ROZDZIAŁ 2

102 16 13
                                    

RONAN

— Zapytam jeszcze raz — wysyczałem przez zęby, mocniej ściskając koszulę więźnia. — Gdzie on się ukrywa?

Mężczyzna jęknął i pokręcił głową. W celi było zimno i brudno. Człowiek śmierdział już własnymi odchodami, potem i czymś jeszcze.

Kłamstwem.

— Gadaj! — szarpnąłem go w górę.

Więzień ledwo potrafił utrzymać się na nogach. Nie ja zajmowałem się jego torturami, ale mogłem sobie tylko wyobrazić, jakie przyjemności zleciła dla niego Rubinowa Królowa. Tor i Tristan umieli się zabawić. Mężczyzna nie miał dwóch palców, a jedno z jego kolano było wygięte w drugą stronę.

— Nie wiem.... — załkał teraz, opierając ciężar ciała właśnie na tym nienaturalnie wygiętym kolanie. — proszę.... nic nie wiem.

Z moich ust wydobył się mroczny śmiech.

— Jak wygląda? Jak się nazywa? Skąd pochodzi?

— Nic nie wiem! Nic nie wiem!

Z warknięciem przycisnąłem jego twarz do krat celi. Mężczyzna sapnął, a ja nachwaliłem się nad jego uchem.

— Nienawidzę się powtarzać — szepnąłem.

— Nic nie wiem... przysięgam — zaszlochał nudząc mnie. — Mam rodzinę... blagam... wypuśćcie mnie.

Pchnąłem go na ziemię.

— A ja mam dość tego przesłuchania.

Odwróciłem się na pięcie i zamknąłem kraty jego nędznej celi.

— Wolisz nie mieć następnych dwóch palców lewej ręki czy mam przekazać, aby zajęto się prawą? Tak dla równowagi.

Nie odpowiedział. Skulił się jedynie w rogu, płacząc jak dziecko. Wywróciłem oczami. To już był piąty człowiek, który nic nie chciał powiedzieć. A przecież co im szkodziło? Zamiast po dobroci, ci wszyscy durnie opierali się, sami sobie fundując tortury. Strażnik, stojący przy drzwiach lochów parsknął śmiechem, widząc moje wkurwienie.

— Przemiły jak cynamonowe bułeczki — zachichotał, kiedy przechodziłem obok i ruszył moim śladem.

— Z całym szacunkiem, odpierdol się zastępco. Nie mam nastroju.

Jax zaśmiał się ponownie. Ruszyłem w górę schodów, a on oczyścił podążył za mną jak upierdliwy rzep. Zazgrzytałem zębami.

— Wiesz, że bycie miłym zwiększa możliwość osiągnięcia własnych korzyści? — zapytał, wsadzając ręce do kieszeni.

Prychnąłem pod nosem. Jego i moją zbroją szurały z każdym następnym krokiem. Dźwięk był nieprzyjemny. Jakby ktoś właśnie łamał sobie zęby. Pochodnie oświetlały krętą drogę, a ich ogniki świeciły jasnym blaskiem. Ogień. Wytwarzany naturalnie. Tak podobny go dziedzicznego ognia, a zarazem tak od niego inny. Zagapiłem się tańczący płomyk, zapominając o pytaniu Jaxa. Dopiero kiedy dostałem łokciem w nieokryte zbroją miejsce między brzuchem a nogami, moja uwaga znowu powędrowała do strażnika.

— Jasne. Na pewno by się wygadał, gdybym poczęstował go cynamonowymi bułeczkami i winem, a do tego zaśpiewał serenadę pod tytułem: „O więźniu, zdradź, co wiesz".

Jax wzruszył ramionami z uśmiechem. Jako mój zastępca dzień w dzień podążał za mną jak duch, ale dzisiaj był bardziej denerwującym duchem niż zwykle. Nie musiał mi przypominać, że znowu niczego się nie dowiedzieliśmy. Kolejny więzień. I znowu nic. Ten przebrzydły złodziej nie miał praktycznie osobowości. Nikt nic o nim nie widział! Albo nie chciał nic o nim powiedzieć. Facet pojawiał się w zamku i znikał, a każde następne spotkanie z nim doprowadzało mnie do białej gorączki. Ileż już razy marzyłem i snułem fantazje o tym, jak skręcam mu kark. Albo jak przebijam mu mieczem serce. Znienawidziłem go. Tak bardzo go nienawidziałem. Zerknąłem na swojego zastępcę.

Hiraeth |Kronika Celestanu tom 1| Where stories live. Discover now