zawód

9 2 0
                                    

                                                                        

 - Wydaję mi się, że pierwszy raz nie rozumiem, wie pani, tych wszystkich uczuć, które mnie obezwładniają, zdają się mnie ściskać, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić. Zawsze w mojej grupie, ja byłam od rozwiązywania problemów szerokiej maści. Teraz nie umiem połączyć sznurka, zerwał się już dawno podczas bitwy, nie potrafię zawiązać go na nowo. Staram się, naprawdę. Właściwie jest to moim jedynym celem, mimo że bardzo chcę wrócić do nauki, bo wie pani, niezwykle chciałabym uczyć dzieci, ale nie mogę. Muszę uporządkować własną głowę, nie wyjdę do dzieci z zamkniętym umysłem. Nie wiem od czego zacząć, nie wiem nawet gdzie jest koniec, to wciąż się rozwija, z każdą sekundą, czuję coraz większe obciążenie, nawet jak z panią rozmawiam. Bardzo boję się, że pójdzie to w stronę, której najbardziej się obawiam.

  Gdybania mogę zacząć od oczekiwań, jakie na siebie nałożyłam. Były naprawdę wielkie, nikt normalny by im nie sprostał. Okazało się, że jestem całkowicie normalna. Wie pani, podczas wojny presja była ogromna, chcąc wynaleźć coś, co uchroni moich przyjaciół przed śmiercią, zatraciłam się w tym przeświadczeniu, że jeśli mi się nie uda, zawiodę ich. Miałam świetny pomysł, naprawdę przejawiłam wtedy nie mały geniusz, do teraz jak o tym myślę napełniam się jakąś taką dumą, kwitnącą w mojej piersi. Ale nie udało się. Pamiętam, kiedy wniesiono martwego Harry'ego, obwiniałam się o każde jego cierpienie, kroplę krwi, łzę. Gdybym bardziej się skupiła, więcej czytała, myślała o tym projekcie, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Jak pani wie, Harry był zbyt silny i wytrwały, by zginąć w tamtym momencie, ale to uczucie zasiało ziarna, które na przestrzeni lat zdołały wyrosnąć.

  I dosyć prędko się o nich przekonałam, gdy zaczęłam umawiać się z moim przyjacielem. Proszę mi wierzyć, Ron był cudowny - pocieszał, okazywał czułość, rozumiał proste komunikaty i może właśnie dlatego poczułam się całkowicie winna, gdy nie potrafiłam go pokochać. Zmuszałam się do tego uczucia, ale nie mogłam żyć w wiecznym kłamstwie i zaprzeczeniu. Widząc jego smutek, chciałam to wszystko naprawić - wlać w siebie tony amortencji, tylko by go nie zawieść. Lecz on taki nie był, nie przyjąłby tego daru, uśmiechał się wyłącznie, mówiąc, że mi z tym pomoże, że mnie nie zostawi, uszanował każdą moją decyzję, a ja nie potrafiłam uszanować jego świętego uczucia. Jest tak wspaniałym człowiekiem, nie wiem jak poradziłabym sobie bez niego, nie wiem gdzie teraz bym była. Choć miałam wrażenie, że go zawodzę, widziałam to w jego oczach, zaczerwienieniu, zmarszczeniach. Niegdyś bałam się, że to przekreśli mnie w jego rodzinie. Nie wiem, czy zniosłabym krzywe spojrzenia pani Weasley.

  Mam wrażenie, że znam miłość - rodzice dali mi jej wystarczająco, ale wydaję mi się, że znam tą romantyczną. Tą, o której piszą poematy, tej przez którą traci się zmysły. Naprawdę, myślę, że ją znam. Kiedyś, przed wojną, gdy próbowałam wszystkiego by wynaleźć coś nowego, zaskoczyć czarodziejów innowacyjnością, spotkałam dziewczynę. Znałam ją już - ten sam rok to ułatwiał, pomagała mi, wykradała ze swojego domu potrzebne mi rzeczy i książki. Nie lubiłam jej dotychczas, myślałam, że jest snobką, że chce mnie wykorzystać. Widziałam ją tyle razy wśród grona ludzi, którymi nie warto zawracać sobie głowę, ale ona wyszła przed szereg - zrobiła coś niesamowite, wyłamała się. Niezwykle ją wtedy polubiłam, chciałam spędzać z nią więcej czasu. Pansy Parkinson była jednak jak duch, trudna do dostrzeżenia, gdy nie wyostrzy się wystarczająco wzroku, a proszę mi wierzyć nic innego nie robiłam.

  Potem po wojnie pogodziłam się z tym, że raczej nigdy już jej nie spotkam, będzie tylko moim wyobrażeniem, niespełnionym marzeniem, ulotnym ptakiem, nierzeczywistością i kimś nawet nie poznanym, tylko muśniętym.

  Nigdy nie opuściłam magicznego świata, choć dużo osób to zrobiło - w tym Harry, ale ja nie potrafiłam. Tu był mój dom, tu była moja przeszłość i tu kreuje się moja przyszłość. To moje bezpieczne miejsce. Długo wzbraniałam się przed przyjściem tu, choć wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Historia musi zostać opowiedziana, bo inaczej umknie czujnym oczom i żadna lekcja nie zostanie wyciągnięta, a to chyba najgorszy grzech.

  Wie pani, że mimo bycia czarodziejką wciąż wznoszę modlitwy? Może nie do samego boga, ale do nieba, gwiazd, chmur pięknego błękitu. Uspokaja mnie to, przez chwilę zastępowało terapię. Teraz to właściwie nie wiem, gdzie jestem i gdzie mnie szukać. Chciałam się czegoś dowiedzieć, a wyjdę z jeszcze większa niewiedzą, nie radzę sobie z tym, proszę, niech pani coś zrobi, niech mnie pani wyleczy. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 09 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

kołysanka na dobranoc; drarry, pansmioneWhere stories live. Discover now