Rozdział 3: Latarnik

2 1 0
                                    

Zwinęłam się na łóżku i zakopałem pod pierzyną, by stłumić nieprzyjemny hałas budzika. Ale widziałam, że to bez sensu i kiedyś będę musiała wstać. Otworzyłam jedno oko i zorientowałam się, że jeśli teraz się nie zbiorę, to nie wyrobię się do szkoły. Miałam ochotę na krótką drzemkę. Zirytowana wyczołgałam się spod ciepłej kołdry i poszłam ogarnąć się do łazienki. Zostawiłam do nagrzania lokówkę i wskoczyłam w komplet do szkoły, czyli kremowe wełniane legginsy i do zestawu taki sam sweterek. Zrobiłam delikatny makijaż (w tym moje ulubione piegi kredką) i zaczęłam nawijać loki, które tak bardzo uwielbiałam, ale nie dane mi było je dostać w naturze. Zebrałam wysoko włosy w kucyk. Po małej pielęgnacji zeszłam po drewnianych schodami na parter z towarzyszącym im charakterystycznym skrzypieniem.

Pochłonęłam jogurt owocowy w parę sekund i kilka minut później stanęłam na ganku odpalając swoją ulubioną playlistę na Spotify. W słuchawkach od razu popłynęły pierwsze nuty piosenki I Was Never There od The Weekend. Złapałam za deskę, która stała oparta na ganku i zjechałam w dół ulicy. Wiatr pchał mnie do przodu, a odpychająca stopa od ulicy dodawało zwiększała tempo. Poczułam mocniejszy wiatr, opatuliłam się mocniej w pasie, wdzięczna sobie za to, że wzięłam swoją ulubioną puchatą kamizelkę. Pomimo faktu, iż wczoraj był okropny upał, dziś temperatura drastycznie spadła. Panowała końcówka lata i powoli zaczynała się moja ulubiona pora roku, czyli jesień.

Kiedy sunęłam wzdłuż chodnika, podziwiałam kolorowe liście, których z dnia na dzień przybywało. Delikatny wiatr porywał je do góry, a te delikatnie wirowały w powietrzu. Zafascynowana przyglądałam się ich magicznemu tańcu, były takie piękne i wolne. Magnetyzowały mnie w swojej swobodzie.

Wjechałam do parku, przez który zawsze przejeżdżałam w drodze do szkoły. Minęłam fontannę, a kiedy do niej zaglądnęłam, zobaczyłam nagromadzone w niej złotawe liście. Po przeciwnej stronie parku przez pas zieleni w sportowych strojach, biegło kilku mężczyzn, przygotowujących się na zbliżający się coroczny maraton, organizowany przez miasto. Gdy obróciłam twarz w drugą stronę, zobaczyłam bawiące się szczeniaki, które ktoś właśnie wypuścił ze smyczy. Podskakiwały zabawnie, ganiając za dyskiem, który szybował w powietrzu.

W końcu zatrzymałam się na pasach, a kiedy stałam i czekałam na zielone, zauważyłam swój ulubiony antykwariat po drugiej stronie ulicy i poczułam nagłą ochotę wejścia do środka chodźby na moment.

Zmieniło się światło i wszyscy ruszyli. Przejechałam po lekko wyboistej drodzę i zatrzymałam się przed starymi drzwiami. Pokonałam schodek i pchnęłam masywne drzwi. Zadzwonił dzwoneczek nad moją głową, informujący o przybyciu gościa. W momencie, gdy weszłam do środka, buchnął we mnie znajomy zapach starego papieru. Rozglądnęłam się i obięłam wzrokiem setki starych egzemplarzy książek, których nigdzie nie można było już dostać. Poczułam otaczającą mnie historię.

Intrygowało mnie to, jak wiele ta książki musiały przejść. Jaką drogę pokonały, by się tutaj znaleźć? Niektóre były naprawdę stare, a co niesamowite, wiele z nich było w idealnym stanie. Przez ile rąk musiały przejść, by tu trafić? Jaką ze sobą niosły historię? Książki od zawsze mnie fascynowały, a to, co robiły z człowiekiem było niebywałe. Dzięki nim można było żyć czyimś życiem, raz byłam staruszka ze stadem kotów, raz miliarderką. Zatracanie się w nieistniejącym i surrealistycznym świecie było tak zwaną odskocznią, rozproszeniem rozbieganych myśli i ucieczką od rzeczywistego świata, który nas przytłaczał. Jedne wywoływały morze łez, inne wzbudzały pewność siebie. Dzięki jednym ludzie otwierali się na siebie, drugie łączyły pokrewne dusze. Ale rzeczą, którą od zawsze książki mnie kręciły najbardziej było to, jak ludzie poznawali się w bibliotekach lub księgarniach i podglądali się wzajemnie pomiędzy regałami. Jak odkrywali siebie i odgadywali, co dana osoba lubi, kierując się tylko działem, z którego ktoś wyjął książkę. Jak całowali się ukradkiem, niby to publicznie, niby prywatnie. Jak byłam młodsza marzyłam o tym, by się tak zadłużyć, poczuć jak najszczęśliwszy człowiek na świecie.

Skierowałam się na dział zatytułowany: klasyka i zobaczyłam uginającą się drewnianą półkę, pod naporem której stały tomiki prozatorskie Lwa Tołstoja, Fiodora Dostojewskiego, Charlesa Dickensa, Williama Shakespeare'a i innych wybitnych autorów minionych lat. Przejechałam wzrokiem po ich przetartych grzbietach. Moją uwagę przyciągnęło eleganckie wydanie zatytułowane Stary człowiek i morze ze zdobionymi brzegami, wzięłam je w dłonie i zaczęłam kartkować pofatygowane strony, chłonąc wszystko, co znalazłam w środku. Sunęłam opuszkami palców po delikatnych śmietankowych stronach i upajałam się treścią, przez którą płynęłam. Były też obrazki. Przedstawiały przede wszystkim pejzaże oceaniczne, a także sceny z życia na morzu, momenty refleksji i samotności. Wszystkie były piękne, ktoś kto je wykonał miał niebywały talent i rękę przeznaczona do tworzenia rysunków z historią i głębią powieści.

Byłam tak zatopiona w lekturze, że nie widziałam, co się działo wokół. Wydawało mi się, że jestem sama, ale obudził mnie cichy dźwięk, coś na kształt dzwoneczków, dobiegający z niedaleka. Podniosłam głowę znad książki i rozejrzałam się, ale nikogo nigdzie nie było. Byłam sama w alejce, a jedynym towarzystwem były książki usypane do sufitu.

Wtem zobaczyłam jakiś ruch po drugiej stronie regału, który udało mi się zarejestrować w luce, zrobionej przez książkę, którą wyciągnęłam z tego miejsca. Czerwona, kraciasta koszula mignęła mi przed oczami.

Nagle moją uwagę rozproszyły wibracje telefonu w kieszeni, wyciągnęłam telefon.

Jason: gdzie jesteś ?

Ja: w antykwariacie

Odpowiedź przyszła natychmiast.

Jason: czemu na mnie nie poczekałaś ?

Odstawiłam tomik na półkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Właśnie wystukiwałam odpowiedź dla Jasona, kiedy wpadłam na coś twardego i usłyszałam dźwięk odbijającej się książki od podłogi oraz ten sam dźwięk dzwoneczków, który był teraz wyraźniejszy. Uniosłam głowę.

To był chłopak. I nie byle jaki.

Już miałam wymamrotać przeprosiny, ale nieoczekiwanie wstrzymałam powietrze.

Przede mną stał Marshall Fraser i patrzył na mnie, jak na jakąś wariatkę. Miał na sobie czerwoną kraciastą koszulę z poszarpanymi rękawami, wyglądającymi jakby ktoś odpruł je nożem, spod niej wystawała biała koszulka z długim rękawem, na szyi miał srebrny łańcuszek, a na biodrach związana wokół, zwisała jeansowa kurtka. Miał też szare dresy i czarne jak smoła glany.

Zamrugałam oczami, by szybciej przyswoić wiadomości i rzuciłam okiem w dół, gdzie leżała upuszczona książka. Podniosłam ją i zauważyłam, że był to Latarnik Henryka Sienkiewicza. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie chłopak ją upuścił i, że jest w takim miejscu. Co jak co, ale nie pasował do książek, a co dopiero do księgarni.

A jednak tu był.

Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas zdezorientowani, nie wiem ile, ale zdawało się wieczność, bo moje płuca błagały o powietrze. I może przeszłabym obojętnie, ale stał tak blisko, że aż mnie przerażał. Z takiej odległości doskonale widziałam, co czaiło się w jego oczach i wzdrygnęłam się, kiedy dostrzegłam w nich nic innego, jak pustkę. Pustkę, w której nie było dosłownie nic. Ciemną otchłań, w której gubiły się zlęknione dusze, a ja miałam wrażenie, że moja stanie się jedną z nich, jeśli natychmiast tego nie przerwę.

- Prze-przepraszam - wydusiłam, nie wierząc w to, że się jąkam i podałam mu książkę, którą nadal miałam w rękach. Przyjął ją, ale i tak poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz strachu. Miałam wrażenie, że półki dookoła się uginają pod ciężarem jego pełnego mroku spojrzenia i mnie zaraz przygniotą.

Ocuciły mnie dzwoneczki, które zabrzęczały po raz kolejny. Dopiero teraz dostrzegłam, że były to małe łańcuchy, przyczepione do jego butów. Brunet poruszył się z nogi na nogę, a one dały o sobie znać.

- Nic się nie stało - odparł gardłowo i momentalnie wszystko wróciło do normy, kiedy zwinnie mnie wyminął i odszedł z Latarnikiem. Obróciłam się, ale jego już nie było.

Diamentowe SercaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang