1.

218 15 1
                                    

Stałem przed lustrem patrząc na moje napuchnięte oczy, płakałem poraz kolejny.
Osoba którą pokochałem umarła oddając życie za osobę, którą to On kochał... Oddał życie za Babe, ratując go przed kulą Tonego.
Way nie zasłużył na taki koniec, mimo że miał trochę za uszami był wspaniałym człowiekiem... Mimo, że ostatnie dni spędzał przy mnie, nigdy nie był w stanie pokochać mnie tak jak ja pokochałem go, nawet kiedy nasze usta spotkały się myślał o Babe. Miłość do Babe utrzymywała go przy życiu.
Oddał życie za osobę którą kochał, był bohaterem, dopiero kilka dni później dowiedzieliśmy się, że Babe spodziewa się dziecka, Way uratował dwa życia... Albo i więcej?
Charlie nie zniósł by życia bez Babe i pociągnęło by to za sobą więcej ofiar.

Wyszedłem z łazienki i spokojnie skierowałem się do gabinetu, nie miałem ochoty iść spać. Nie chciałem znów widzieć obrazu z tamtego dnia...
Usiadłem przy biurku, cały pokój oświetlony był tylko światłem księżyca, wszystko wydawało się dziś naprawdę spokojne...za spokojne.
Dopiero zdałem sobie sprawę, że nie zamknąłem drzwi na klucz, wstałem od biurka i skierowałem się szybkim krokiem do drzwi, po śmieci Tonego naprawdę obawiam się, że któryś z jego ludzi będzie chciał zemsty.
Wróciłem do biura...nie zostawiałem otwartego okna, kurwa mać.
Przez fakt, że jestem w złym stanie nawet nie wyczułem, że ktoś wszedł do mojego domu, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje,
Zobaczyłem w zaciemnionym rogu pokoju oczy, wbijał je we mnie jak igły...albo jego ulubione może.
Kenta. To Kenta, podeszłem do okna i zamknąłem je, odwracając się tym samym plecami do niego.
Chciał się do mnie zbliżyć, złapałem go za szyję uniemożliwiając mu to, dopiero teraz spojrzałem na jego twarz, wydawał się być przerażony...
Oświetlało nas tylko światło księżyca, ale byłem w stanie zobaczyć jego czerwone oczy, puściłem jego szyję, podszedł do mnie.

No tak...po śmieci Tonego został bez niczego, policja wkroczyła do domu i wielkość rzeczy została skonfiskowane, ale nie spodziewałem się, że przyjdzie do mnie.
Wręcz wpadł w moje ręce, on stracił przytomność... Zapewne błąkał się przez te wszystkie dni od tamtego koszmarnego dnia.
Wziąłem go na ręce i skierowałem się do swojej sypialni, delikatnie położyłem go na łóżku, położyłem się obok niego, jest strasznie blady, i taki zimny.
Poprawiłem mu włosy, dotykałem go widocznie za długo.Byłem w stanie usłyszeć jego myśli, a bardziej byłem w stanie zobaczyć jego sen...dziwi mnie to, ale tylko jego myśli widzę jako obrazy. Ma naprawdę ciężki umysł to zapewne dlatego.

Kenta siedział w swoim spokoju, jeśli można to tak nazwać, było to białe pomieszczenie z łóżkiem,małą szafą i jednym oknem.
Które nocnym światłem oświetlało jego twarz.Poraz kolejny opatrywał swoje rany na ciele, to nie był obecny Kenta był to ten młody człowiek z którym żyłem na codzień, opatrywał rany na udach? Wiedziałem , nie Tony źle go traktował, bił go jak większość z nas... Ale te rany... On zrobił je sam.

Zabrałem z niego ręce i nie mogłem się powstrzymać z musiałem to zobaczyć, zdjąłem mu spodnie, on ma blizny nie tylko na udach, na biodrach, brzuchu...

- co ty robisz?- usłyszałem jego głos, brzmiał na naprawdę przestraszonego, odepchnął mnie od siebie - co ty chciałeś mi zrobić... - kurwa mać jak to wygląda, nie dziwię się, że go przestraszyłem...

- Kenta to nie to na co wygląda- zaczął się ubierać, chciał wstać z łóżka, ale złapałem go za nadgarstek- Kenta stój.

- nie dam znów się skrzywdzić...- zabrał swoją rękę, jak znów!? Wstałem i złapałem go za policzki - nie rób mi krzywdy...nie ty ...Pete tylko nie ty.- przytuliłem go mocno

- Kenta ja nie chciałem cię skrzywdzić... Chciałem zobaczyć twoje blizny, nie wiedziałem, że miałeś wtedy takie problemy, gdybym wiedział siłą bym cię zabrał ze sobą- on tylko spuścił wzrok w dół. - kto ci to zrobił ? Kenta możesz mi powiedzieć.- pokiwał głową na boki, ale złapał mnie za rękę bym się sam dowiedział.

Kenta stał w gabinecie Tonego, był chwalony za dobre zachowanie... Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że Kenta śmiał mu powiedzieć , że Tony powinien odpuścić Jeff'a... Jeff miał zaledwie kilka lat, a on ...on chciał go już wydać w ręce jakiegoś zboczeńca.
Tony postanowił nauczyć Kente, że to wszystko jest normalne...
To Tony krzywdził Kente... To on za każdym razem po znęcaniu się nad Kentą wykorzystała go mówiąc mu, że to jest okazywanie synowi miłości.
Kenta wychowany jak pies nie rozumiał, że to wszystko nie powinno tak wyglądać...


Spojrzałem na twarzy Kenty, przyłożył mi dłoń do policzka

- Nie płacz Pete... - ja płaczę? Ja nie byłem nawet świadomy jak wiele łez wypływało z moich oczu, było mi go tak bardzo szkoda. On myślał, że w ten sposób obroni Jeff'a... - już go nie ma... Już będę bezpieczny...nie płacz proszę.

- jesteś taki silny.- przytuliłem go poraz kolejny, zasnęliśmy zmęczeni tym wszystkim przytuleni, nie chciałem go na  chwilę nawet puścić objawiając się co się stanie jak go puszczę .

Rano obudziłem się kiedy poczułem rękę na swoim policzku, otworzyłem oczy i zobaczyłem Kente, wdawał się trochę spędzony. przytulił go do siebie

- Telefon ci dzwonił, nie miałem jak wstać po niego - powiedział, powoli sięgnąłem telefon. Babe?

Od razu oddzwoniłem do niego

- no w końcu odebrałeś... Rozmawiałem z Jeff'em, nadal nikt nie znalazł Kenty.- no tak szukano go... Na szczęście nie ma nagrań z momentu zabicia Tonego, ale o tak zostałby uniewinniony bo działał w obronie innych...

- znalazłem go, a raczej on mnie znalazł, jest u mnie , Powiedz Jeff'owi, że już nie musi się martwić, Kenta jest bezpieczny - powiedziałem patrząc na Kente - dobra muszę kończyć- rozłączyłem się i spojrzałem na Kente.- chodźmy coś zjeść...- na szczęście nie protestował.

Zjedliśmy na śniadanie omlet bo nie miałem za dużo rzeczy do gotowania więc trzeba korzystać z tego co jest.

Po śniadaniu spojrzałem na Kente, stał przy zdjęciu Way...

- kochasz go prawda? - zapytał dość spokojnym tonem- nie odpowiadaj i tak wiem...

Nawet nie umiałbym go okłamać...




w nocnym świetle Where stories live. Discover now