28. Utracona cząstka siebie

4.5K 124 36
                                    

– Powiesz mi w końcu, co takiego się stało, że chciałaś pójść ze mną do Kościoła? – Zapytała babcia, gdy wracałyśmy z popołudniowej mszy.

Po lekcjach, skończonym treningu i powrocie do domu, niemal od razu zaproponowałam babci Rose, abyśmy poszły na mszę. Nie pytała, dlaczego akurat dziś. Nigdy nie pytała, gdy widziała, że nie jestem skora do odpowiadania.

Prawie nigdy. 

– Nic się nie stało – skłamałam gładko.

– Moja kochana wnuczko, jesteś utalentowana w wielu dziedzinach, ale kłamanie wychodzi Ci okropnie.

Czyli jednak nie tak gładko.

– Myślisz, że rozstanie z Simonem, to dobry pomysł? – Zapytałam w końcu z gulą w gardle.

– Skąd nagle pomysł, żeby z nim zrywać? Myślałam, że dobrze się dogadujecie.

– Powiedzmy, że coś mnie do tego skłoniło.

Dokładniej rzecz ujmując nie coś, a ktoś. A jeśli czepiać się szczegółów – ten ktoś mnie do tego nie skłonił, tylko zmusił.

– Czyli pewnie myślałaś, że odpowiedź na swoje pytanie podczas w Kościele, ale jednak jej nie dostałaś, więc teraz pytasz mnie.

– Widać, że sporo już stąpasz po tej ziemi. Jesteś spostrzegawcza – zaśmiałam się niezręcznie.

– Ode mnie też nie dostaniesz odpowiedzi na to pytanie. Nie możesz wiecznie pytać innych o zdanie. Sama musisz wiedzieć czego chcesz. Wiem, że od dawna starasz się być samodzielna, ale najwyższy czas, żebyś też samodzielnie zaczęła myśleć, moja droga.

Trudno mi to przyznać, ale babcia Rose miała rację. Chociaż ten świat już chyba działa w ten sposób – babcie zawsze mają rację.

Dorosłam stosunkowo szybko. Z pewnością szybciej, niż moi rówieśnicy. Zamiast spędzać czas po lekcjach ze znajomymi, chodziła do pracy. Gdy miałam nieco wolnego czasu, spędzałam go na nauce, bieganiu albo pomaganiu w domu. Byłam odpowiedzialną osobą i nigdy nie sprawiałam problemów, ale jednak jakiś kłopot miałam. Odkąd pamiętam, nie potrafię samodzielnie podejmować decyzji.

Gdy byłam dzieckiem, pytałam o wszystko swoich rodziców i babcię. Odkąd zżyłam się z Ruby, wszystko uzgadniam i dopytywałam jej. Kiedy w moim życiu pojawił się Simon, zawsze robiłam to, co on uważał za słuszne. No, prawie zawsze. Wciąż o wszystko pytałam Ruby i babcię Rose, ale to mój chłopak miał decydujący głos.

A za kilka godzin miało go już nie być.

– Twoja babcia ma rację – dobiegł do nas męski głos, kiedy spacerowałyśmy ścieżką w parku, trzymając się pod pachą.

Zdezorientowana rozejrzałam się po okolicy i w tym samym momencie dostrzegłam Ivana wstającego z pobliskiej ławki.

– Dzień dobry, mam na imię Ivan i jestem Aurory kolegą ze szkoły – kulturalnie się przedstawił skinieniem głowy.

– Coś mi się wydaje, że nie coś Cię skłoniło do decyzji, tylko ktoś – babcia popatrzyła na naszą dwójkę przenikliwym wzrokiem i uśmiechnęła się w doskonale znany mi sposób.

– Daj spokój – westchnęłam zażenowana. – To tylko mój kolega...

– Ivan, kochany – skierowała swoją twarz tylko w jego kierunku. – Chociaż wyglądasz jak ponury żniwiarz, wyglądasz na mądrego i dobrze Ci z oczu patrzy – miała rację, znowu był ubrany cały na czarno. – Dlatego, proszę, wytłumacz mojej czasami niezbyt rozgarniętej wnuczce, że musi nauczyć się dokonywać wyborów – poinstruowała. – To ja będę w domu, a ty nie wracaj, dopóki nie załatwisz swoich spraw – spoważniała i pogroziła palcem, aby po chwili zostawić na moim policzku pocałunek, a bruneta radośnie poklepać po ramieniu.

TIME of liesOnde as histórias ganham vida. Descobre agora