Włosy opadły mi na policzki, szyja bolała z usztywnienia, ale palce z zacięciem trzymały długopis. Odrabiałam lekcje z polskiego. Dziś było zadanie z ortografii i gramatyki. Pomagałam sobie koniuszkiem języka, który bezwiednie wysunęłam z ust.
Voila! Udało się!
Bochater.
W zeszycie piękną kaligrafią odmieniłam to słowo przez przypadki:
Mianownik – kto? co? Bochater
Dopełniacz – kogo? Czego? Bochatera
Celownik – komu? Czemu? Bochaterowi
I tak dalej.
Odmieniłam też w liczbie mnogiej. Bochaterowie, bochaterów, bochaterom...
Chcąc upiększyć to wspaniałe dzieło, wzięłam ciemozielony pisak i zaznaczyłam ch w każdym wyrazie. Od razu rzucało się w oczy.
Błogostan zalał moją uczniowską duszę. Łuna samozadowolenia biła ode mnie na kilometr.
Tak.
Miss Kaligrafii. Mistrzyni Ortografii. To ja.