39. Nadzieja jest okrutną bestią

5.6K 130 61
                                    

02.12.2017 r.

Jeśli jakiś nastolatek będzie mówił o kochaniu lub dawał życiowe rady, lepiej mu nie wierzyć. Bo w tak młodym wieku nie wie się nic ani o miłości, ani o życiu. Dużo rzeczy nam się wydaje, jeszcze więcej przypuszczamy, a najwięcej zgadujemy. Jednak nic nie wiemy. Przykład? Myślałam, że zakochałam się w Ivanie Kellym, a tak naprawdę pomyliłam miłość z szukaniem zrozumienia. Drugi przykład? Myślałam, że nienawidzę Timothy'ego Janga. Pomyliłam nienawiść z fascynacją i pożądaniem. Jeszcze jeden przykład? Już się robi. Myślałam, że moja rodzina mnie kocha, ale pomyliłam miłość z łgarstwem i manipulacjami. Nastolatkom nie można ufać. Dokładnie tak samo, jak dorosłym. W obecnym świecie nikomu nie można wierzyć. Każdy kłamie.

Minęło piętnaście minut, odkąd skończyłam opowiadać Timothy'emu o wszystkich rewelacjach z ostatnich kilku tygodni. Chłopak nie powiedział kompletnie nic. Ani teraz, gdy panuje przerażająca cisza, ani wcześniej, gdy mówiłam. Jedynie siedział na krześle przy biurku, uważnie mnie obserwował i co jakiś czas przytakiwał.

Czy spodziewałam się takiej reakcji? Sama nie wiem. Prawdopodobnie nie spodziewałam się niczego.

– Okej – westchnął zmęczony, przecierając twarz dłonią. – Czyli dostałaś w klubie karteczkę, którą właśnie trzymam w ręku i podłożył ją Evans – stwierdził zamyślony, na co przytaknęłam. – Nie znalazłaś nigdzie w domu aktu urodzenia, a jakieś trzy tygodnie później pojawił się znikąd pod drzwiami. Na dodatek ktoś zostawił Ci dziwną grę i nie był to nikt z naszego kręgu, więc prawdopodobnie ma związek z całą sprawą. Na dodatek myślisz, że wszystko jest sprawką mojej matki, bo to ona jako pierwsza powiedziała, że nie znasz swojego miejsca. Dobrze zrozumiałem? – Zapytał zmęczony, uważnie mi się przyglądając.

– Tak. Mniej więcej tak to wygląda – ponownie przytaknęłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie.

– W dodatku Twoja babcia nie powiedziała, gdzie pracowała, a matka wcale się Tobą nie interesuje, dlatego... – zrobił przerwę, jakby zawahał się, czy może wypowiedzieć te słowa na głos.

– Dlatego myślę, że jestem adoptowana – dokończyłam za niego z rosnącą gulą w gardle.

– Przecież to nie ma sensu. Jaki interes miałaby w tym Clarissa? Nie widzę żadnego powiązania – stwierdził zamyślony.

– Ja też na początku tak myślałam. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że zapewne widzi w Tobie samą siebie. Kogoś, kto od razu odtrąciłby drugą osobę, jeśli ta okazałaby się sierotą. Już nikt nie psułyby wizerunku waszej rodziny. Szukała czegoś, co nas od siebie odsunie i w końcu znalazła – odparłam zestresowana, drapiąc skórki przy kciuku.

Poczułam, jak materac łóżka się ugina. Timothy usiadł koło mnie. Czułam na sobie jego przenikliwy wzrok. Położył swoją dłoń na mojej, uniemożliwiając mi dalsze drapanie.

– Jak długo nad tym myślałaś? – Zapytał spokojnie.

– Długo.

– I naprawdę myślisz, że ta sprawa może nas od siebie odsunąć?

– Nie wiem. Może? – Zapytałam wyprana z emocji, kierująć twarz w stronę bruneta.

– Nie może. Jeśli moja matka faktycznie tak myśli, to grubo się myli. To niczego nie zmienia – odparł z mocą.

– Zmienia wiele. Już teraz nie pasuję do Waszego świata, bo nie mam pieniędzy. Jeśli faktycznie się okaże, że jestem sierotą...

– Nie gadaj głupot – przerwał mi. – Wszyscy żyjemy w tym samym świecie. Tak, mam pieniądze. I co z tego? Nadal jestem złym człowiekiem. Ty ich nie masz. I co z tego? Jesteś dobrym człowiekiem.

TIME of liesWhere stories live. Discover now