Rozdział 3

45 10 12
                                    

Postanowiliśmy nie marnować czasu i uratować Jamesa, zanim nie będzie za późno. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Był zamknięty w kostnicy i, jeśli nawet udałoby mi się tam wejść, wyjść we dwoje będzie o wiele ciężej. Syriusz i Remus zostali w domu Potterów, ponieważ mój brat nie potrafił być cicho i obudziłby wszystkich zmarłych. Kiedyś zazdrościłem mu tej beztroski, ale teraz dziękowałem za to, że przez szesnaście lat marnego życia dane mi było wyrobić w sobie bezszelestny chód i opanowanie.

Obiekt nie powinien być monitorowany, przynajmniej nie było nigdzie tabliczki, która by o tym informowała. Przecież i tak byłem uznany za nieżywego, więc nawet gdyby ktoś mnie zobaczył, nie miałbym z tego powodu problemów. Czasem jednak dobrze jest być martwym.

Dzięki smukłemu, a wręcz wychudzonemu ciału, udało mi się wśliznąć przez okno. Rozejrzałem się. Wszystko było w przytłaczających kolorach. Wszędzie stały przykryte trupy i było zimno. Bardzo zimno. Moje klimaty - pomyślałem. Spod jednej płachty wystawały opalone, długie palce. Podszedłem do trupa i ściągnąłem biały materiał z twarzy. To nie on. Robiłem tak z kolejnymi i kolejnymi martwymi. Tylu trupów jeszcze nie widziałem. Już miałem zamiar zrezygnować, ułożyć obok jednego z chłodnych ciał i samemu umrzeć, kiedy go zauważyłem.

Leżał z odsłoniętą głową, a obok niego siedziała piękna kobieta z długimi, brązowymi włosami i ściskała dłoń męża. Rodzice kochali Jamesa, musieli, skoro zamiast wziąć nocną zmianę w pracy, byli tutaj, u jego boku. Może nie poświęcali synowi zbyt wiele czasu, ale zależało im na jednynym dziecku. Czekałem, schowany za ścianą. Kiedy po jakiś piętnastu minutach odeszli, podszedłem do chłopaka. Był tak samo piękny, jak go zapamiętałem. Dobrze się nim opiekowali - na jego ciele nie zauważyłem żadnych śladów rozkładu, a nawet gdyby takowe były - mam nadzieję, że eliksir da sobie z nimi radę.

Mógłbym tak stać wieczność i pilnować jego żelaznego snu, jednak wiedziałem, że w każdej chwili ktoś może mnie zobaczyć. Zbliżyłem usta do jego ust, tak przeszywających chłodem, i pocałowałem go. Jak dziwne by to nie było - wsunąłem język między jego wargi, modląc się, by to podziałało. Odskoczyłem, kiedy jego powieki drgnęły, a czekoladowe oczy zaczęły błądzić po mojej twarzy.

— Wiesz, co się z tobą stało?

— Kim jesteś i czemu, do cholery, mnie całujesz?!

— Cicho! Nie krzycz tak, bo ktoś tu przyjdzie. Jestem Regulus. Pamiętasz? — Po jego minie widziałem, że mnie nie rozpoznaje.

— Nie wiem kim jesteś. Nie wiem gdzie ja jestem.

— Jesteśmy w kostnicy. Umarłeś. Ale już żyjesz, dzięki temu pocałunkowi. — Na moje policzki wstąpiły lekkie rumieńce. Od kiedy ja się rumienię?! — Słuchaj musimy stąd iść, więc wstawaj. Później wszystko wyjaśnię.

Ledwo skończyłem zdanie, nogi chłopaka poderwały go do góry. Zastanawiałbym się nad tym dłużej, gdyby nie fakt, że James nie był jedynie bez koszulki, jak myślałem. Nie miał nic na sobie. Musiał być przygotowany do ubrania przed włożeniem do trumny. Zdążyłem jeszcze dojrzeć jak chłopak nerwowo próbuje się przede mną zasłonić, po czym zmusiłem się do odwrócenia.

— Musimy stąd jakoś wyjść, więc okryj się może tą białą tkaniną...

Potter bez wahania chwycił materiał i nie widziałem co z nim robił, ale kiedy pozwolił mi się odwrócić, miał go związany na jednym ramieniu. Cholerny Apollo.

— Idziemy — powiedziałem, a on ruszył za mną.

⋆⋆⋆

Podróż minęła nam bez większych problemów, nie licząc kilku starszych pań wychodzących z kościoła, które zobaczywszy niecodzienny ubiór chłopaka, zaczęły wyzywać nas od satanistów, a jedna nawet próbowała uderzyć nas laską. Myślę, że gdyby chłopak pojawił się tam w swoim bardziej codziennym ubraniu, reakcja niewiele by się zmieniła.

Przed domem czekali na nas Syriusz i Remus. Nie zdążyłem nawet dobrze ich dojrzeć w półmroku, kiedy mój brat już zdążył rzucić się najlepszemu przyjacielowi na szyję.

Zazdrościłem bratu. I tej relacji z przyjacielem, jakiej nigdy nie miałem (z przyjaciółmi też mi się zresztą nie poszczęściło) i ciepła, jakie okazywał mu James. Nie powinienem zawiścić rodzeństwu, ale nie mogłem nic poradzić na to, że patrząc na przytulającą się dwójkę, moje serce chciało wyrwać się z piersi i rzucić w płomienie.

Nie zdążyłem rozważyć niczego więcej. Z zamyślenia wyciągnął mnie podniesiony głos Syriusza i wyczuwając, że coś jest nie w porządku, spojrzałem w ich stronę. Potter zemdlał. Wnieśliśmy go w trójkę (był naprawdę ciężki) do środka i położyliśmy na kanapie.

Odmówiłem opuszczania go chociaż na chwilę. Nawet, jeśli mnie nie pamięta, będę strzec jego snu. Nie dziwne zresztą, że zemdlał. Nie każdy jest w stanie przyjąć do siebie fakt własnej śmierci z taką akceptacją jak ja to zrobiłem. W dodatku naoglądał się dzisiaj trochę trupów, a wcześniej widział tylko, co zabawne, mnie. Nie miał wtedy problemu z dotykaniem mojego ciała, a nawet całowaniem. Czy teraz znowu może tak być? Czy na nowo dopuści mnie do siebie i pozwoli kochać, kiedy na naszej drodze do szczęścia nie stoi już śmierć?

Popatrzyłem na śpiącego chłopaka. Trząsł się. Przyłożyłem dłoń do jego czoła. Był rozpalony. Historia lubi się powtarzać. Odszedłem tylko na chwilę, żeby od razu do niego wrócić z zimnymi okładami i wodą. Spróbowałem delikatnie go obudzić. Otworzył oczy, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Podałem mu leki przeciwgorączkowe przyniesione przez chłopaka Syriusza (ciekawi ludzie z tych Potterów, u mnie w domu nikt nie przejmował się takimi rzeczami) i wodę. Zanim ponownie zapadł w sen, zdawało mi się, że zobaczyłem lekki uśmiech na jego ustach, gdy na mnie patrzył. Może wreszcie sobie mnie przypomniał? Może jeszcze nie wszystko stracone?

Przyniosłem wilgotny ręcznik i zacząłem go przemywać. Ciągle był jedynie w płachcie z kostnicy. Rozwiązałem ją i zostawiając ją w pasie, żeby znów nie przekroczyć jego granic (chyba już po raz trzeci tego dnia), patrzyłem jak wilgoć pokrywa jego ciało, sprawiając wrażenie, że leży przede mną beztroski chłopak na piasku, ledwo po wyjściu z morza.

Ubrałem go w przyniesione przez brata ubrania (to znaczy czarne spodnie z wieloma kieszeniami i obcisłą tęczową koszulkę, która nie zakrywała brzucha) i choć nie bardzo wybór Syriusza odpowiadał sytuacji, James wyglądał uroczo.

Zostałem niedługo potem wyrzucony z mojego siedzenia.

— To nic i tak nie zmieni jak będziesz tak przy nim siedział. Lepiej idź się umyć, bo ciężko przy tobie oddychać. — Rzucił we mnie jego ubraniami. Ubraniami Jamesa, których i po stylu i po zapachu nie pomyliłbym z żadnymi innymi.

Serio nie najlepiej pachniałem, a o swoim wyglądzie wolałem nawet nie myśleć. Gdybym teraz się obudził i zobaczył kogoś takiego całującego mnie, też bym się wystraszył.

Ubierając się po kąpieli, przysunąłem ciemnozieloną koszulkę do nosa. Ciekawe czy wszystko w jego domu pachniało wiśnią, gorzką czekoladą i cynamonem, czy to jego skóra tak pachniała? Chciałem się nacieszyć upozorowaną bliskością chłopaka, który był mi kiedyś najbliższym promieniem słońca, ale teraz wolał mnie na odległość. Słońce się ode mnie odwróciło, nasze wspólne chwile poszły w niepamięć. Upadłem w bezdenną pustkę. Zapadła noc, a przy mnie nie było jedynej osoby, która mógłaby ją rozjaśnić.

The dead rarely cry ➳ JegulusNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ