7

380 40 4
                                    

– Dziękuję, że mi pomagasz – zwróciłam się do siedzącej na miejscu kierowcy Abby.

– Dzięki tobie czuję się jak wspólniczka Jamesa Bonda w spódnicy – zaśmiała się dziewczyna. – Wywiozłam cię z Roses Valley niczym prawdziwa agentka.

Skrzywiłam się na wspomnieniem jazdy w bagażniku. To było traumatyczne, zwłaszcza, że cierpiałam na klaustrofobię. Pomieszczenie w piwnicy, które moi rodzice wykorzystywali do karania mnie, było bardzo małe i panował w nim mrok, bo mama i tata wychodzili z założenia, że tylko w ciemnościach umysł wycisza się od zbędnych bodźców i człowiek jest w stanie w pełni skupić się nad swoim przewinieniem. Robiłam co mogłam, by nie wrócić do piwnicy, ale i tak byłam tam za częstym gościem. Zwłaszcza w dzieciństwie. To miejsce napawało mnie przerażeniem, dlatego tak bardzo bałam się również innych mrocznych przestrzeni i unikałam ich jak ognia. Budziły bolesne wspomnienia, które spychałam na dno umysłu, starając się każdego dnia walczyć z traumami. Tym razem jednak nie miałam wyjścia. Musiałam jakoś opuścić rezydencję. I choć rodziców nie było – ojciec był w sztabie, a mama pojechała do klubu tenisowego na ploteczki z żonami innych polityków, nie mogłam od tak wyjść do domu na umówioną wizytę do ginekologa. Ochroniarze pilnujący osiedla byli poinformowani, że mają mnie nie wypuszczać, musiałam jakoś ich zmylić. To sprawiło, że poprosiłam o pomoc Abby i ostatecznie wyjawiłam jej moje podejrzenia co do ciąży. Przyjaciółka nie zawiodła. Gdy rodzice zostawili mnie samą, przyjechała do mnie i wywiozła w ukryciu, dzięki czemu nikt nie zorientował się, że opuściłam rezydencję.

– Dobrze, że odzyskałaś auto – skomentowałam, by nie wracać do stresu, jakim była eskapada w bagażniku. Wystarczyły mi nerwy, które mnie czekały u lekarza.

– W idealnym momencie warsztat mi je oddał – przytaknęła. – Bez samochodu nie mogłabym ci pomóc. Na szczęście teraz jestem już do twojej dyspozycji.

– Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna i ile to dla mnie znaczy – powiedziałam wzruszona.

– Od tego są przyjaciele – powiedziała ściskając mnie za dłoń.

W tej chwili nie żałowałam tego, że ostatecznie powiedziałam jej prawdę. Miałam tylko ją. Tylko jej ufałam i tylko na nią mogłam liczyć. To naprawdę była moja najlepsza przyjaciółka i właśnie to udowadniała czynami, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało.

– Dziękuję...

– Cokolwiek się wydarzy, pamiętaj, jestem przy tobie. Ze wszystkim możesz do mnie przyjść. Zawsze cię wesprę, Dove. Możesz na mnie liczyć! – zadeklarowała z emfazą.

Skinęłam głową, bo bałam się, że odpowiedź okupię łzami. Już zamierzałam wysiąść, gdy dziewczyna powstrzymała mnie, mówiąc:

– Mam coś dla ciebie.

– Co takiego? – zdumiałam się, bo miałam wrażenie, że Abby zrobiła już dla mnie aż nadto.

– Proszę – oznajmiła, wciskając mi do ręki jakąś karteczkę.

Rozwinęłam papier.

– Numer? – Popatrzyłam na nią zaskoczona, nie bardzo wiedząc o co chodzi.

– Nie było to łatwe, ale skołowałam dla ciebie numer do Brandona – przyznała.

– Do... Brandona? – wydukałam. – Ale po co?

Imię chłopaka mnie przerażało na równi z piwnicą w rezydencji. Nie wiedziałam czy był przyjacielem czy wrogiem. Mój umysł tworzył rozwiązania, których nie chciałabym doświadczyć w rzeczywistości.

– Jak to: po co?! – wykrzyknęła wzburzona Abby. – To ojciec twojego dziecka...

– Nie wiem nawet czy jestem w ciąży – bąknęłam.

– Okej. Zagalopowałam się. Potencjalnego dziecka. Ale nie zapominaj, że tylko on zna odpowiedzi. Wie, co się stało tamtej nocy, a nawet jeśli nie, może naprowadzić cię na prawdę. Musisz się z nim skontaktować. Nie masz wyjścia!

Nie mam wyjścia... Jak ostatecznie to brzmiało. Ale Abby miała rację. Tylko Brandon mógł mi pomóc. Musiałam się z nim skontaktować bez względu na negatywne emocje, które względem niego czułam. Jeśli z nim nie porozmawiam, nie dowiem się co mnie spotkało i jeśli byli jacyś temu winni, nigdy nie spotka ich kara. Prawda była konieczna, przecież nie mogłam żyć ze świadomością, że na zawsze pozostanę w stanie niewiedzy w kwestii wydarzeń z tamtej feralnej nocy, w której ktoś celowo pozbawił mnie pamięci i kontroli nad własnym ciałem.

– Masz rację. Skontaktuję się z nim... o ile przeżyję dzisiejszy dzień – oznajmiłam słabo.

– Dasz radę. Wszystko się ułoży.

Mówiła, jak Adam. On także tak twierdził, ale ja nie miałam ich pewności. To, co się działo przerastało mnie. Co zrobię, gdy okaże się, że faktycznie spodziewam się dziecka? Jak sobie poradzę? No i rodzice... Przecież oni mnie zniszczą. Mnie i to dziecko, które przecież jest całkowicie niewinne temu, co się wydarzyło...

Nie byłam w stanie odpowiedzieć przyjaciółce. Bez słowa wysiadłam z auta w garażu podziemnym nowoczesnego wieżowca i skierowałam się do windy, która miała mnie zawieźć na piętro, na którym mieścił się prywatny gabinet doktor Brown.

Forbidden romanceWhere stories live. Discover now