9.

53 9 19
                                    

Poniedziałek nastaje za szybko. Jeszcze jestem pod wpływem wczorajszych emocji i muszę przyznać, że zwyczajnie boję się pójść do pracy i skonfrontować z Maciejem. 

Wiem, to dziecinne...

W połowie drogi na przystanek, dopada mnie śnieżyca, ale ku mojemu zdziwieniu autobus jest na czas. Pod firmę docieram przed Maciejem, a przynajmniej nigdzie w zasięgu wzroku nie widzę jego auta. 

Na szczęście udaje mi się przejść korytarzem bez przypadkowego spotkania się z nim, gdyby jednak był już w pracy, dlatego jak złodziej, na palcach, zakradam się do własnego biura. 

Zamykam delikatnie drzwi i od razu otwieram laptopa. Loguję się do systemu i zaczynam od przejrzenia poczty, służbowych maili i poleceń przełożonych, a właściwie to przełożonego. 

Poza drobną korespondencją nie znajduję nic ważnego na już, dlatego przeszukuję ciekawe oferty pod kątem inwestycji. 

Po prawie trzech godzinach intensywnej pracy, zaskakuje mnie ciche pukanie do drzwi. Na miękkich nogach wstaję z miejsca i z dudniącym sercem spoglądam na biurowe drzwi. 

— Czy mogę panią porwać na drugie śniadanie? 

— Ignacy? — pytam, spodziewając się zupełnie kogoś innego. Mam nadzieję, że w moim głosie nie słychać nuty rozczarowania. Podchodzę do niego i wtulam się w jego tors. 

— Stęskniłaś się, Zosieńko? — pyta zaskoczony, całując mnie w czoło i mocno tuli do siebie. 

Milczę, próbując uspokoić oddech i rozdygotane serce. Mam ogromne wyrzuty sumienia i nienawidzę tego uczucia. Chwilę stoimy przytuleni, gdy do biura wchodzi ktoś jeszcze. 

— Przygotuj mi, proszę... 

Gdy słyszę głos Macieja od razu odsuwam się od narzeczonego i tylko posyłam mu sztuczny uśmiech. Maciej odchrząkuje i mierzy nas chłodnym spojrzeniem, po czym mocniej zaciska szczękę i dodaje: 

— Do czternastej proszę o wydruk raportu nieruchomości przeznaczonych do sprzedaży w województwie mazowieckim i kujawsko-pomorskim. Pilne. — Wychodzi, nie czekając na moją odpowiedź, a Ignacy siada za biurkiem i opiera się wygodnie, wkładając ręce za głowę i przedrzeźniając przy tym Macieja. 

Tylko brakuje, żeby jeszcze wyciągnął nogi na stół. 

— To co, zamówimy coś, czy jednak wyrwiesz się na godzinkę z tego piekiełka i miło spędzimy południe? Jest tutaj w okolicy świetna kawiarenka... — spogląda na mnie z nieodgadnioną miną i kontynuuje: — coś z poddaszem w nazwie, "Malinowe Poddasze" czy coś podobnego. 

— "Wiśniowe Poddasze" — mówię niemalże szeptem, przypominając sobie wspólnie spędzony czas z Maciejem w tym magicznym miejscu. 

— O, właśnie! Wiedziałem, że jakiś owoc pojawia się w nazwie, to jak? — Ignacy patrzy na mnie wyczekując odpowiedzi, a ja kolejny raz odpływam gdzieś myślami.

— Zamówimy coś z dostawą, bo do czternastej zostało bardzo mało czasu, a jak słyszałeś, to pilne... — ściemniam, ponieważ zestawienie muszę tylko nieco zaktualizować i wydrukować, ale nie chcę iść do miejsca, które już zawsze będzie kojarzyło mi się z mężczyzną, który jest powodem moich narastających wątpliwości. 

— Straszny służbista z tego twojego prezeska. Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w... a zresztą! — Macha ręką. — Patrzył na mnie tak, jakbym mu przerysował na parkingu luksusowe auto, albo zabił gazetą chomika. Dziwny koleś, aż ci zaczynam współczuć szefa. 

— Co? — pytam, ponieważ wyłączyłam się na moment. 

— Straszny pajac i w dodatku buc ten twój szefunio — powtarza, a ja nic nie mówię, żeby nie ciągnąć tematu. 

FastrygaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz