Rozdział 2

55 3 1
                                    

   W pół do pierwszej spotkałyśmy się na Zielonym Wzgórzu. Siedziałyśmy na trawie  głową do słońca. Kochałam to miejsce. Zawsze przychodziłam tu żeby się wyciszyć lub poczytać książkę. W dole wzgórza było magiczne jeziorko. Nie było duże, ale głębokie i miało piękny, turkusowy kolor. Jak byłam mała razem z Eli taplałyśmy się w nim bez końca.
- To co powtórka z rozrywki? - zapytała odwracając głowę w moją stronę.
   Jako, że pochodziła z rodu królewskiego miała inną moc niż inni. Bardziej niezwykłą. Mogła oddychać pod wodą, a najlepsze jest w tym to, że mogła również przekazać tą moc innej osobie na jakiś czas. I byłam to ja.
- Jasne - odpowiedziałam z satysfakcją.
   Kochałam siedzieć z nią godzinami w wodzie. To było takie cudowne uczucie móc na chwilę odpocząć od świata i całkowicie zatracić się w magii jeziorka.
    Eli wypowiedziała parę słów, które miały dać też mi tę moc.
     Już po paru minutach pływałyśmy pod powierzchnią wody. Były tam najróżniejsze rośliny. My szukałaśmy Mardragory. Zawsze chciałyśmy ją znaleźć, ale rodzice mojej przyjaciółki powtarzali nam, że to sekret, który znają tylko oni i osoby, które zbierały plony. Dziś prawdobodobnie miałyśmy go poznać.
    Jeziorko nie było aż tak głębokie, więc spokojnie mogłam dopłynąć do dna.
    - Patrz - wskazałam na rośliny rosnące przy dnie. Wyglądały jak te, które jadłyśmy dziś na śniadanie.
     Wspólnie wyrwałyśmy parę sztuk i gdy już miałyśmy płynąć ku górze moją uwagę przykuła pewna muszla.
     - Poczekasz tu chwilę? - zapytałam licząc na to, że się zgodzi.
     - No jasne płyń - powiedziała z uśmiechem.
Popłynęłam do dna i wzięłam do ręki znalezisko. Była piękna. Mama Eli opowiadała mi, że moja mama kochała muszle i właśnie taką nosiła na szyi. Niestety po moi urodzeniu nastała wojna, w której to moi rodzice zginęli. Czasami wracam do tego myślami, ale wiem, że nie mogę długo się użalać nad stratą bliskich mi osób i muszę iść dalej. Popłynęłam do Elizy i pokazałam jej okaz.
   - Jest piękna tak jak twoja mama - odparła na co się uśmiechnęłam. Była dwa lata starsza i zdążyła poznać ją i mojego tatę. Często opowiadała mi różne historie, jak była mała i jej mama zostawiała ją u mojej.
   - Chodźmy - zaproponowałam mimo, że wcale nie chciałam wracać. Słusznie, powinnam zostać, bo nie wiedziałam co czeka mnie na górze.
                                     ***
   Szłyśmy właśnie ścieżką gdy natknęłyśmy się na niezbyt miłe towarzystwo - bracia z rodu królewskiego.
   Podszedł do nas Alfie z kwaśną miną, jakby nie odpowiadało mu nasze towarzystwo. Znając go, tak własnie było.
   Całe życie się nienawidziliśmy. Z jakiego powodu? Nie wiem. Raczej nikt tego nie wie.
   - Proszę, proszę kogo my tu mamy? - zapytał z udawanym zaciekawieniem.
   - O masz taką słabą pamięć, że nie pamiętasz naszych imion? - odpowiedziałam pytaniem. Dobrze wiedziałam, że chodziło mu o mnie, ale dlaczego mam być miła dla niemiłego?
   - Słynna Lili i jeszcze bardziej słynna Elizabet - odparł. Wiedział, że jego siostra nienawidzi jak mówi się do niej pełnym imieniem.
   - Pójdziesz już czy dalej będziesz próbował poderwać Lili? - spytała żartobliwie Eli.
   Przeskanował nas wzrokiem i odszedł.
   - Właśnie dlatego go nienawidzę.
   - Dalej nie wiem czemu się nienawidzicie. Może i jest głupi, ale nie aż tak.
   - Próbuje być fajny na siłę - odparłam. Mówiłam nienawidzimy się bez powodu. To w ogóle nie był powód.
   - Może i tak, ale widzisz, że on na ciebie leci - powiedziała a na jej twarzy pojawił się uśmieszek w stylu "no weź" - daj mu szansę.
   - Wcale na mnie nie leci. I nie dam mu szansy, bo nie ma takiej potrzeby - rzuciłam  i odeszłam w stronę domu.
   Zawsze po takich małych kłótniach dawała mi czas na przemyślenie wszystkiego.
   Spojrzała na mnie po raz ostatni i weszła do zamku.

Nieznany dotąd świat elfów Where stories live. Discover now