. Thriller, który włączyła dobiegał już końca, a na podłodze leżała pusta paczka po chipsach paprykowych.

  Kiedy pojawiły się napisy końcowe, do pokoju weszła matka dziewczyny. Clarissa Clare wzbudzała respekt i kontrowersje nawet w gronie znajomych i rodziny.

  Nie była autorytetem dla swoich córek, które za żadne skarby nie chciały stać się kopiami matki.

  Na pewno była władczą, silną i twardą kobietą z ogromem wad, chowanych przed światem.

  Z obrzydzeniem podniosła pustą paczkę chipsów.

  - Znowu opychasz się tym śmieciowym żarciem? Mogłabyś dla odmiany zjeść coś zdrowego.

  - Naprzykład pora? Podziękuję - odparła dziewczyna ignorując wkurzone spojrzenie matki.

  Clarissa jednak nie zamieżała kończyć tematu.

  Nie przyszła tu by kłócić się z córką. Jej wizyta w małym salonie była misją, na którą wysłał ją zapracowany mąż.

  - Valerie - zaczęła. - Ojciec i ja mamy zamiar przekazać ci ważną wiadomość. Proszę przyjdź za chwilę do mojego gabinetu. Będziemy na ciebie czekać.

  Kiedy matka zniknęła z jej zasięgu wzroku, siedemnastolatka wyłączyła telewizor.

  Wstała z kanapy, tym samym otrzepując spodnie z resztek chipsów.

  Wyszła z salonu i przeszła przez korytarz. Kilka razy skręciła w prawo i lewo.

  Wreszcie dotarła do mosiężnych drzwi odznaczających się na tle drzwi całego domu.

  Valerie zapukała, a kiedy usłyszała głośne ,,proszę" otworzyła je.

  - Cześć tato - przywitała się.

  Charles Clare był miłym człowiekiem. Stanowił wsparcie dla Val po wyjeździe jej siostry - Barbie.

  Barbie wyjechała na studia dziennikarskie rok temu, i od tego czasu nie przyjechała do domu.

  Valerie sądziła, że to wina matki, bo siostra i z nią, i z tatą kontakt utrzymywała.

  Dziewczyna usiadła na krześle wskazanym po cichu przez matkę.

  Clarissa póki nie musiała, wolała się nie odzywać do córki.

  Charles, widząc niechęć żony postanowił zacząć rozmowę, która miała zmienić życie córki o 180°.

  - Valerie... Wiesz może, że... Mamy nową współpracę i...

  - I?

  Głos przejęła Clarissa. Ona nie miała problemów z rujnowaniem życia młodszego dziecka. Chociaż sama rozmowa była uciążliwa.

  - I weźmiesz ślub z ich synem. Alexander, to naprawdę dobry kandydat.

  - A jeżeli można mi wiedzieć to jak on ma na nazwisko? - Valerie próbowała zachować spokój, chociaż w środku wszystko w niej pulsowało.

  - Bunett.

  - Bunett? - Valerie gdzieś już słyszala to nazwisko. Obiło jej się chyba kiedyś o uszy, ale nie kojarzyło jej się dobrze.

*4 lata wcześniej*


- Alex. Alexander Bunett - przedstawił się jej chłopak. - A ty?
- Valerie. Ale mów mi Val.
- Miło mi cię poznać, Val.

...

Kiedy Val weszła do klubu, zobaczyła swojego chłopaka, Alexa.
I może byłoby to w miarę normalnie, gdyby nie to, że w talii obejmował niską brunetkę, a ich usta były złączone.

*Teraźniejszość*

  W Valerie

  - O nie! Nie wezmę z nim ślubu! To kretyn - krzyknęła Val zapominając, że znajduje się w towarzystwie matki.

  - Valerie - syknęła Clarissa. - Wyrażaj się. Bunettowie to bardzo dobra rodzina.

  - Ale ja chcę to tylko szczęścia! - krzyknęła dziewczyna.

  - Ale ja ci je daje! - odkrzyknęła. - To najlepsza rodzina jaką mogłam dla ciebie wybrać.

  - Ja chcę tylko iść na studia. Albo zwiedzenie połowy świata. A przez ciebie wiesz co będę miała? - zapytała i nie czekając na odpowiedź powiedziała - Siedzienie w kuchni i gotowanie obiadu dla człowieka którego nie cierpię.

   - Znasz Alexandra? - Clarissa z całej wypowiedzi Val zrozumiała tylko fragment o Xandrze.

  - Tak, znam.

  - To dlaczego go nie lubisz? To dobry chłopak. Chociaż w sumie, mnie to nie interesuje. A, i jeszcze jedno. Ślub za trzy miesiące. Nie obchodzi mnie czy go lubisz, czy nie, ale i tak się z nim pobierzesz. Zapamiętaj to sobie.

  - Córeczko możesz odejść - rzekł Charles z taką miną, jakby miał zaraz powiedzieć żonie, że do ślubu nie dojdzie. Wiedział jednak, że wpędziło by to jego rodzinę w problemy finansowe, i Val i tak musiałaby kogoś poślubić. Tyle, że nie byłby to chłopak w jej wieku, tylko człowiek od niego starszy, o jakieś pięćdziesiąt lat.

  Valerie posłusznie wyszła z gabinetu matki, i ruszyła po schodach do siebie.

  Rzuciła się na miękkie łóżko i chwyciła telefon. Odblokowała go i zauważyła powiadomienia od Barbie.

Barb: Co oni ci zrobili?!
Val: No... Słyszałaś?
Barb: Tak, słyszałam. I mam im coś do powiedzenia. Jadę do domu.
Val: A co ze studiami?
Barb: Val, mamy weekend.
Barb: A nawet jeśli to i tak mam za dobre oceny, żeby mnie wywalili.
Barb: Do zobaczenia za trzy godziny. Barb: Jadę Val.

 

 

Aranżowane Małżeństwo حيث تعيش القصص. اكتشف الآن